Podniósł się do siadu i rozejrzał po okolicy. Zbliżał się do terenów jego sekretnego miejsca, gdzie pocałował Sana po raz pierwszy. Kilka promieni słonecznych oświetliło mu przyjemnie twarz.

- Krzywdziłem go bliskością, która nie dawała żadnej gwarancji na to, że w ogóle tu zostanie- przyznał się przed koniem i samym sobą.- Naprawdę chciałbym go przeprosić.

Patrzył jak śnieg mieni się przez pojedyncze promienie słońca, była to naprawdę ładna okolica. Trzymał ją w sekrecie jakby obawiał się, że ktoś ją zniszczy. Tylko San był upoważniony do oglądania jej, tak właśnie zdecydował już wtedy gdy przybyli tu razem. Uważał, że rycerz nie skrzywdzi ani lasu, ani jego samego, a otwarcie się nie jest ryzykowne. Po części to prawda, wciąż wierzył, że San nie jest w stanie naumyślnie zrobić mu krzywdę. To jego ojciec, zacofane społeczeństwo i głupie tradycje wszystko im odebrały.

Zbliżał się zimowy bal, oznaczało to, że będzie musiał przedstawić poddanym przyszłą żonę i przyjąć koronę. Nagle wizja tego wydała mu się skrajnie nieodpowiednia. Jak on w ogóle ma zająć się kobietą? Ma ją całować? Nie był w stanie sobie tego wyobrazić, nie chciał z nią spać, a tym bardziej ze świadomością, że będzie budzić się obok.

- Nieładnie kraść- usłyszał za sobą głos, ale nie odwrócił się dobrze wiedząc do kogo należy.

Zatrzymał konia i westchnął nie będąc ani trochę gotowy na taką konfrontację.

- Ten koń właściwie należy do mnie.

- Nieładnie kraść tożsamość- poprawił się i ruszył do przodu by zrównać ich wierzchowce.- Myślałeś, że się nie domyślę?

- Chciałem pobyć chwilę sam, z dala od zamku.

Książę uniósł wzrok by spojrzeć na idealne rysy twarzy własnego rycerza. Czarne włosy Sana wyraźnie odcinały się od bieli lasu, a jego kamienny wyraz twarzy nie zdradzał żadnej emocji.

- Mogłem mieć przez ciebie wielkie problemy.

- Ja też je przez ciebie mam. Widzisz co się dzieje? Jestem na skraju ucieczki, mój ojciec nienawidzi mnie bardziej niż zwykle, a dzieli mnie milimetr od pogrążenia królestwa w tragedii przez odrzucenie kobiety, którą chcę odrzucić. Dla ciebie.

San długo nic nie odpowiedział. Nie spodziewał się takich słów, nie sądził też, że Wooyoung postrzega to aż tak źle. W gruncie rzeczy chciał dla księcia dobrze.

- Król stawia ludzi ponad swoje własne dobro.

- Król nie zakochuje się w rycerzu- wykrzyczał żałośnie nie patrząc w stronę Sana. Zawahał się i ostatecznie zrezygnował z powiedzenia więcej. Poczuł za to, jak jego oczy robią się wilgotne.

Cisza była zbyt przytłaczająca. Usłyszał nawet jak San wzdycha, a jego koń nerwowo stąpa w miejscu. Szarpnął mocno, a San zachwiał się na jego grzbiecie łapiąc wodze w ostatniej chwili.

- Przepraszam, nie lubi mnie.

Wooyoung poczuł nawet wyrzuty sumienia, zabrał mu konia.

- Nieważne- chciał zawrócić, ale San zaszedł mu drogę i spojrzał prosto w oczy.

- Ty będziesz królem. Takim, który się we mnie nie zakochuje. Taki jest twój los, tak chce twój ojciec i... i ja- wyszeptał i dostrzegł na twarzy księcia łzy.- Proszę nie płacz. To musi się tak skończyć i przepraszam cię za to, że pomyślałeś inaczej. Nigdy nie powinienem był tak robić, nie mogłem się powstrzymać bo... Nieważne- uśmiechnął się smutno i urwał zanim zdążył powiedzieć coś, co mogłoby zmienić ich obecną sytuację.

Valkiria ¤ woosanWhere stories live. Discover now