5. Przebudzenie

396 37 30
                                    

Otaczał go czarny dym. Nie widział i nie czuł. Serce wypełniała groza. Wiedział już, że został osądzony. Osądzony i uznany za niegodnego.

Po omacku próbował uciec przed ciemnością, ale czuł się zagubiony... całkowicie zagubiony. Mgła zagęściła się, wypełniając jego nozdrza duszącym zapachem. Opór stawał się coraz trudniejszy.

- Błagam! – krzyknął. – Błagam, dajcie mi jeszcze jedną szansę!

Nikt nie odpowiedział.

Poczuł, jak kłęby zaciskają się mocniej wokół jego gardła, odcinając dostęp powietrza. A zatem, to koniec. Jego przeznaczeniem będzie wieczne wygnanie i nędzna egzystencja na płótnie w ciemnym, nieznanym korytarzu.

Otaczający go mrok zaczął ożywać małymi błyskami światła. Mężczyzna zaczerpnął tchu, usiłując wprowadzić do płuc choć trochę powietrza. Jego umysł wypełniła ciemność....

~~~~~~~~~~~~~~~~

Severus otworzył oczy, kaszląc przeraźliwie. Rozejrzał się i zobaczył, że leży w swoim łóżku, zupełnie zaplątany w pościeli. Prześcieradło owinęło się ciasno wokół szyi, praktycznie go dusząc. Obrócił się na drugi bok, próbując jednocześnie wyplątać się z niewygodnych supłów. Gdy już udało mu się doprowadzić swoje posłanie do porządku, oparł się z powrotem o poduszkę, oddychając głęboko. Sięgnął, żeby odgarnąć włosy z oczu i zdał sobie sprawę, że ma coś na czubku głowy.

Szybko ściągnął z włosów obcy przedmiot, podniósł go na wysokość oczu i prawie zakrztusił się z wrażenia. W ręku trzymał czerwoną mikołajową czapkę, którą Voldemort nosił przy sobie podczas ich wspólnej podróży. Zatem to wszystko, co się zdarzyło, było rzeczywiste. Poczuł, jakby ktoś właśnie wymierzył mu solidny policzek. Chwycił kapelusz Świętego Mikołaja i przytulił go mocno do piersi.

- Och! Ja żyję! Oni... dali mi kolejną szansę! Żyję! Żyję!

Zerwał się na równe nogi, pobiegł do łazienki i spojrzał w lustro. Patrzyła na niego, surowa, zacięta i posępna twarz. Jego własna. Czyli zdecydowanie nie umarł.

Gdy się uśmiechnął, nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. – Hmm... - zadumał się, przypatrując się swojemu odbiciu. – Chyba muszę częściej to robić.

Wchodząc z powrotem do sypialni, spostrzegł samotny prezent, leżący na skraju łóżka. Nie musiał nawet brać go do rąk, by wiedzieć, od kogo pochodzi. Minerwa zawsze dawała mu jakiś podarunek, nigdy nie otrzymując nic w zamian. Teraz jednak, wytrzeszczył oczy na widok schludnie zapakowanej paczuszki.

- Boże Narodzenie! O, Merlinie! Boże Narodzenie! Mam nadzieję, że nie przespałem!

Severus podbiegł do łóżka, by zerknąć na zegarek. – Ósma rano. Cóż, niewiele mi to mówi. Mrużko?

Skrzatka domowa pojawiła się z cichym pyknięciem. – Czegoś pan potrzebuje, panie Snape?

- Jaki mamy dziś dzień, Mrużko?

Skrzatka spojrzała na niego tak, jakby na środku czoła właśnie wyrósł mu kolorowy róg.

- Boże Narodzenie, oczywiście, panie.

Severus podbiegł do zaskoczonego stworzenia i chwycił ją mocno w pasie.

- Cudownie! Nie przegapiłem!

Podniósł ją, okręcił wokół siebie, po czym postawił z powrotem na ziemi. Zachwiała się lekko, próbując odzyskać równowagę, a jej przestraszona mina wywołała niekontrolowany uśmiech na obliczu Mistrza Eliksirów. Skrzatka wydała z siebie pisk przerażenia.

Opowieść WigilijnaWhere stories live. Discover now