Rozdział 2

702 41 32
                                    

Obudziły go promienie słońca, wpadające przez okno. Najwyraźniej zapomniał wczoraj zasłonić rolety, czego w tej chwili, niezmiernie żałował. Ale z drugiej strony, kto to słyszał, żeby słońce tak dawało po oczach w styczniu?

Ostre światło coraz bardziej raziło go w oczy, zmuszając tym samym do wstania. Przekręcił się na bok i spojrzał na zegarek, stojący na szafce. Wskazywał on, parę minut po dziesiątej. Położył się znowu na plecach i przez chwilę patrzył w sufit.

Czuł lekko przytłumiony ból w okolicach kręgosłupa, tam gdzie wczoraj boleśnie się uderzył. Ale jutro już pewnie nie będzie po nim śladu. Przynajmniej taką miał nadzieję. Czasem zajmowało to trochę dłużej w zależności od wielkości i rodzaju rany.

A ten siniak był naprawdę spory.

Otrząsnął się z tych, niezbyt pozytywnych rozmyślań i wyplątał z kołdry, kierując się zaraz po tym do łazienki.
Ogarnął się w miarę szybko i wrócił do pokoju w samych bokserkach, z zamiarem złapania jakiś ciuchów. Znalazł czarne jeansy na stercie z wypranymi ubraniami, które czekały aż je wreszcie schowa.

Kiedyś na pewno to zrobi.

Wciągnął spodnie, a po chwili czarne skarpetki, które leżały nieopodal.
Zachwiał się lekko, kiedy zakładał skarpetkę na prawą stopę, ale szybko odzyskał równowagę.

Słyszał ciche odgłosy dobiegające z kuchni, które mówiły mu, że May musiała już wstać.
Czuł też delikatny zapach, wskazujący na to, że kobieta robi naleśniki.

Skierował się do szafy i po krótkim namyśle wyjął z niej bordową bluzę z kapturem.
Wciągnął ją przez głowę i udał się do wyjścia z pokoju, po drodze poprawiając jeszcze kaptur.

Kiedy mijał lustro w przedpokoju, dostrzegł jak bardzo jego włosy są roztrzepane. Więc wchodząc do kuchni, próbował trochę je ogarnąć. Niezbyt mu się to udało, sądząc po rozbawionym spojrzeniu, które rzuciła mu ciocia gdy tylko go zobaczyła.

- Wyglądasz uroczo. - powiedziała, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.

- Naprawdę udam, że tego nie słyszałem. - odparł bezbarwnym głosem, przybierając  posępny wyraz twarzy.

Podszedł do stołu i uprzednio nalewając sobie soku do szklanki, zajął swoje miejsce.
Ciocia już postawiła tam talerz z całą stertą naleśników.
Czasem się zastanawiał czy ani trochę jej nie zastanawia, jak jest w stanie zmieścić w siebie tyle jedzenia. Od czasu kiedy ugryzł go pająk, jadł dwa razy więcej niż normalnie. Nie narzekał, chociaż czasem było to problematyczne. Szczególnie kiedy zdarzało mu się nie zjeść wystarczająco dużo, potrafiło zrobić mu się słabo podczas najlżejszego wysiłku. Ale takie sytuacje miały miejsce tylko na początku, kiedy dostał moce. Teraz już się przyzwyczaił i naprawdę bardzo tego pilnował. Zresztą odkąd stracił przytomność podczas wf w szkole, kiedy nie zjadł wcześniej tego dnia śniadania, nie mógł sobie pozwolić na powtórkę. Jeszcze ciocia kazałaby mu zrobić jakieś badania, a nie wiedział przecież czy jad pająka nie zostawił w jego krwi jakiegoś śladu. Wolał nie dowiadywać się tego razem z całym zespołem lekarzy.

Już widział te nagłówki w wiadomościach.

,,Tożsamość Spider-Mana ujawniona podczas rutynowych badań."

,,Spider-Man zemdlał na wf."

Wynurzył się z otchłani tych ponurych myśli i sięgnął po jedzenie.

Śniadanie minęło mu w miłej atmosferze.
Rozmawiał z ciocią o wydarzeniach poprzedniego tygodnia i codziennych sprawach. Opowiedział jej o nowym zestawie lego, który dostał Ned i który mają zamiar razem składać. Naprawdę ostatnio często się mijali i nie mieli czasu nawet dłużej porozmawiać. May miała dużo pracy, a on szkołę i obowiązki Spider-Mana.

Despite everythingNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