𝓗𝓸𝓷𝓮𝔂𝓶𝓸𝓸𝓷

274 12 0
                                    


𝓞𝓵𝓲𝓿𝓲𝓪

Od razu po przebudzeniu rozejrzałam się po pustej sypialni i przeciągnęłam się. Wstałam powoli z łóżka i szybko wciągnęłam na swoje nagie ciało biała koszulę Włocha z wczorajszej uroczystości. Na boso weszłam do kuchni i dostrzegłam męża przygotowującego jedzenie dla dziecka i stół przygotowany na śniadanie.

- Dałeś sobie wolne, czy po prostu nie masz co robić? - zapytałam podchodząc do niego.

Luciano obrócił się z córką na biodrze i uniósł brwi.

- Powiedzmy, że dzień po ślubie, jest dniem wolnym, dla pary młodej.

Kiwnęłam z uznaniem głową i poszłam się przebrać i odświeżyć. Po tym wróciłam do dwójki i usiadłam przy stole. Luciano kończył karmić Gabriellę.

- Jak tam, smakowało? - wcisnąłem palec w policzek dziecka, a to uśmiechnęło się szeroko, lekko opluwając plastikowy stoliczek krzesełka. - To chyba znaczy tak. - uśmiechnęłam się.

- Jedz. - Włoch wskazał na pyszności na stole. - Czekałem na ciebie.

Na stole leżały croissanty, drożdżówki i biscotti, a do tego w całym pomieszczeniu czuć było zapach świeżo zaparzonego cappuccino.

- Dziękuję. - nałożyłam na swój talerz jednego croissanta.

Gabriella z utęsknieniem patrzyła na słodkie cuda leżące na blacie stołu, więc sięgnęłam po drożdżówkę, którą położyłam sobie na talerzu i ułamałam kawałek podając uradowanemu dziecku.

- Jak ja utuczysz, to obiecuję ci, że będziesz z nią chodziła do dietetyka. - pogroził mi Włoch.

Przewróciłam oczami i wzięłam kęs swojego rogalika. Gabriella bębniła rączkami o blat stolika z uśmiechem na twarzy rozwalając kawałek słodkiej bułki w dłoni. W miłej atmosferze zjedliśmy posiłek i posprzątaliśmy po nim. Niestety po całkiem spokojnym poranku, Luciano dostał telefon i musiał pilnie wyjść. W apartamencie zostałyśmy tylko we dwójkę.

Wybrałyśmy się na spacer po okolicy. Zauważyłam, że od samego wyjścia z domu chodzi za nami dwoch mężczyzn, których gdzies już widziałam. Przystanęłam więc i odwróciłam sie do nich dajac znać, że ich widzę. Ci jednak jakby nigdy nic udawali, że wszystko jest w porządku. Zacisnęłam zęby i wyciągnęłam z torby telefon. Wybrałam numer męża i czekałam, aż ten odbierze.

- Słucham.

- Powiedz swoim pieskom, że nie muszą za mną wszędzie chodzić. - powiedziałąm z nutą agresji w głosie.

- Takie dostali ode mnie wytyczne. Jak nie ma mnie przy was, są oni. - poinformował spokojnie.

Jego spokój doprowadzał mnie do szału. Chciałam coś wziąć i cisnąć w niego najmocniej jak potrafię.

- Wiesz, że zabierasz mi prywatność?

- Owszem, dla wyższego dobra. - mruknął i usłyszałam przewrócenie jakiś kartek.

Zacisnęłam pięści.

- Dla wyższego dobra? A czym jest to dobro, co? - podniosłam głos, jednak opanowałam się zaraz, bo wzrok wszystkich ludzi spoczął na mojej osobie.

- Twoim bezpieczeństwem. Uspokój się i wróć do mieszkania, proszę. - jego spokojny ton głosu naprawdę mnie drażnił.

- Posłuchaj, wybrałam się z twoją córką na spacer i nie zamierzam wrócić do domu, póki nie zaśnie.

My Bloody LegacyWhere stories live. Discover now