9.

35.3K 1.6K 40
                                    

- Hemmings - usłyszałam oschły głos Marcusa.
Nienawiść jaką do siebie żywili mogło się wyczuć w powietrzu. Milczeli, taksując się lodowatym wzrokiem. Miałam wrażenie, że tylko czekają na małą iskrę, która spowoduje wybuch. Wzdrygnęłam się, gdy Luke spuścił na mnie swój morderczy wzrok.
- Everly, idziemy - rzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Cofnęłam się kilka kroków stając za Marcusem. Miałam większe zaufanie do niego, niż do blondyna, który zaledwie pieć minut temu chciał mnie zabić.
Marcus roześmiał się w głos odrzucając głowę do tyłu.
- Nawet z dziewczyną nie potrafisz sobie poradzić - powiedział kręcąc głową z kpiną w oczach. Widziałam, że Luke jest na granicy wytrzymałości. Jedno źle wywarzone słowo, a wolę nie myśleć co stanie się z mulatem.
- Ucieka od ciebie, z resztą kobiety zawsze wolały tych lepszych, inteligentniejszych i bardziej męskich - specjalnie podkreślił ostatnie słowa, wpatrując się prosto w oczy Luke'a. Rzucał mu nieme wyzwanie oczekując wybuchu, prowokował blondyna, ale ten nie dawał się tak łatwo podejść i cały czas resztkami sił zachowywał spokój. Mulat wyraźnie zdziwiony odpornością Luke'a zwrócił się do mnie.
- Everly, radzę ci uważać na Lucasa on lubi zabijać swoich przyjaciół - wyszeptał, jednak na tyle głośno, aby blondyn mógł go usłyszeć. Iskra dosięgła zapalnika.
Nie zdążyłam zarejstrować, kiedy Luke doskoczył do Marcusa i złapał go za koszulkę. Lustrował twarz mulata wykrzywioną w tryjumfalnym uśmiechu. Po krótkim spojrzeniu jakie ze sobą wymienili. Luke z uśmiechem odepchnął Marcusa, który ledwo co uchronił się od upadku.
- Niestety prawdomówność nie jest twoją mocną stroną, ale może opowiesz wszystkim jak to jest być bratobójcą ? Wszyscy lubią twoje koloryzowane historyjki, napewno chcą poznać i tą - tym razem Luke przypuścił atak. Marcus bardzo szybko dał się sprowokować,  widocznie był to dla niego drażliwy temat. Z dzikim wrzaskiem rzucił się na Luke'a i złapał go za koszulkę przyciskając swoje czoło do jego. Toczyli walkę na spojrzenia, gdy Marcus zupełnie niespodziewanie uderzył Hemmingsa w twarz. Blondyn zatoczył się upadając na ziemię.
- Za dziesięć minut na torze - rzucił Marcus z pogardą patrząc na Luke'a, który wstając z ziemi ocierał krew z pod nosa. Mulat odszedł, a ja wciąż stałam w miejscu z mętlikiem w głowie. Ocknęłam się dopiero gdy gorąca dłoń objeła moje lodowate palce. Spojrzałam na jej właściciela i od razu zrobiłam krok do tyłu. W niebieskich oczach Luke'a błysnęło rzoczarowanie, nie wiem co on ma w tej głowie, ale skoro myśli, że wybaczę mu po tym wszystkim to jest w dużym błędzie, brzydzę się jego dotyku, brzydzę się jego.
Bez słowa badał moją twarz szukając jakiś emocji. Jedyne co mógł wyczytać to niechęć i nienawiść do jego osoby, którą jak najbardziej chciałam wyrazić mimiką. Chyba w końcu zrozumiał, bo puścił moją dłoń i odszedł gdzieś w tłum. Jednak nie zostawił mnie samej, po kilku sekundach obok mnie pojawił się Ashton.
- Luke ściga się za pare minut - powiedział wpatrując się w przestrzeń.
- Nie ochodzi mnie to  - odpowiedziałam również nie patrząc się na chłopaka. Odwróciłam się i odeszłam w stronę startu gdzie stały dwa auta. Rozpoznałam czerwone Porshe Luke'a i czarne Ferrari, o które był oparty Marcus. Zauważyłam, że blondyn siedzi już za kierownicą, dlatego nie wiele myśląc podeszłam do Marcusa.
