Hollywood Hills

25 5 3
                                    

Umazany smarem Joseph starł pot z czoła, brudząc i mocząc sobie przy tym grzywkę opadającą już na oczy. Przetarł ręce i instynktownie wytarł je o spodnie. Wojna trwała solidnie i wiedział o tym nie z wiadomości, których przestał słuchać, a sądząc po ilości samolotów, których wciąż wymagało wojsko. Wiedza, którą przy tym zdobył, przewyższała każdą inną szkołę. Zadowolony z siebie chciał podejść do przełożonego, jednak ze zdziwieniem zauważył, że ten go w tym uprzedził.

— Joestar — zawołał go już z dwóch trzecich hangaru. — Skończyłeś co miałeś zrobić?

— Tak jest — odparł dumny z siebie. Uniósł brew na pośpiech w postawie kierownika. — Coś się stało?

— Trzeba polecieć do Hollywood i potrzebujemy drugiego pilota. Chcesz lecieć?

Joseph rozchylił usta zszokowany i niezbyt mądrze wskazał na siebie palcem. Kierownik zaśmiał się i podszedł jeszcze bliżej aby poklepać go po łopatce.

— Kiedyś musisz się nauczyć latać — stwierdził. — Idź na drugie stanowisko na pasie startowym i szukaj średniego myśliwca. Powiedz, że ja cię poleciłem. Będzie ktoś na ciebie w domu zły jeśli późno wrócisz?

Joseph pomyślał o Suzie i Cezarze, którzy przecież dadzą sobię radę jeśli wróci kilka godzin później. Poprosił o telefon do domu i jak mu polecono, odszukał myśliwiec. Przebrał się w pośpiechu z ubrań roboczych w coś czystego, a następnie powitał pierwszego pilota silnym uściskiem dłoni.

Dobrze znał wszystkie te maszyny, konserwując je, wymieniając części, niemal składając od zera. Znał moc silnika i wiedział, że pomimo odległości lot nie przekroczy dwóch godzin. Przygotowując się do startu nie mógł uwierzyć, że to dzieje się tak szybko.

— Zamierzasz przedłużyć umowę? — zapytał niespodziewanie pierwszy pilot. Joseph znał go jedynie z widzenia.

— Mam jeszcze dużo czasu na zastanowienie się — odparł nie odwracając wzroku od przedniej szyby gdy już wznieśli się w powietrze. — Dopóki jest praca, nie narzekam.

— Wojna nie będzie trwała wiecznie. Już zapotrzebowanie spadło. Kiedy to wszystko w końcu się uspokoi, czekają nas duże cięcia w personelu. Za to piloci są potrzebni cały czas. Może chciałbyś się przebranżować?

Joseph nie odpowiedział od razu. Byłaby to praca, o jakiej marzył od dziecka, ale nie mógł nawet pozwolić sobie na rozmyślanie o niej, bo od razu pojawiły się przeszkody. Nie wiedział ile czasu spędzałby w domu ani gdzie miałby latać, a nie mógł sobie pozwolić na zostawianie Cezara i Suzie na tak długo. Chociaż było to kuszące, znał już odpowiedź.

Mimo wszystko czerpał radość z tego lotu i liczył, że jeszcze niejednokrotnie stanie się zapasowym pilotem. Lądując na lotnisku w Hollywood pozostawały trzy godziny oczekiwania na samolot powrotny, ale Joseph nie miał ochoty tego czasu spędzać z obcym pilotem. Obiecał wrócić do wylotu, a w tym czasie złożyć komuś niezapowiedzianą wizytę.

Speedwagon jakiś czas temu podał Josephowi adres, pewnie nawet nie pamiętając, że to zrobił. Luźnym krokiem Joseph przemierzał uliczki, zastanawiając się czy powinien coś kupić w prezencie. Ostatecznie zdecydował się na wybraną przez kwiaciarkę doniczkową roślinkę (bo nie znał się na nich tak dobrze jak Cezar).

W drzwiach najpierw roztargnieniem, a później irytacją powitał go nieznajomy mężczyzna. Ściągnął brwi niezadowolony, spoglądając na Josepha z dołu, dlatego cokolwiek myślał, nie chciał działać pochopnie.

Z korytarza dobiegł niski, aksamitny głos i odgłos bosych stóp.

— Jojo. — Lisa Lisa nie brzmiała na zadowoloną. Położyła mężczyźnie dłoń na ramieniu, a ten dopiero wtedy zaczął się uspokajać. — Nie... nie spodziewałam się ciebie.

𝙏𝙧𝙞-𝘼𝙣𝙜𝙡𝙚 °•° JJBA CaeJoseQWhere stories live. Discover now