3. Czysta Dusza

92 9 1
                                    


~ Magnus ~

- Rób co chcesz... - powiedziała w końcu Isabelle. Odwróciła się i poszła przed siebie, jakby bez celu.

Opierający się o kolumnę Jace wymienił się spojrzeniami z Alekiem. Potem wzruszył ramionami, mruknął coś pod nosem, i podążył za siostrą. Alexander stojący przy mnie patrzył, jak jego rodzeństwo oddala się od nas, z mojej winy.

Cóż mogłem w owej scenerii powiedzieć. Nic. Stałem w miejscu i pusto patrzyłem się przed siebie. Nic nowego, nie pierwszy i ostatni raz... Oczywiście też gówno mogłem w tym przypadku zrobić, abym wyszedł z tego czysto, bez winy. Będę mordercą tak czy siak.

Bądź co bądź słynąłem z tego, że nie okazywałem słabości; bynajmniej nie bardzo. W tym przypadku także mnie to nie ominęło. Wprawdzie nie chciałem nawet patrzeć na Aleca, ale koniec końców mi się udało.

Zerknąłem na niego. Ten, tak samo jak ja, stał w ciszy, a jego piękne oczy miały zamyślony, nieobecny wyraz.

- Wybacz - powiedziałem, próbując brzmieć rześko.

Chłopak spojrzał na mnie. Uderzyło mnie to, że nie z niechęcią. Patrzył na mnie neutralnie, mimo bólu, jaki odczuwało jego rodzeństwo i jaki powinien czuć także on.

- Przejdzie im - wzruszył ramionami. - Jace szybko się odnajdzie, a po nim zaraz Izzy. Nie martw się tym.

Niewiele potrafiłem z siebie wydusić. Po prostu zastanawiałem się, czy dusza Alexandra Lightwooda jest na tyle czysta, czy po prostu naiwna, żeby traktować dobrze kogoś takiego, jak ja.

Przecież prędzej czy później to moja osoba go rozczaruje, a nie sam Asmodeus. Nie starałem się nawet tego z siebie wypierać, ponieważ przez lata życia mogłem tylko przyzwyczajać się do tego, że krwi nie da się zmienić. Jestem albo będę taki sam jak mój ojciec. Natury nie oszukam.

Mogę tylko udawać.

~ Alec ~
Obserwowałem Magnusa. Miał dziwny wyraz twarzy. Jakby zbolały, ale uśmiechał się nieco krzywo. Nie mogłem zgadnąć, o czym myślał.

Po chwili jednak syn wodza jakby się otrząsnął, przybrał bardziej łobuzerski uśmieszek i nieco zmrużył oczy.

- No więc... - odchrząknął, patrząc na mnie. - Głodny? Mamy wokół siebie stoły wypełnione jedzeniem i jak idioci stoimy w kącie.

Zawahałem się. Gdybym cokolwiek przełknął, to bym od razu zwrócił. Mój żołądek będzie współpracował dopiero po jakimś czasie, kiedy dojdę do siebie. Ale nie chcę być niemiły... Izzy wystarczająco pocisnęła Magnusa.

Wcale nie muszę się opychać. Kawałek chleba nie zaszkodzi.

- Okej - zgodziłem się.

Aczkolwiek ktoś nam przeszkodził. Zadrżałem na dźwięk tego głosu. Od razu napłynęły do mnie wspomnienia, które sprawiły, że chciałem albo schować się pod stołem jak największy tchórz albo dobyć łuku i strzelić bez wahania.

- Synu! - ryknął na całą salę wódz Edomu. - Chodź no tu do mnie! Żwawo!

Magnus rzucił okiem na ojca jak na upierdliwego komara, z takim rozdrażnieniem, którym nawet w małym stopniu mnie rozbawił.

- Bogowie... - mruknął Magnus. - Ratujcie.

Kiedy ja starałem się nie odczuwać do Magnusa zbytniej sympatii z powodu owych uczuć do Asmodeusa, ten westchnął z rezygnacją i popatrzył na mnie.

- Idę się dowiedzieć, co ten staruch ma za problem - powiedział Magnus. - Jeśli nie chcesz siedzieć przy stole, no bo nikogo nie znasz, to idź po prostu do rodzeństwa. Ja nie będę już zawracał ci głowy, bo znowu ich wypłoszę. Złapiemy się kiedy indziej.

𝕎𝕠𝕣𝕝𝕕 ℝ𝕦𝕝𝕖𝕤 𝔸𝕣𝕖 𝔹𝕒𝕕Where stories live. Discover now