rozdział 7

60 9 3
                                    

Noc minęła mi na rozmyślaniu. Nie miałem tak naprawdę żadnego planu, po prostu tak się szczęśliwie złożyło, że spotkałem mój cel po drodze, który w dodatku spacerował jak gdyby nigdy nic z przyjacielem. Nie wiedziałem nawet, że miał przyjaciół. Zawsze wydawało mi się, że był sam jak palec, skupiony na swoich badaniach i eksperymentach. Charakter jednak miał dokładnie taki sam, jak jego starsza wersja. Wredny i nieczuły niepozostawiał złudzeń, że mimo jego miłego wyglądu jest złym człowiekiem.
Musiałem skupić się na swoim zadaniu. Miałem zabić Ricka Sancheza, najmądrzejszego człowieka we wszechświecie i w dodatku mojego dziadka.
Nie było to jednak coś, co mogłoby mnie przerosnąć. Nie przerażała mnie wizja jego śmierci sama w sobie. Przerażały mnie konsekwencje takowej manipulacji czasem. W końcu, sam Rick wielokrotnie powtarzał, że podróże w czasie to straszny syf i nigdy w życiu nie będzie chciał się w to więcej bawić. Byłem jednak pewien, że rząd, któremu właśnie pomagam, zadba o bezpieczeństwo całej misji i przewidzi skutki, jakie mogą pojawić się w następstwie mojego czynu. Nie byli w końcu kompletnymi idiotami.
Postanowiłem zaufać im ten jeden raz i zrobić to, co słuszne, by uratować moją rozwalającą się rodzinę i na zawsze pozbyć się problemów wywołanych przez Ricka i jego działania.
Położyłem się spać około godziny czwartej nad ranem. Steve również spał w swoim pokoju, słyszałem jego oddech przez cienkie ściany. Rick również znajdował się w swoim pokoju, ale on raczej na pewno nie spał. Słyszałem muzykę wydobywającą się w pokoju na górze i widziałem światło odbijające się od podłogi w korytarzu. Wiedziałem, że Rick od zawsze stronił od snu i jakiegokolwiek odpoczynku, toteż nie zdziwiła mnie jego bezsenność. Po kilku długich i ciągnących się w nieskończoność godzinach zasnąłem, jednakże nie był to sen, jaki znałem z mojego dotychczasowego życia. Był płytki i nie miałem podczas niego żadnych snów, więc łatwo można było wywnioskować, że sposób, w jaki się tutaj przeniosłem miał coś wspólnego z moim stanem świadomości, jednak miałem nadzieję, że wszystko, co dotychczas się wydarzyło nie było jedynie realistycznym i świadomym snem. Mimo to, obudziłem się wypoczęty i gotowy do podjętego przeze mnie wyzwania. Musiałem zdobyć zaufanie kogoś, kogo dotychczas uważałem za przyjaciela.

W cieniuWhere stories live. Discover now