Apollo✔

994 81 31
                                    

⸺ 1967r.⸺

Wieść o wybrykach Aresa rozniosła się po Olimpie szybciej niż prędkość światła. Szybciej niż wypuszczona strzała Apollina, który aktualnie siedział przed swoim pałacem na brzegu fontanny otoczonej drzewkami oliwnymi. Studiował swój nowy utwór na harfę, który o dziwo szedł mu opornie.

Na dworek wleciał Hermes, powiadamiając go, by zjawił się u Zeusa. Sprawa dotyczyła starcia między Leonidem i Serviusem-potomkami jednych z bogów greckich- w Atenach.

Chifuyu pokiwał głową. Zeus domagał się takich wizyt tylko w wyjątkowych sytuacjach-gdy ktoś przeskrobał, lub gdy światu groziła zagłada. Cóż, patrząc na zaistniałą sytuację, zapewne chodziło o punkt pierwszy.

Szczerze? Za bardzo nie interesował go ten incydent. Tak właściwie nawet by się o nim nie dowiedział, gdyby nie nimfy, które plotkowały kilka metrów za nim.

Westchnął ciężko i oddał jednemu ze swoich podwładnych miniaturową harfę, a już po chwili znalazł się przed obliczem najwyższego z bogów. Tuż obok niego był Ares-Baji, do którego wyjątkowo pałał niechęcią.

Chifuyu wbił wzrok w grunt pod swoimi stopami, który pokryty był lśniącymi białymi płytami. Tron, na którym siedział Zeus-Mikey, był trzy razy większy od nich. Zbudowany został z białego minerału. Oparcie i siedzenie pokryto czerwonym materiałem. Podłokietniki wykończone były złotymi ornamentami. Tak samo z resztą. Po obu stronach tronu stały dwie kolumny w stylu doryckim, podpierające dach świątyni Zeusa. Nad jego obliczem pochylały się dwa drzewa figowe. Tron, na którym siedział, znajdował się kilka stopni wyżej, by podkreślić jego moc, wyższość i władzę.

Łypał na nich groźne, w głowie zastanawiając się nad reprymendą dla dwóch wyjątkowo kapryśnych bogów. Palcem wskazującym stukał o podłokietnik.

Chifuyu ciężko przełknął ślinę. Analizował swoje ostatnie poczynania, jednak nie przypominał sobie, by zrobił cokolwiek wbrew prawu boskiemu. Powinien dalej spokojnie siedzieć w swoim pałacu, szukając jakiegoś nieszczęśnika do rywalizacji muzycznej, poetyckiej lub czegokolwiek innego. Ewentualnie do flirtowania.

-Ares, już kolejny raz wplątałeś się między śmiertelników, a ty Apollo mu pomagałeś, zamiast odwieść go od tego pomysłu-zaczął spokojnie.-Ile razy mam wam powtarzać, że nie możemy bezpośrednio ingerować w sprawy ludzkie?

-Pomagałem? Przecież przez ten cały czas byłem w swoim pałacu. Wszyscy mogą to potwierdzić-zaoponował bóg poezji.

-Twoje strzały same znalazły się na polu bitwy?-Mikey pokręcił zrezygnowany głową i odwrócił się do Aresa.-Twoim jedynym zadaniem było wsparcie duchowe, Baji. Wzmocnienie sił wojska, które się do ciebie modliło o pomoc, a nie walczenie między nimi przebrany za śmiertelnika!

Chifuyu zrzedła mina, gdy dowiedział się, że ich wspólną karą będzie wygnanie z Olimpu.

____________

Chifuyu-Apollo
Baji-Ares
Mikey-Zeus
Draken-Hermes

Mam nadzieję, że spodobał wam się prolog i zostaniecie tutaj na dłużej:D
Głosujcie i komentujcie!

𝙶𝚘𝚍𝚜 [𝚋𝚊𝚓𝚒𝚏𝚞𝚢𝚞]Where stories live. Discover now