005. Carbonara i jego cierpliwość do Siwego

2.2K 159 50
                                    

Wybaczcie za wczorajsze zamieszanie z shotem. Miłego czytania słoneczka <3

Nicollo Carbonara uważał się za naprawdę dobrego przyjaciela. Starał się zawsze pomagać swoim bliskim. Wspierał ich, pocieszał, gdy było źle i dodawał otuchy, gdy coś nie szło po ich myśli. Gdy byli szczęśliwi cieszył się i świętował razem z nimi. Po prostu zawsze był, cokolwiek by się nie działo. Nie ważne czy byli radośni czy smutni. Ale przy tym wszystkim musiał przyznać jedno. Jedyne czego mu brakowało to cierpliwości do nich. W szczególności do jednego siwowłosego mężczyzny, który od godziny ględził mu nad uchem o tym jak bardzo nienawidzi policjantki Mii Clark.

Może i byłoby to normalne, gdyby ta dziewczyna coś mu zrobiła. W jakikolwiek sposób zraniła jego samego lub kogokolwiek z jego bliskich. Ale nie. Mia była przyjaciółką i współpracowniczką Gregor'ego Montanhy. I to mu całkowicie wystarczyło, aby stała się jego wrogiem numer jeden.

-Możemy ją porwać, torturować, a potem zabić? Najlepiej na oczach całej komendy! – Jęczał po raz kolejny Erwin chodząc w tą i z powrotem po pomieszczeniu.

Carbonara przetarł dłonią zmęczoną twarz. Zastanawiał się czym sobie zawinił, że to właśnie on musiał o tym wszystkim słuchać. To prawda, że też nie przepadał za policjantką i pokazywał jej to przy każdej nadarzającej się do tego okazji, ale nie miał zamiaru bawić się w porwania. Bez przesady, żeby miał dostawać wyrok za osobę dla niego tak bezwartościową, która nic nie jest w stanie mu zrobić, oprócz wlepienia gównianego mandatu. Najwidoczniej Knuckels nie popierał jego zdania, bo z chęcią chciał zająć się młodą kobietą.

-Powiesz mi co tym razem się wydarzyło, że od ponad godziny siedzę i słucham jak jojczysz o tej idiotce, zamiast przygotowywać się na napad na kasyno? – Westchnął znudzony do granic możliwości. Wyciągnął telefon z kieszeni z zamiarem napisania do Davida, by powoli zbierał na miejsce ludzi. Minuty leciały, a ich współpracownicy niecierpliwili się coraz bardziej. 

-Była na patrolu z Montanhą! – Oburzył się siwowłosy w końcu siadając. Nicollo pomyślał, że ma dzisiaj niesamowite pokłady cierpliwości do tego człowieka. Mimo, że kochał go jak brata to czasami miał ochotę mu coś zrobić.

-Jakby to było coś nowego. – Jęknął wyrzucając ręce do góry. Naprawdę miał dość. – Jeżdżą ze sobą codziennie, więc co tym razem spowodowało, że jesteś zazdrosny, Siwy?

-Nie jestem zazdrosny...

-Tak? – Przerwał mu wstając z miejsca. Stracił już wystarczającą ilość czasu dzisiaj na histerie przyjaciela. Musiał w końcu zacząć działać. – Gdybyś nie był zazdrosny to nie gadałbyś ciągle o nich od kilkunastu minut wkurzając się na to spotkanie. Przygotowywałbyś się do napadu, a zamiast tego planujesz porwanie Mii. Nadal myślisz, że nie jesteś zazdrosny? – Zapytał, jednak nie czekał nawet na odpowiedź. – Jeśli tak bardzo kręci cię Montanha, chociaż serio nie wiem co w nim widzisz, oprócz spoko tyłka i ego porównywalnego twojemu, to się z nim w końcu umów, zanim postanowi związać się z tą blond wywłoką jak to nazwałeś. Doprawdy Erwin, powinieneś się nauczyć rozróżniać w końcu kolory włosów.

Erwin patrzył na niego niepewnie jakby bojąc się w ogóle odezwać. Carbo naprawdę nie umiał pojęcia jak ten człowiek wcześniej nie dostrzegł, że jest szalenie zakochany w Montanhie. Potrafił gadać o nim całymi dniami. Za każdym razem jak go widział to uśmiechał się tak szeroko jak Yoshi, gdy widzi narzędzia tortur albo jak Dia patrzy na swoją pumę, ewentualnie jak on sam widzący swoje ukochane auto. Podsumowując – wpadł po uszy i nic ani nikt nie był mu w stanie pomóc. Zakochanemu człowiekowi nie da się przemówić do rozumu, wiedział o tym doskonale.

Inadequate || Morwin // WOLNO PISANEWhere stories live. Discover now