Prolog: pewność zasiana tygrysim czarem

Zacznij od początku
                                    

Natomiast już po przeciwnej stronie długiego stołu konferencyjnego stał mężczyzna, który wydawał się rozkładać karty w tym diabelnym, krwawym pokerze. Czarny garnitur, wyszyty na miarę, opinał idealną w proporcjach sylwetkę. Wyglądał w nim jak czarny charakter w każdym filmie kryminalnym, który próbował zgrywać niecnego złoczyńcę.

Sęk leżał w tym, że ten facet rzeczywiście był pieprzonym, czarnym charakterem.

Mimo niepozornej sylwetki, budził respekt. Był wysoki ale niebywale chudy, godny wybiegu modelingowego a nie znaczącej roli w mafii. Karmel skóry kolidował z ciemnym odcieniem ubrania. Wredny uśmiech sponiewierał jego poliki, kiedy włosy o miodowym odcieniu blondu opadły na zmarszczone czoło, a żyłki napięły się na wyrysowanym czarnym tuszem tatuażu tygrysa na jego szyi. Vincent uniósł nieznacznie prawy kącik ust do góry, robiąc jeden, nieznaczny krok w stronę stołu. Powoli oparł na nim swoje ramiona, jakby chcąc pokazać siedzącemu po przeciwnej stronie Deanowi, że w tym momencie najwyższym szefem w tym budynku był on.

— Nasza propozycja wciąż jest aktualna. Ja doprowadzę waszą partię do silnej, stabilnej władzy, posadzę was przy korycie i dam najeść się tyle, że będziecie mieć przesyt własnej władzy. Przepuszczę każdą waszą ustawę, podpiszę wszystko, co tylko będziecie chcieli. W zamian chcę pełnego wsparcia partii w mojej kandydaturze oraz kilka benefitów dla Yijing. Nie będą to znaczące dla was zmiany. Chcemy sfałszować i zatuszować, jak najlepiej się da międzynarodowy przemyt narkotyków i żywego towaru między Chinami a USA. Zależy nam tylko na tym, nie mamy zamiaru wszczynać mafijnego buntu wobec kraju — niski głos mężczyzny zaniósł ciarki i falę strachu po wszystkich zgromadzonych w sali. Momentalnie cichy, przerażony skowyt zapuścił się w łzach skrępowanych ludzi. — Jeżeli się zgodzicie po dobroci, Smok będzie dla was o wiele życzliwszy.

Vincent był tygrysem, który w stadzie łowców zabijał najwięcej. A tym stadem łowców w tym przypadku było zgromadzenie polityków, których miał na wyciągnięcie ręki. Byli na każde małe skinienie jego paluszka.

Byli jego ofiarami, które z litości zostawiał przy życiu.

Dean Cole uniósł zestresowane spojrzenie prosto na mafioso tuż przed nim. Od Vincenta uciekała aura śmierci. Zupełnie tak, jakby nie był on człowiekiem. Był potworem, krwiożerczym tygrysem, który zrzekł się pracy w piekle, aby ze świata stworzyć nowe, drugie piekło. Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę, czując, jedynie jak pot spływa mu po skroni.

— A...a co się stanie... j...jeżeli się nie zgodzimy?

Na samo to głupie, szaleńcze pytanie jego koledzy z branży zawyli z przerażenia, jakby czuli i wiedzieli już w kościach, co szykuje się wraz z możliwą odmową propozycji mafii.

Byli gotowi na to, że odpowiedź będzie równie niemoralna oraz nieludzka, jak wszystko to, co do tej pory zrobili im oprawcy. Yijing w nazwie napisane miało „nieludzkość". Chińska mafia spod władzy Zhang Chaoxianga mijała się daleko ze zrozumieniem, empatią i sprawiedliwością. W Yijing liczyły się pieniądze, władza i potęga, a te same wartości na szczeblach hierarchii nawet sam Vincent ustawiał najwyżej, jak tylko się dało.

Yijing nie było kultowym, legendarnym imperium jak japońska Yakuza czy wiele innych. Nie była to mafia, z którą walczyło państwo. Yijing było chińską mafią rozsiedloną po każdym kontynencie, wyciągając z każdego najwięcej własnych korzyści. Była to mafia potężna, ogromna, mająca wpływy tak wielkie, że szczuli się na stanowisko prezydenta tego kraju, aby jeszcze bardziej swobodnie zacierać swoje wybryki, które były nie do odnalezienia, kiedy w partii rządzącej mogliby mieć swojego pionka.

A tym pionkiem był miodowowłosy mężczyzna, który zaśmiał się skromnie na słowa bardzo naiwnego mężczyzny. Vincent odepchnął się od blatu stołu, uśmiechając parszywie i przerażająco. Niczym zwierzę, które już wiedziało, że miało swoją ofiarę na wyciągnięcie najmniejszego pazurka. Spojrzeniem uciekł na stojącego o krok za nim ciemnoskórego, niskiego mężczyznę, który do tej pory jedynie potulnie stanowił ozdobę w całym procesie negocjacji.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz