- Książę...

- Nie chcesz?

- To nie tak- wstał i podszedł do młodego księcia. Położył mu dłonie na ramionach i pogładził je delikatnie.- Uwielbiam to miejsce, ale...

- Po prostu zostań. Wyciągnę cię z kłopotów.

Choi nie miał siły dłużej się opierać.

*

Wooyoung naprawdę miał coś do zrobienia. Oczywiście sam wszystko wymyślił, ale uznał to za bardzo ważną rzecz. Taką, którą musi zrobić sam, skupiony na własnych czynach.

Zamek był odgrodzony od reszty kraju, schowany w górach, odcięty od społeczeństwa. Dlatego by dotrzeć do świątyni trzeba było przebyć długą drogę. Król więc to zmienił, wybudował małą świątynie przy zamku, przygotowana na specjalne obrzędy, święta i okazje.

I Wooyoung chciał to wykorzystać. Nie lubił obrzędu składania ofiar, bo kojarzyło mu się to zawsze z przemocą. Gdy był mały nie mógł patrzeć na zabijanie małych koźląt czy owiec, ale teraz koniecznie musiał odezwać się do bogów. Zabrał więc z kuchni flakon wina, zaniósł go schowany pod szatą do kaplicy i zamknął za sobą ciężkie drzwi.

W środku zapanowała cisza. Mógł dosłyszeć jednie cichy świst wiatru za oknami. Było tu inaczej niż w zamku, ciemno bo świątynia znajdowała się pomiędzy drzewami, bardzo cicho, a drogę oświetlały mu jedynie poszczególne świece. Poczuł się dziwnie nieswojo, jakby faktycznie ktoś tu z nim był. Ruszył do przodu i zatrzymał się tuż przed wielkim ołtarzem obłożonym skórami i porożami. Stresował się, bo nie powinno go tu być. Ofiary składał kapłan, nie młody chłopiec o wybujałych marzeniach. Mimo to wiedział, że nikt nie pomoże mu dokonać tego co chce, musi więc zrobić to sam.

Odstawił dzbanek na posadzkę i uklęknął poprawiając płaszcz na ramionach. Zdjął z głowy kaptur i westchnął.

- Przyniosłem wino- zaczął niepewnie.- By prosić o przysługę.

Odkorkował dzbanek czując siarkowy zapach trunku.

- Chciałbym żeby nasz związek, nie wiem czy nawet prawdziwy czy nie, dostał wasze poparcie. San jest... mi przeznaczony. Wiem, że mój ojciec tego nie pochwali, ale nie sprzeciwi się przecież bogom.

Na zewnątrz zawiał mocny wiatr, a on zadrżał przestraszony nagłym dźwiękiem.

- Proszę o zrozumienie- zniżył głowę szepcząc pod nosem kilka słów.

*

Choi San od zawsze był ciekawskim dzieckiem. Podsłuchiwał rozmowy rodziców, śledził braci gdy zabraniali mu za nimi iść, znał sekrety swoich sióstr i do końca utrzymywał, że nie jest to wcale zła cecha. W życiu nie wykorzystał ich sekretów przeciwko nim, nie zdradził nic czego nie mógł, on tylko... lubił wiedzieć.

Czuł się źle zaglądając przed okrągłe okienko małej świątyni, ale chciał mieć pewność, że książę nie ściąga na siebie kłopotów. Szedł za nim dość dyskretnie całą drogę i zdziwił się kiedy doszedł aż tu. Wooyoung nie był świętobliwy, raczej nie lubił własnych run, nie modlił się, a teraz klęczał przed ołtarzem i błagał bogów o wsparcie.

Roztopiło to chłodne serce Sana, książę naprawdę traktował ich poważnie. Chciał być z nim całe życie, nawet jeśli był zbyt młody by o tym decydować. Przyklejony do szyby niemal zapomniał, że stoi na chwiejnej beczce i prawie spadł łapiąc się w ostatniej chwili dachu. Dostrzegł kątem oka jak Wooyoung niepewnie rozgląda się po pomieszczeniu, puścił się więc zadaszenia i spadł na miękki śnieg. Musiał wrócić do komnaty zanim zrobi to książę.

Valkiria ¤ woosanحيث تعيش القصص. اكتشف الآن