15 - Anything Goes

475 30 1
                                    

Od momentu wejścia na scenie wszyscy dawali z siebie wszystko. Tłum dosłownie szalał pod sceną, pogował, machał rękami bądź flagami. Gdy nadszedł moment występu Tiry cała w nerwach stałam za kulisami. Oby się jej udało, modliłam się w myślach. Po bardzo tajemniczej zapowiedzi wypowiedzianej przez Saula przeszli do grania. Gdy Myles zrobił miejsce na środku sceny dla mojej córki, publiczność była zaskoczona. Lecz pozytywnie przyjęli to, że legendarne solo zagra córka Slasha, a nie on sam. Po zakończeniu piosenki Tira wróciła za scenę i padła mi w ramiona cała uradowana.

 - Byłaś świetna Kochanie. – szepnęłam cicho i ucałowałam ją w czoło.

Ona nic nie mówiąc wtuliła się we mnie i pozwoliła dać upust swoim emocjom.

*

I tak oto mijały kolejne dni. Z nimi następne koncerty. Zurich, Berlin, Londyn, Rzym, Sztokholm, Amsterdam. Nadszedł ten wyczekiwany koncert w Polsce, dokładniej to w Warszawie. Od momentu wylądowania na lotnisku moje nastawienie do tego kraju nie było zbyt pozytywne. Ale stopniowo zmieniało się, aż w końcu zaczęłam dostrzegać zalety koncertu w tym oto kraju.

Po pierwsze to mamy całkowity spokój od paparazzi. To jest takie męczące, być obserwowanym na każdym kroku. Mają zdjęcia jak jesz, robisz zakupy, bawisz się na imprezie. Niedługo zrobią się tacy wścibscy, że w gazetach będzie zdjęcie czego ty nie robisz w łazience. Coś żałosnego.

Po drugie to niesamowici ludzie, a dokładniej fani. Nie są tacy „natarczywi” jak Amerykanie. Polacy podejdą, zagadają, poproszą o zdjęcie bądź autograf i pójdą dalej. Takie eventy tylko tutaj.

Po trzecie. Zajebiste żarcie i jeszcze lepszy alkohol. Nie wiem czy kiedyś jadłam kurczaka przyrządzonego w tak genialny, a tak łatwy sposób! Czuję, że w mojej kuchni zawitają polskie przepisy. Nie mogłam się nie śmiać z chłopaków, gdy zamówili sobie do pokoi prawdziwe polskie jedzenie: kotlet schabowy i żurek. A ile było śmiechu, gdy Joe próbował to powiedzieć przez telefon. Coś pięknego…

„– Mamoooo! Maaaaaamoooo! Maaaaaaaaaamooooooooo! – darł się Slash na dosłownie całą okolicę.

Powód był jeden. Zniknęłam na jakieś kilka minut po fajki i Danielsa. A on już histeryzował. Co za rozpuszczony dzieciuch. Ale mój. Na samą myśl na ustaw pełzał mi szeroki uśmiech.

-Co z tobą?! Wychodzę na kilka minut, a ty takie sceny odpierdalasz jakbyś co najmniej oberwał z butelki po Nightrainie w łeb! – spojrzałam na niego.

 - Nie, bo wiesz… brakowało mi ciebie. Tak po prostu, miałem takie uczucie pustki obok siebie. Coś nakazywało mi cię szybko mieć przy sobie, bo czułem się przez tą chwilę taki samotny!

Zaśmiałam się cicho i pogładziłam gitarzystę po policzku.

 - No już, dość poezji jak na jedną noc. Będziemy mieli gości, Joe i Steven oraz James, Kirk i Lars tu wpadną.

 - Ooo, to fajnie. Dawno z nimi nie piłem. Trzeba to nadrobić, najlepiej podwójnie. – prychnęłam wchodząc do salonu.

 - Tylko znów nie miejcie problemów z zamówieniem czegoś do żarcia. Ostatnio Duff tak się jąkał, że myślałam iż mu się mózg zawiesił.

Brązowooki spojrzał na mnie kręcąc głową.

 - Skarbie, gdyby on go tylko miał. – spojrzał teatralnie w górę.

 - Wpierw ty się zastanów czy go posiadasz…”

Szliśmy sobie spokojnie z Saulem przez miasto, dochodziła 22. Ludzi było stosunkowo niewiele, zważając na godzinę powinno być ich nieco więcej.

- Kochanie, spójrz tam. –wskazałam na dziewczynę siedzącą pod jednym z barów. Już z daleka wyróżniała się swoim nietypowym kolorem włosów oraz stylem. – Chodź, zobaczmy co jej jest.

Pociągnęłam go w jej stronę ignorując jęki niezadowolenia mojego towarzysza. Usiadłam obok niej na ławce.

 - Hej, mogę ci jakoś pomóc? – spytałam się jej cicho. Spojrzała na mnie spod grzywki opadającej jej na oczy, które były całe czarne od rozmazanego makijażu.

 - Rety, ktoś chce mi pomóc? Jakaś nowość. Nie sądzę, by taką osobę jaką jest pani obchodził los takiego kogoś jakim jestem ja. – prychnęła cicho odwracając głowę w przeciwną stronę.

Westchnęłam cicho. Dobrze wiem jak teraźniejsza młodzież potrafi być trudna. Mimo to, nie chciałam dać za wygraną.

 - Słuchaj, równie dobrze mogę sobie pójść. A tak chcę ci pomóc, inaczej nie zatrzymywałabym się tutaj bez powodu, ponieważ ja i mój towarzysz byliśmy umówieni. To jak? Opowiesz mi co się stało? – spytałam dość ostrym tonem.

Czułam niepewność i wahanie ze strony tej dziewczyny. W końcu odważyła się i zaczęła opowiadać.

 - To było jakieś dwa dni temu. Jestem zwykłą dziewczyną z małego miasta. Dowiadując się, że moje ulubione kapele przyjadą do Polski ucieszyłam się niezmiernie! A jak, bo kiedy byłaby okazja na taki koncert? Wszystko już miałam zaplanowane – pociąg, nocleg, pieniądze na bilet. Miało być tak cudownie! Jednak nie było, wczoraj gdy tu przyjechałam wszystko zaczęło się walić. Chłopak u którego miałam nocować wyjechał sobie bez słowa wyjaśnień, do tego bilet który zarezerwowałam przez Internet został już przez kogoś kupiony! Starałam się o inny, niestety. Wszystkie wyprzedane. Do tego pieniądze skończyły mi się w strasznie szybkim tempie. Nie mam nawet jak poprosić o kasę na powrót do domu, bo rodzice wyrzucili mnie po tym jak uciekłam. Nie mam co zrobić, gdzie pójść. Włóczę się po całej Warszawie bez celu łudząc się, że cudem spotkam kogoś kto się nade mną zlituje. To moja historia, dość nędzna ale jakoś muszę z tym żyć – gdy skończyła jedna łza kapnęła mi na dłoń. To takie straszne co spotkało tą dziewczynę. Dobrze wiem jak to jest stracić kontakt z rodziną.

 - To jest takie… okropne. Ile krzywdy wyrządził ci los. Nie zasługujesz na to. Mam pomysł, pójdziesz ze mną i spełnię jedno albo może i więcej twoich pragnień. Dobrze? Tylko obiecaj mi, że nie uciekniesz bez słowa. – podniosłyśmy się z ławki.

Uśmiechnęłam się lekko chcąc dodać jej choć trochę otuchy. Odwróciłam się w stronę Saula, stał tam i rozmawiał przez telefon. Podeszłam do niego i wytłumaczyłam mu całą sytuację, on przystał na to z chęcią.

 - Jak masz na imię? – spytałam się jej.

 - Nadzieja. – odparła spoglądając na czubki swoich lekko zakurzonych glanów. – Rodzicom się widać nudziło.

 - Hope. Podoba mi się, jest takie inne. Wiesz, to w sumie normalne imię przy takich jak moje na przykład. Ja jestem Isis, a ten mężczyzna z tyłu to Saul. –uśmiechnęłam się szeroko, a ona odwzajemniła uśmiech! Po raz pierwszy.

 O wiele lepiej wygląda, gdy się uśmiecha.

 - Dobrze, ale najpierw musisz kogoś poznać. Przyszedł tu ze mną więc byłoby dziwnie, gdybyście się w ogóle nie poznali. Hope, to jest Saul „Slash” Hudson. Kochanie, to jest właśnie ona. Poznajcie się.

Reakcja dziewczyny była zaskakująca. Stała sparaliżowana nie mogąc nic z siebie wykrztusić.

 - M-miło m-mi p-pana p-poznać… – wydukała po chwili ściskając dłoń Hudsona.

 - Proszę cię, mów mi Slash. – uśmiechnął się szeroko, przez co dziewczyna jeszcze bardziej zaniemówiła. 

 - Sądzę, że później będziesz jeszcze bardziej zszokowana, tak więc chodźmy już. Nie traćmy czasu. – ponagliłam dziewczynę i po chwili cała trójka udała się w stronę hotelu. Oczywiście nie obyło się bez pytania o drogę do niego. Ah, ten Slash…

Slash & IsisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz