4. Walka

1.3K 106 28
                                    

Siostry zrobiły tylko kilka postoi i kiedy April wyczuła już zmiany w otaczającym ja zapachu, wiedziała, że są blisko, a na samą myśl jej serce mocno przyspieszyło. Nie wiedziała czy to strach czy ekscytacja, bo tak naprawdę nie posiadały żadnego planu, chciały tylko uciec.

- Jesteśmy blisko. - Oznajmiła siostrze, która zaczęła już iść o własnych siłach, jednak wciąż była słaba z braku jedzenia i picia, a jej wilk wciąż gubił się w nowym świecie. Mimo wyostrzonych zmysłów, nie potrafiła rozpoznać różnic, które ja otaczały, tak jak jej starsza siostra. June pokiwała głową i zmusiła swoje ciało do dalszego marszu. 

- Co im powiemy? - Zapytała w końcu. 

- Wszystko oprócz tego kto jest naszym ojcem. - Poinformowała chłodno. 

April wiedziała o tym co wydarzyło się w przeszłości i jak bardzo Dark i Perez nienawidzą ich ojca, wcale się temu nie dziwiła - sama nienawidziła go z całego serca. W Zacharym Sandersie nie było nic, co można było choćby lubić, a to czego się dopuszczał w przeszłości i nawet w teraźniejszości było obrzydliwe, godne najgorszej kary, ale April nie chciała, żeby za niego one ją otrzymały. 

June cieszyła się zbliżając się do mniej zalesionej okolicy, mniemajac, że zaraz zacznie się granica, a one będą bezpieczne. Ostatkiem sił zaczęła iść szybciej, ale na próżno. Za ich plecami usłyszały wycie wilków, nie byle jakich, bo choć ona sama nie miała doświadczenia, to jej siostra napieła się jak struna i zaczęła gorączkowo obwąchiwać okolice po czym spojrzała na nastolatkę i szepneła, że ma uciekać, a ona zatrzyma psy ojca. Młoda dziewczyna nie zastanawiała się długo, bo tym jej siostry dał jej dużo do zrozumienia, nawet gdyby chciała to nie miała jak jej pomóc. Jedyną szansą było sprowadzić pomoc i modliła się żeby zdarzyła na czas, bo jeśli zabiorą April z powrotem to może tego nie przeżyć, więc biegła mimo palącego uczucia w plucach i mimo bólu, który zaatakował każdą część jej ciała. Biegła z nadzieją, która dodawała jej siły. 

April zmieniła się w pięknego białego wilka i czekała, gotowa na atak. Wyczuła znane zapachy, a jej zmysły zaczęły wariować, jednak mimo paralżującego strachu rzuciła się w stronę napastników. Dla siostry była gotowa oddać nawet życie, a to zdawało się zbliżać nieuchronnie. 

Cztery potężne wilki stanęły przed nią, obnażając kły, a przy tym warczały tak groźnie, że miała ochotę uciec. Tylko ten głos w jej głowie, który mówił, że musi uratować June ja od tego powstrzymywał. Wiedziała, że musi kupić trochę czasu, żeby jej młodsza siostra mogła dotrzeć bezpiecznie na miejsce, więc kiedy jeden z nich chciał ją ominąć, prawdopodobnie po to by złapać nastolatke, ona go zaatakowała. 

Nie pamiętała kiedy ostatnim razem była w tej formie, ale instynktownie wiedziała co robić. Wgryzła się w nogę przeciwnika, a ten zawył żałośnie z bólu i nawet kiedy inne wilki ja dopadly w swoje szczęki, nie puściła tak od razu, najpierw wyszarpała kawał mięsa z sierścią, sprawiając tym samym, że już nie mógł tak szybko się poruszać. 

Jeden z wilków wgryzł się w jej szyję, próbując ja zdominować, ale jakimś cudem się wyszarpała i atakowała dalej, choć już po chwili wiedziała, że nie ma żadnych szans, a rany które jej zadali były zbyt poważne, kiedy jednak miała się poddać usłyszała kolejne wycie wilków, nie potrafiła policzyć, ale była już pewna że June dotarła na miejsce. To dodało jej trochę siły i wyrywała się na tyle ile mogła, jednak po kilku minutach nie potrafiła już walczyć, zaczęła się poddawać. Jej ciało zmieniło się do pierwotnej formy i czekała na ostateczny cios. Zamrugała kilka razy, a za drzew wyłoniło się kilka wilków, gotowych do walki, potężne duże samce, zmusiły jej napastników do wycofania się z atakowania jej. Teraz mieli godnych siebie przeciwników, a nie tylko samotną zmaltretowaną wilczyce.

Zanim zamknęła oczy pewna śmierci, spojrzała na jednego z nowo przybyłych, który właśnie zmieniał formę. Miał oczy bardziej błękitne niż niebo, a włosy czarniejsze niż węgiel, może gdyby nie była w takim stanie, uznała by go za samego boga, ze smukłym, muskularnym ciałem. Ich oczy spotkały się na kilka sekund, ale tyle wystarczyło by przepadła. Nie potrafiła powiedzieć, co tak naprawdę się stało, ale poczuła ciepło, które ogarnęło jej całe ciało i chęć wtulenia się w nieznajomego. 

- Błagam wytrzymaj. - Szepnał do niej, a ryk jaki z siebie wydał był połączeniem strachu, żalu i złości. - Nie zamykaj oczu. - Rozkazał i uklękł przy niej, delikatnie dotykając jej policzka. 

Słyszała zawziętą walke w tle, ale z czasem zaczęła cichnąc, czasami słyszała pomruki, które rozpoznała jakie ostatnie wdechy wilków. Miała tylko nadzieję, że nie tych od Winter.

- Co...z ... Moja siostrą? - Wydusiła w końcu, bo to pytanie męczyło każdą komórkę jej ciała. 

- Wszystko z nią dobrze. Jest bezpieczna. - Odpowiedział szybko, dokładnie ją oglądając, aż w końcu przyłożył dłonie do jednej z najgorszych ran jakie jej zadano. 

Nie była lekarzem, ale wiedziała, że to miejsce bolało ja nabardziej, co znaczyło, że była to najgorsza rana i prawdopodobnie śmiertelna. Próbowała wziąć głębsze oddechy ale marnie jej to szło, więc ostatni raz spojrzała na swojego "Boga" i uśmiechnęła się delikatnie , widząc jak bardzo się przejmuje. 

- Jest dobrze. Juz nawet nie boli. - Wyszeptała cicho, a jej powieki powoli do zamykały.

 Nie chciała już walczyć, już nawet nie musiala. 

- Błagam nie zamykaj oczu! - Krzyknął zrozpaczony brunet. 

- Mówisz... Jak w filmie... - wydusiła i zamknęła oczy zmęczona, chciała tylko spać. - Umieranie jest łatwiejsze... - wzięła ciężki wdech. - niz myślałam. 

Była gotowa na spotkanie z matką... na śmierć. Nawet zdziwiła się że aż tyle czasu dała radę przeżyć, w końcu u ojca nie raz już miała na to nadzieję. Uratowała June i to było najważniejsze, ważniejsze niż jej życie bo nawet nie miała w nim celu.

- Nie umierasz! - usłyszała i uśmiechnęła się, a przynajmniej tak jej się wydawało. 

- Łatwo Ci mówić. - Odpowiedziała ostatkiem sił i odplynęła. 


- Nathan ?! - Krzyk ojca go otrzezwil, ale nie mógł odejść od wilczycy, coś w środku kazało mu jej pilnować , jak gdyby dostał obsesji na jej punkcie od kiedy ja zobaczył. 

- Tutaj! - Wrzasnął żałośnie.

Teraz już tylko trzymał jej dłoń i niemal że płakał nad jej ciałem, rany których doznała były okropne, zwłaszcza że zostały zadane właśnie jej. Widział jak już się zbliżał z wilkami ze sfory, jak ta dość mała wilczyca z nimi walczyła, niczym bogini zemsty, zaciekła i nie ujarzmiona, mimo tego, że była sama, a wilki były dużo silniejsze niż ona i miały przewagę liczebną. 

- Co się dzieję? - Zapytał Kyle swojego syna, który był niezwykle rozchwiany.

Znał Nathana, jego syn widział nie jedno, jednak tym razem było inaczej. Rozpacz była wręcz namacalna w jego głosie i zachowaniu, ale nawet nie znał nowo przybyłych. 

- Nie wiem... Nie moge...- Niemal ze płakał. - Ratujcie ją! 

Nathan wrzasnął z taką siłą, że nawet Perezowi włosy stanęły dęba. Gdyby nie widział sytuacji pomyślał by, że jego syn obudził w sobie dominującego alfe - jakim on sam był, ale wtedy jego instynkt kazał by mu go uciszyć. Czy to ta więź o której słyszeli, a która była tak nieznana?



IskraWhere stories live. Discover now