9. Byliśmy, jesteśmy i będziemy...

54 4 0
                                    

Pov. Rush

Ostatnie dni to jakiś koszmar, wychodzę z domu o ósmej, a wracam o dwudziestej pierwszej. Imprezy odrzuciłem. Oczywiście nie z własnej woli. Robię to dla drużyny.

Gdyby nie mecz, który ma zadecydować o dalszych losach naszej szkoły to bym miał wyjebane. Jednak przy wygranej kilku z najlepszych zawodników dostanie stypendium na studia sportowe. Chciałem od dziecka na takie się dostać, oczywiście ojciec i matka mieli zupełnie inne plany, według nich mam być nowym szefem firmy. Tyle mnie ta posada obchodzi, co nic. Początkowo byłem przekonany, że oni chcą dla mnie najlepiej i robiłem to dla matki. Patrząc na moją obecną sytuację i to gdzie jestem, nie mam najmniejszej ochoty, żeby kontynuować ich wizję.

Zapiąłem zamek czarnej torby z nike, zarzucając ją sobie na ramię i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem ze schodów i nie żegnając się z nikim, wsiadłem do samochodu i wyjechałem z podjazdu. Mój cel to szkoła, a dokładniej boisko. Jestem spóźniony dziesięć minut, już czuję gniew trenera. Wrzuciłem większy bieg i dodałem gazu. Przy najlepszym wypadku będę tam w piętnaście minut. Jedyny minus to korki, o tej porze wiele ludzi wraca z pracy, a najszybsza droga do liceum to główna, ciągnąca się przez centrum miasta.

Skręciłem w prawo, włączając się do ruchu, który na szczęście nie był duży. Taki się wydawał, bo wszyscy kierowcy poruszali się dość szybko. Sprawnie wyminąłem auta i pare minut później parkowałem przed budynkiem. Wyskoczyłem z pojazdu, zamykając go na pilot i szybkim krokiem ruszyłem do szatni. Przebrałem się w strój i udałem się na dwór. Lekki chłód przyprawił mnie o gęsia skórkę, gdyż mam krótkie spodenki. Powoli skradałem się do chłopaków, którzy biegali kółka na bieżni, może nikt nie zauważy mojej nieobecności?

Jesteś kapitanem, kretynie.

Oj tam.

Wyrównałem bieg z Niall'em, który prawie się przewrócił widząc mnie.

- Siema, stary. - przywitałem się, wystawiając do niego dłoń. Przybił męską piątkę i pokręcił głową.

- Trener cię zabije.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - przejechałem językiem po zębach, uśmiechając się łobuzersko.

Skończyliśmy robić okrążenia, gdy usłyszeliśmy gwizdek. Ustawiliśmy się w dwuszeregu na linii boiska i czekaliśmy na rozkazy. Mężczyzna splunął po swojej prawej i spojrzał na nas krzywo. Jego wzrok wodził po każdym z nas, a na mnie zatrzymał całkowicie.

- Pan Black zaszczycił nas swoją obecnością. - zacmokał z sarkazmem. Rozpoczął swój standardowy chód w tę i z powrotem. - Nie będę ci tłumaczył, że masz się nie spóźniać, bo i tak zawsze to robisz. Przejdziemy do małych formalności. Na początek wyjazd, jedziemy tam na tydzień, rozegramy dwa mecze. Monako ma swoje dwie drużyny, jeśli wygramy z obiema to... To panowie wielki finał w Wielkiej Brytanii. Pierwszy dzień zwiedzacie zamek i różne atrakcje, pamiętajcie żeby nie zrobić mi obciachu. Kolejne trzy dni to głównie treningi, dokładną rozpiskę wyślę wam na grupę wieczór przed wyjazdem. Znacie zasady, zero upijania się, zero śmieciowego jedzenia i co najważniejsze nie opuszczajcie hotelu. Po dzisiejszym treningu omówimy sobie ich słabe strony. A teraz moje panie... DWIEŚCIE POMPEK I SIEDEMDZIESIĄT PAJACYKÓW!!! DO ROBOTY, LASKI!!! - zatrzymał się przed Jacob'em i gwizdnął mu przed twarzą.

Krzyknęliśmy zwarcie i zabraliśmy się do ćwiczeń.

Potarłem dłonie i upadłem na ziemię, podpierając się na rękach. Sprawnie mi szło, pierwsza setka to dla mnie nic. Liczyłem w głowie ile mi zostało, jednak myślałem o jednym... Jedziemy do Monako... A tam jest ona. Często w nocy mi się śni, głównie robimy dość nieprzyzwoite rzeczy, ale zdarza się wiele tragedii. Mam nadzieję, że ona nie miewa koszmarów, chociaż po jej ostatnim telefonie... Nie jestem niczego pewien.

(no) QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz