*28*

676 35 3
                                    

Kilka dni wcześniej Nowy Orlean.

-Nie uda nam się go odbić. Zna każdego z nas.-powiedziała blondynka podchodząc do stołu, o który oparty był czarnoskóry mężczyzna.

-Znajdziemy jakieś wyjście.-powiedziała brunetka siedzącą na oparciu fotela.

-Nie!-krzyknął mężczyzna rzucając stołem o ścianę, który w efekcie się rozpadł.

-Marcel.-Powiedziała dziewczyna podchodząc do niego.. W jego oczach mieniły się łzy.-Znajdziemy jakieś wyjście, Fraya napewno da się coś zrobić.

-yyyy....Przykro mi, ale .....

-Znałem jedną taką osobę, którą kochała go bardziej niż siebie.-do pokoju wszedł mężczyzna w garniturze.

-Jeżeli myślę o tym, o kim ty myślisz, to przypominam ci że spaliliśmy ją żywcem.-sprostował mężczyzna obok Marcela.

-Nie koniecznie.-wszyscy spojrzeli na niego pytająco.-Dzięki pomocy jednej z czarownic mieniona osoba nadal oddycha.

-O kim mowa?-spytała brunetka, zakładając ręce na piersi.

-O Lou Salvatore.-wyprostowała jedna z dziewczyn.

***

-Więc jak masz zamiar ją znaleźć i namówić do powrotu?

-Jest w Hiszpanii.

-Skąd to wiesz?

-Mam swoje kontakty. Pojadę tam. Przyjedzie tu bez zbędnego przedłużania.

-Serio?! Przecież to głupie. Za nic się nie zgodzi.

-A jeżeli się nie zgodzi?

-Wtedy przyprowadzę ja tu siłą. Toć jesteśmy pierwotnymi.

-Jadę z tobą.-powiedziała brunetka. On tylko kiwną głową.

***
Hiszpania. Kilka dni później.

Złapałam za stempel i go oderwałam, po czym wyjęłam list ze środka.

"Hej z tej strony Jace,
Poznaliśmy się na imprezie,w zeszłym tygodniu, w Colbi club...

-Hmm. To pewnie ten gościu co tańczył na stole. Ciekawe.
 

...Mam twój adres, bo w hotelu
Zostawiłaś portfel i telefon....

-Ej faktycznie, nie mogłam go znaleźć.

...Spotkajmy się w barze koło tego hotelu, a ja ci go oddam.
Godzina 17:00 w Rosuchate."

Spojrzałam na zegarek 15:30. Zgniotłam list, po czym wyrzuciłam go do śmieci i pobiegłam na górę się trochę wyszukiwać.

***
Weszłam do baru i usiadłam przy jednym ze stolików, w całym lokalu było tylko kilka osób, ciekawe czemuż ostatnio roiło się tu od ludzi.
Czekałam już jakiś czas, gdy do lokalu wszedł mężczyzna,w czarnej koszuli, czarnych jeansach i skórzanej kurtce, jak się domyślacie w czarnym kolorze. Rozejrzał się w koło, gdy jego wzrok padł na mnie, zaczął iść w moją stronę. Gdy podszedł do mojego stolika, natychmiastowo wstałam.
On złapał za moją rękę i pocałował wierzch dłoni.

-Bardzo cieszę się, że pani przyszła.

-To interesy, czy pogrzeb? Lou...Lou Salvatore.

-Lucien Castle.-uśmiechnęłam się.

-W liście napisałeś, że masz na imię...

-Jace?-pokiwałam głową-drugie imię. -uśmiechnął się, po czym wskazał na krzesła-usiądziemy?

***
Perspektywa Elijah.


Gdy już dojechaliśmy na miejsce, szybko znaleźliśmy się przed domem Salvatorów. Zapukałem do drzwi.
Otworzyła mi drobna brunetka, o brązowych oczach.

-Tak...-zaczęła, gdy zoriętowała się kto przed nią stoi.

-Jest może Luizjana?

-... Nie-powiedziała drżącym głosem.

-Elena! Gdzie są te łań.... Elijah.-ustał na przeciwko drzwi, w odległości 5 metrów.-Czego chcecie?!-szybkim krokiem znalazł się w framudze drzwi.

-Gdzie Lou.-odezwała się kobietą obok mnie.

-Kim ty w ogóle jesteś?

-To Hayley.-powiedziałem oglądając dom w wewnątrz.-Szukamy twojej siostry, musi nam w czymś pomóc. Gdzie możemy ją znaleźć?

-Nie wiem, nie interesuje się życiem prywatnym mojej siostrzyczki.-próbował zamknąć drzwi, gdy go odepchnęłem.

-W takim bądź razie zaczekamy.-przestawiłem jedną nogę za próg drzwi, gdy nagle dziewczyna się złamała.

-Jest w barze Rosochate. Koło klubu Colbi club.-mężczyzna spiorunował ja wzrokiem.

-Można było tak od razu.-zawrócilismy w stronę samochodu i od razu pojechaliśmy do wskazanego miejsca.
Gdy weszliśmy na miejsce, nie znaleźliśmy tam Lou. Gdy tylko podeszliśmy do baru, usłyszeliśmy telefon.

-Odbiorę.-powiedziała kobieta, po czym wyszła z lokalu.

-Dzień dobry szukam Luizjany Salvatore, dziewczyna średniego wzrostu, ciemnie włosy....

-Szuka pan Lou.

-Tak. Wie pan gdzie może być?

-Aktualnie nie, ale była tu niedawno z jakimś panem, on kazał to przekazać komuś kto będzie jej szukał.-podał mi białą kopertę.

"Tyle lat poniżania, tyle lat w cieniu Aurory i Tristana, potem kilku set letnia wędrówka, w udawaniu was, a teraz to ja mam przewagę. Mam coś czego chce jeden z was. Mam Luizjanę. Zapewne teraz smarzy się na słońcu, ale spokojnie to nie koniec, w końcu ukrucę jej męki i wyrwę jej serce, możecie temu zapobiec, ja chcę tylko jednego. Władzy. Chcę żeby Niklaus mi się pokłonił i oddał władzę nad nowym Orleanem, a obiecuję że zostawię ją w spokoju. Równie jak was. Przecież to nie wiele za życie tej jedynej. Nieprawdaż? Czekam kolejne 48 godzin, albo ona zginie.
Z politowaniem Lucien"

Do baru wbiegła zadowolona Hayley.

-Niklaus jest w domu. Wydostał się. Nie musi o niej wiedzieć. Możemy wracać.

-Obawiam się, że jednak się dowie.-powiedziałem po czym minąłem dziewczynę i wsiadłem do samochodu, ona zaraz za mną.

***
Jak wam podoba się taka mieszanina, raz nowy Orlean, a raz Hiszpania. Piszcie swoje doznania i jak wam się podoba moja książka. Nie zapominajcie też żeby zostawić serce, was to nic nie kosztuje,a mi sprawia ogromną przyjemność.
Miłego dnia.

Lies and LustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz