Karty przeszłości

Start from the beginning
                                    

- W takim razie, po co to przedstawienie?- 

- Mogę powiedzieć skąd się znacie. Ty i Wooyoung.- stwierdził Hwang. 

- Znaliśmy się przed wyprawą?- zdziwił się brązowowłosy. Zawsze zastanawiał się jak skończyli we czwórkę. Ich wspomnienia zatarły się do tego stopnia, iż wydawało się jakoby narodzili się w dniu, kiedy zbudzili się pod drzewem, w okolicy przypominającej pustynię, wszyscy razem, bez żadnego kontekstu, z pustą kartą. Wizja, jakoby mogło dziać się coś wcześniej, była dla niego nader abstrakcyjna. 

- Praktycznie od urodzenia. Twój ojciec pracował w organach bezpieczeństwa publicznego, zwanego prewencją wewnętrzną. Dla wyjaśnienia, gałąź służb bezpieczeństwa, dzieliła się na prewencję wewnętrzną i zewnętrzną. Wewnętrzna broniła porządku wewnątrz miasta, zaś zewnętrza chroni granic, dlatego musicie uważać, przy zbliżaniu się do głównej bramy. Bardzo prawdopodobne, że każdy z was otrzyma pięć pocisków z karabinu, zanim zdąży się odezwać, dlatego później przekażę wam cały proceder jak tam się dostać i nie zostać zabitym na samym starcie. - zwrócił się do Junga, wyjaśniając zagadnienie, przy kreśleniu niewidocznych wykresów na blacie.- Wracając, należał do najważniejszych oficerów, u szczytu kariery. Twoją mamę znałem gorzej, ale z tego co mi się wydaje, to przed ciążą zajmowała się działem cenzury oraz "dobrego imienia", w Głównej Inspekcji Kontroli Publikacji, o jakiej  funkcjonowaniu wiedzieli tylko urzędnicy. Nie była złą kobietą oraz nienawidziła swojej posady, ale to mąż jej ją załatwił, będąc zakochanym w Otakji. Nie zaskakuje więc jego tak wysoki szczebel w hierarchii. Znałeś się z Hongjoongiem już w kołysce. Miyeon przyjaźniła się nie tylko z jego mamą, lecz twoją także. A jako, że była jego opiekunką przez okres całego niemalże dzieciństwa, to cały ten czas spędziliście razem. 

- A San? Mingi?- dopytał Kim, mając już świadomość, iż Ancestor skutecznie ominie jego wątek, nie dając nawet namiastki opisu jego osoby oraz rodziny. 

- Z wami, drodzy chłopcy, miałem mniej do czynienia. Rzekomo Wooyoung wyjątkowo lubił się pałętać po ulicach, gdy już jako odrobinę starszy, wymykał się z domu. Potem się wydało, że zadaje się z tobą San. Plotki mówiły o tobie, jako synu fabrykanta oraz pielęgniarki. Ze względu na rangę, Pan Jung nieszczególnie cieszył się z tej znajomości, więc starał się ograniczać wasz kontakt, co się rzecz jasna nie udało. Mingi... O tobie było głośno swego czasu, gdy dostałeś się do grupy młodych strzelców, istniejącej jako główny człon szkoły wojskowej, do której zapisywano każdego chłopca z predyspozycjami fizycznymi. Nie mam pojęcia kim byli twoi rodzice, lecz na Wooyounga oraz Sana wpadłeś podczas patrolu jednej z dzielnic. Opowiadała mi o tym kobieta, mieszkająca naprzeciwko miejsca, waszych spotkań. Hongjoong przyszedł  z wami tam tylko raz. Niedługo przed tym jak zniknęliście.- 

Dla szatyna, było to bardzo specyficzne uczucie. Zupełnie obcy mu człowiek znał go lepiej niż on sam. Przytaczał szczegóły z jego życia, o których zapomniał, a jego słowa wcale nie przywróciły mu pamięci. Wsłuchiwał się w całą tą opowieść, jak w kolejną bajkę, spisaną przez kogoś z niewiarygodnie bujną wyobraźnią. Natomiast nie było w tym jego, jako rzeczywistego bohatera zdarzeń. Gdy ten nawiązywał do jego dzieciństwa, rodziców,  przyjaciół, czuł jakby to nie była jego historia, bo ta po prostu nie istniała. On nie istniał przedtem. Podobnie odbierali to Choi i Song. Niby uważnie słuchali, lecz całość była dla nich niczym więcej niż pustymi faktami, z którymi nie łączyła ich jakaś emocjonalna więź. Chyba po prostu, to już nie byli oni. 

- Jak zginął Jihan? Dokładnie. Czego druga fala od niego chciała?- Miyeon przerwała Yunhyukowi, zbyt skoncentrowana na własnym wątku. W ciągu kilku minut spotkała swojego wychowanka po wielu latach braku świadomości co się z nim dzieje oraz dowiedziała się, że ten, na którego naiwnie czekała przez ten cały czas, już do niej nie wróci. Był to oczywisty wstrząs, chociaż spodziewała się, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Zastanawiała się jedynie, czy zdoła się jeszcze z nim pożegnać. Dzisiejszy dzień to zweryfikował. 

- Zapewniał nocleg, dla tych, którzy nie mieli gdzie się podziać, w zamian za pewne kosztowności. Sam płacił przedstawicielom drugiej fali coś w rodzaju czynszu, dzięki czemu mógł tam mieszkać i nie bać się o swoje życie. Zgadzał się jednocześnie, aby tamci napadali aktualnych rezydentów wioski. W końcu jednak skończyły mu się oszczędności, nikt nie chciał się tam zatrzymywać, a jego oprawcy zamiast dóbr materialnych, woleli otrzymać informacje o was. Nic im nie powiedział, więc go zabili. Rozmawiałem z nim w tamto południe, gdy tam przyszli, kazał mi się skryć w salonie, ponieważ nie miałem odpowiedniej broni. Przepraszam, że nic nie zrobiłem. - Hong uniósł brodę by spojrzeć kobiecie w oczy. Siedziała zamyślona. Smutna, lecz spokojna. Nie miała Kimowi nic za złe. Skoro tak się wydarzyło, to najwyraźniej musiało tak być. 

- Kiedy zamierzacie ruszyć dalej?- zapytała.

- Jutro, jak ulewa ustanie.- odrzekł bez zastanowienia, a tamci spojrzeli na niego zdezorientowani.

- Tylko specjalne urządzenia skonstruowane w Otakji są zdolne do prognozowania opadów.- Hwang zmarszczył brwi podejrzliwie. 

- I Hongjoong też.- mruknął San pod nosem. 

- Nieważne, w każdym razie jutro stąd wyjedziemy.- wydukał, po czym wstał z miejsca i wskazał na Seonghwę, a następnie Jongho i Seongmina.- Niegrzecznym byłoby nie przedstawić. To Park Seonghwa, to Choi Jongho oraz  Chung Seongmin. 

- Miło mi was poznać.- nie było to stuprocentowo prawdziwe ze strony starca, ponieważ żywił do nieznajomych jakąś nieuzasadnioną niechęć. Pozwolił im się tu zatrzymać, tylko i wyłącznie ze względu na powiązania z dwiema osobami, do których miał sentyment.  Hwa wysunął w jego stronę dłoń, której ten jednak nie uścisnął. Zamiast tego wstał od stołu, przybierając na wpół szczery, a na wpół wyreżyserowany uśmiech.- Z pewnością jesteście głodni. Przed zapadnięciem zmierzchu organizujemy ognisko. Dziś mamy dodatkową okazję do świętowania. 

San, który wciąż podchodził z pewnym dystansem do nowo poznanego mężczyzny, nie mógł mu zaprzeczyć. Burczało mu w brzuchu, a dotychczasowy, suchy oraz zleżały prowiant nie był czymś, co dałoby poczucie sytości. Marzył o spróbowaniu mięsa, ciepłego posiłku, jaki da mu energię na kolejne godziny. Jak nigdy, potrzebował porządnej regeneracji. Pozostali z pewnością by się z nim zgodzili, toteż wszyscy ruszyli za Yunhyukiem na plac, gdzie szykowano palenisko.

Kręcili się tam wszyscy mieszkańcy, noszący drewno na opał oraz składniki do przygotowania posiłków. Wooyoung wraz z blondynem od razu ruszyli im pomóc, z kolei Jongho włóczył się naokoło, czując niemały dyskomfort w zupełnie świeżym otoczeniu. Seonghwa, trochę jak przerażony kundel, trzymał się blisko boku Hongjoonga. Nie bał się tutejszej ludności, ale też im nie ufał. Ponadto doświadczenie nauczyło go, by pilnować się grupy, bo w razie czego było to dla wszystkich najbezpieczniejsze. 

     Ta obiado-kolacja miała pewien uroczysty charakter. Być może spowodowany pojawieniem się nowych twarzy w osadzie, a może był to taki ich mały obrzęd, pozwalający znaleźć jakąś radość z życia. Człowiek był prostą istotą, czasem wystarczały mu małe cele, by zrodzić w sobie motywację do trwania, nawet w tak niewdzięcznych warunkach. Bowiem te nie należały do najdogodniejszych. Baraki, jak zwykło, były ciasne, niekomfortowe, a nocami panował w nich okropny chłód, więc na prymitywnych pryczach leżało kilka warstw koców. Jedynie kwatera przynależąca do Chunga wydawała się spełniać jakkolwiek inne funkcje, poza noclegiem. Oprócz stołu, znajdowała się w niej stara komoda, szafka, a nawet tapicerowany fotel. 

Hongjoong nie chodził po tym świecie kilka dni, kilka miesięcy, a lata. Docierając do Fedory,  będącej ubłaganą w rozpaczy tamtych dni, utopią, spotkał się z czymś, co nijak pasowało do definicji tego pojęcia. Spotkał system wykreowany na kanwie osobistych korzyści,  ciężkiej pracy, hierarchii, hipokryzji i wielu niedomówień. Z pewnością nie było to miejsce jego marzeń, świat w jakim pragnąłby żyć. Natomiast im dalej szedł, teraz będąc praktycznie u mety, orientował się, że jego wielkie idee są po prostu nieosiągalne dla tej rzeczywistości. Z trudem i złością musiał stwierdzić, że w Fedorze pełnej wad, ludzie byli najszczęśliwsi. Głupi, ograniczeni, znający tylko skrawek ogromnej ziemi, a mimo to ich życie w porównaniu z tym co widział tu, było czymś właściwie utopijnym. Postawa Kresowców nagle zaczęła mu się wydawać naiwna, ponieważ chęć pójścia o krok, równała się skokowi w przepaść. Tu nic lepszego na nich nie czekało. 

I chyba Hongjoong rozumiał już, aby nie szukać szczęścia na drugim końcu świata, a żeby znaleźć je tutaj- przy sobie. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auWhere stories live. Discover now