- Powodzenia - uśmiechnęłam się sztucznie, kątem oka obserwując reakcje Luke'a. Chłopak zacisnął ręcę na kierownicy kiedy Marcus mi dziękował. Odeszłam od niego, gdy skąpo ubrana blondynka wyszła na środek trzymając w ręce flage w czarno-białą krate. Stanęłam obok Ashtona, który zniecierpliwiony czekał na start. Mulat i blondyn odpalili auta wydające ciche pomruki, jeszcze raz wymienili pełne nienawiści spojrzenia i w pełni skupili się na dziewczynie, która unosiła flagę. Po kilku sekundach gwałtownie ją opuściła, a pojazdy ruszyły z piskiem opon. Tłum, który zebrał się by oglądać starcie wydał ryk radości. Ledwo co wyszli z pierwszego zakrętu, a Marcus już wyprzedził Luke'a. Uśmiechnęłam się lekko, gdy Ashton zaklął siarczyście. Obserwowałam jak mulat coraz bardziej zwiększa swoją przewagę, a w środku mnie narastała radość, że ktoś w końcu utrze blondynkowi nosa. Samochody znacznie się oddaliły i zniknęły mi z pola widzenia. Tłum zamilkł wyczekując, aż pojazdy wyjdą z zakrętu na ostatnią prostą do mety. Czas strasznie mi się dłużył, miałam wrażenie, że mineły godziny za nim zza zakrętu wyłoniło się czerwone Porshe. Ashton zaczął skakać  dopingując Luke'a razem z tłumem. Cholera ! Przecież Marcus miał taką przewagę ! Blondyn przekroczył metę, a kilka sekund później zrobił to mulat. Tłum szalał z radości zalewając przestrzeń wokół pojazdu Hemmingsa. Z samochodu wyłonił się uśmiechnięty Luke, który przyjmował gratulacje od Ashtona. Stałam z boku tego całego rozgardiaszu wciąż nie mogąc przyjąć do wiadomości tego co się stało. Wkurzony Marcus wszedł w tłum, który momentalnie się przed nim rozstąpił. Podszedł do uśmiechniętego blondyna z zaciśniętymi pięściami.
- Jesteś jebanym oszustą Hemmings! - krzyknął
- Naucz się przegrywać Woods - odparł Luke z lekkim uśmieszkiem obserwując rozjuszonego Marcusa.
- Zadarłeś z nie tym co trzeba Hemmings.  Uważaj na przyjaciół, a najbardziej na swoją dziunie - wskazał głową na mnie cedząc słowa.
- Zniszczę cię - wysyczał i odszedł do swojego samochodu. Obleśnie się do mnie uśmiechając. Obserwowałam każdy jego ruch dopóki nie odjechał swoim Ferrari. Poczułam się zagrożona, moje wnętrzności skręciły się w supeł, gdy pomyślałam o tym, że byłam skora bardziej zaufać Marcusowi niż Luke'owi. W jego czarnych oczach kryło się coś niebezpiecznego, jednak zignorowałam to bardziej zauroczona jego przyjacielską otoczką. Cała sytuacja z Lukiem nic mnie nie nauczyła jak byłam naiwna tak dalej jestem.
- Everly.
Uniosłam głowę spotykając się z niebieskimi tęczówkami Luke'a.
- Nie bój się. Marcus jest tchórzem i rzuca słowa na wiatr - powiedział spokojnym głosem.
- Tak jak ty ? - odgryzłam się nie zamierzając mu odpuścić.
Westchnął przeciągle.
- Wracamy do domu - powiedział robiąc krok w moją stronę.
Cofnęłam się nie pozwalając mu zmniejszyć dystansu.
- Wracam z Ashton'em - rzuciłam stanowczo.
Zacisnął usta i wyraźnie mu się to nie spodobało, ale nic nie powiedział. Skinął jedynie głową. Wyminęłam blondyna i skierowałam się do Ashtona, który żywo dyskutował z resztą chłopaków.
- Ashton, mała jedzie z tobą - powiedział Luke podchodząc do samochodu. Mała ?! Zacisnęłam szczękę w wyobraźni mordując blondyna na wszystkie możliwe sposoby. W ciszy szliśmy do auta Ashtona. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł mi wsiąść do środka. Bąknęłam ciche podziękowanie. Między nami panowała cisza.
- Luke nie chciał. On... czasami nie panuje nad sobą - powiedział ciemny blondyn.
- Zdążyłam się przekonać. Po za tym nic go nie usprawiedliwia ! Gdyby nie wy leżałabym martwa ! Miałam lufe przy skroni, Ashton. ! - krzyknęłam unosząc ręcę, bo jakoś nie ruszało go to, że ktoś celował do mnie z broni.
- Gdybyś tylko wiedziała co on przeszedł - westchnął chłopak.
- To i tak nie uzasadni jego zachowania - burknęłam chcąc skończyć ten temat.
Kilka minut później wchodziliśmy już do domu. Nic się nie odzywając skierowałam się do mojego pokoju. Wykąpałam się i przygotowana do snu, rzuciłam się na łóżko. Sen ogarnął mnie nie dając mi nawet chwili do przemyślenia dzisiejszego dnia.

XLukeX

Mam już dosyć tego dnia. Jebanego Marcusa, obrażonej Everly. W sumie nie dziwie jej się, celowałem do niej z broni i gdyby nie Ash i reszta nie wiem jak to wszystko by się potoczyło. Chłopaki już siedzieli w salonie sącząc piwo. Nie miałem ochoty dzisiaj z nimi siedzieć, wolałem zostać sam. Z barku pod wyspą kuchenną wyciągnąłem butelke whisky, którą dostałem na urodziny od Ashtona. Zabierając szklankę zeszłem do piwnicy, kierując się do "drugiego" salonu. Usiadłem na obitej czarną skórą kanapie i otworzyłem trunek. Nalałem bursztynowy płynu do szklanki i wypiłem go naraz. Miałem wrażenie, że wypala mi gardło i układ pokarmowy, ale nie zważając na to znów wychyliłem kolejną szklankę. Odkaszlnąłem i rozluźniony oparłem się o oparcie kanapy. Moimi myślami zawładnęła blondynka, przypomniałem sobie jej strach, gdy celowałem w jej skroń, a później obrzydzenie i niechęć do mojej osoby. Zabolało mnie, ale ją jeszcze bardziej. Wychyliłem następną szklankę i kolejną.... aż w końcu straciłem rachubę. Przestałem, gdy w butelce została tylko połowa trunku. W alkoholowym upojeniu wpadłem na pomysł jak zrehablitować się blondynce. Wstałem i zachwiałem się, ale chwiejnym krokiem ruszyłem do pokoju blondynki. Musiało być późno, bo chłopaków nie było w salonie, a cały dom pogrążony był w ciszy i ciemności. Wchodząc po schodach na piętro kilka razy potknąłem się o mało nie spadając. Po pokonaniu tej "przeszkody" skierowałem się do pokoju Everly i cicho otworzyłem drzwi.
_______________________________________
Na umilenie kolejnego tygodnia postanowiłam dodać  rozdział napisany pod wpływem nagłego przypływu weny. Dziękuję Wam za ponad 10 tys. wejść ! Do tej pory miska mi się cieszy. Kolejny rozdział w nie określonym terminie. Do następnego miśki ;*

Uprowadzona L.H. (W EDYCJI)Where stories live. Discover now