7

1.4K 49 9
                                    

Nie mam zielonego pojęcia jaki oraz kiedy to zrobił, ale skutecznie uniemożliwił mi wyjście z hali razem z ostatnim gwizdkiem. Najpierw podleciał do nas Kuba, zadowolony ze swojej nagrody dla najlepszego zawodnika meczu. Rzecz jasna jako jego prawie-siostra musiałam okazać radość i chociaż przez chwilę nie poddawać się instynktowi ucieczki. Kiedy mój kuzyn został w końcu zagarnięty przez jakąś dziennikarkę do udzielenia wywiadu, zebrałam wszystkie swoje rzeczy, by zacząć przedzierać się przez fanów oczekujących na wspólne zdjęcia oraz autografy ze sportowymi ulubieńcami. Największy problem pojawił się jednak przy drzwiach wyjściowych. Mój ulubiony ochroniarz z przepraszającym uśmiechem zakomunikował mi, iż nie może mnie wypuścić.

– Nie możecie mnie tutaj trzymać wbrew mojej woli – zakomunikowałam łamiącym się głosem, opadając na pobliskie krzesło. – Chcę iść do domu.

– Przykro mi moja droga, ale nie mogę już patrzeć na tego biednego chłopaka. Ma złamane serce i wypada, byście ze sobą porozmawiali.

Wyrzuciłam ręce w górę, zupełnie nic już z tego nie rozumiejąc. Niby co ja miałam wspólnego z jego złamanym sercem. To on roztrzaskał moje na miliony kawałeczków! A jednak nikt nie odstawiał z tego powodu takiej szopki. Nie mówiąc już o tym, że miałam zupełnie gdzieś jego problemy miłosne. To było do przewidzenia, iż z tą całą Martyną rozstanie się prędzej czy później. Chociaż obstawiałam szybsze prędzej, niż kilkumiesięczne później.

– Mogę wezwać policję i powiedzieć o przetrzymywaniu mnie wbrew woli – postanowiłam chwycić się ostatniej deski ratunku. Ochroniarz uśmiechnął się do mnie ciepło. Dobrze wiedział, że tego nie zrobię. Pomimo wcześniejszej uwagi na temat przybrania na wadze, w dalszym ciągu go lubiłam.

– Idziemy – zakomunikował jaśnie pan Tomasz Fornal, zjawiając się obok mnie po kolejnych piętnastu minutach. Posłałam mu znudzone spojrzenie wyrażające mniej więcej tyle co pocałuj się w cztery litery, nigdzie nie idę.

– Droga wolna.

– Pójdziesz ze mną z własnej woli, albo siłą – stwierdził siatkarz zupełnie poważnie, przewieszając przez ramię swoją sportową torbę.

– Wal się, Fornal – warknęłam, wstając ze swojego miejsca i wychodząc na rześkie, wczesnowiosenne powietrze.

Jeśli myślał, że zmusi mnie do przejażdżki samochodem, to mocno się pomylił. Nie miałam ochoty na bycie zamkniętą razem z nim na tak małej przestrzeni. Istniała całkiem spora szansa na to, że moje hormony dadzą się we znaki, a wtedy zareagują na dwa możliwe sposoby. Pierwszą opcją było zwyczajne zabicie go już po pierwszych dwóch minutach. Drugą natomiast rzewny płacz i szybkie wyznanie prawdy, że noszę jego dziecko. Wyminęłam więc ostentacyjnie jego stalowego rumaka, ruszając w stronę mojego osiedla.

– Zachowujesz się jak obrażona pięciolatka.

– Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęłam. – Zmusiłeś mnie do pozostania na hali. Byłam gotowa nasłać na ciebie i tego ochroniarza policję.

Tomek zaśmiał się cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Poważnie, nikt nie uważa, że byłabym do tego zdolna? Powinnam chyba zacząć ćwiczyć przed lustrem groźne miny. Tak żeby chociaż ktoś się mnie bał.

– Tośka, powiesz mi o co chodzi z Kubą i Aśką?

Cóż, miałam nadzieję, że rozmowę odbędziemy w domu. Skoro jednak przed nami był kilkunastominutowy spacer, to można było zacząć już teraz. A przynajmniej poudawać, że nie mam pojęcia o co mu chodzi.

– Przecież wiesz lepiej ode mnie. Są parą od jakiegoś czasu.

– Nie o to pytam.

– W takim razie musisz lepiej formułować swoje myśli.

Przez kolejne dwie minuty siatkarz milczał. Powoli zaczynałam mieć zadyszkę. Spacer niby samo zdrowie, ale chyba nie w ciąży. Niby ledwo przekroczyłam półmetek, a wiele codziennych czynności zaczynało sprawiać mi problemy.

– Jeszcze niedawno Kuba z Aśką rozmawiali ze mną normalnie. Teraz mam wrażenie, że nie mogą na mnie patrzeć i nie bardzo rozumiem skąd się to wzięło.

– Nie rozumiem dlaczego nie zapytasz u źródła.

– Bo źródło odesłało mnie do ciebie.

A to dwa podstępne gady. Powinnam była się spodziewać, że to zaproszenie na dzisiejszy mecz nie ma na celu jedynie świętowania wejścia do fazy play-off przez drużynę z Jastrzębia. Oni sobie to wszystko dokładnie zaplanowali, wykorzystując przy tym moją słabość do łaciatej czekolady. Już ja się z nimi policzę!

Wchodząc do mieszkania, nie siliłam się nawet na uprzejmości względem mojego gościa. Przecież dobrze wiedział, gdzie znajduje się kuchnia. Ulokowałam się szybko w salonie na kanapie, opatuliłam kocem i napisałam krótką wiadomość do Kuby. Niech wie, że kiedy wróci, nieźle mu się oberwie.

– Tośka, co do chuja?

Od ekranu smartfona oderwał mnie zdezorientowany głos Tomka. Stał na środku salonu, a między palcami trzymał wydruk z mojego ostatniego USG, które wczoraj przyczepiłam magnesem na lodówce.

Kłam, Antonina! Kłam!

– To Aśki.

– Nie pierdol. Może jestem głupi, ale nie aż tak!

Tomek zbliżył się do mnie w ułamku sekundy. Patrzyłam prosto w jego wściekłe oczy z odległości kilkunastu centymetrów.

– Podane jest tutaj twoje imię oraz nazwisko.

– Może zwyczajnie się wstydziła, że zaciążyła po zaledwie kilku miesiącach związku?

– Tośka, do kurwy. – Widziałam, że zacisnął dłonie w pięści i za wszelką cenę stara się opanować wściekłość. – Jesteś w ciąży?

Nie, nie, nie. To nie tak miało wyglądać.

– Tak – odpowiedziałam, bo przecież nie mogłam już dłużej kłamać.

Tomek wyprostował się gwałtownie. Spojrzał na mój brzuch, ukryty pod kocem i wyszedł. Tak najzwyczajniej w świecie obrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami od mieszkania.


Odautorsko: chyba zbliżamy się do końca. Ale na tapecie mam kolejne opowiadanie, więc - stay tuned.

Nazwać nienazwane [ff - Tomek Fornal]Where stories live. Discover now