rozdział czwarty

Start from the beginning
                                    

- Dobrze, że nie zdecydowaliśmy się zrobić tego później - odrzekł Harry, wzruszając ramionami oraz przypatrując się zmaganiom Louisa i od czasu do czasu zatrzymując się, pozwalając mu go dogonić, albo nawet wyprzedzić. Za każdym razem, kiedy to robił, Louis czuł mały uśmiech wkradający się na jego usta i rumieniec oblewający policzki. Nie wiedział, jak to możliwe, że można być zauroczonym kimś, kogo ledwie się zna, lecz unikalne nawyki i zwyczaje Harry’ego były całkowicie odurzające i wszystko, czego chciał, to dowiedzieć się o nim więcej - jakie wydarzenie z jego przeszłości sprawiło, że chłopak chciał wyprowadzić się w tak odległe miejsce i już nigdy nie wchodzić w interakcje z innymi ludźmi. - Poza tym - kontynuował Harry - będziemy na miejscu w ciągu kilku minut, więc przestań marudzić. - Zatrzymał się po raz kolejny, by pomóc Louisowi przejść ponad konarem, chwytając jego dłoń w swoją własną, aby upewnić się, że chłopak się nie potknie. To był tylko miły gest, ale sprawił, że chłodne, szklane palce Louisa rozgrzały się na moment, zanim Harry upuścił jego rękę.

Po kolejnych pięciu minutach uczucia palenia w stopach, Louis zauważył, iż drzewa zaczęły się przerzedzać, a Harry obrócił się w jego stronę z uśmiechem. - Musisz pozwolić mi zakryć swoje oczy. Jeśli chcesz to zrobić, musisz zrobić to właściwie. - Wyglądał na tak podekscytowanego, że szatyn nie mógł się powstrzymać i zbliżył się do niego, pozwalając młodszemu chłopakowi stanąć za jego plecami i osłonić swoje oczy dłońmi. - Musisz jednak nadal się poruszać - powiedział z cichym westchnieniem, więc Louis postawił niepewny krok naprzód. - Nie pozwolę ci upaść - mruknął do jego ucha; Louis pomyślał, że z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, całkowicie ufał Harry’emu, stawiając kolejne kroki w przód, do momentu, gdy poczuł, jak ten go zatrzymuje.

- Jesteśmy na miejscu? - wydusił z siebie, rozkładając na bok ręce i wystawiając je na podmuch wiatru łaskoczącego jego skórę. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc ciche brzęczenie, gdy wiatr uderzał o szkło pokrywające jego ciało.

- Jesteś gotów? - spytał Harry wprost do jego ucha i Louis uśmiechnął się ponownie, przytakując. Harry odsunął dłonie z jego oczu i położył je na ramionach chłopaka, trzymając go w ciasnym uścisku. Louis uchylił powieki, a widok, który się przed nim rozciągał, zaparł mu dech w piersiach i przyspieszył oddech, sprawiając, że zaczął czuć się niepewnie, ponieważ nie sądził, że kiedykolwiek widział coś równie pięknego, nigdy nie widział tak swobodnie rosnącej natury. Mógł zobaczyć całą dżunglę, rozciągającą się po brzegach plaży, gdzie przekształcała się ona w piasek oraz błękitno-niebieską wodę i różnokolorowe ptaki, fruwające ponad drzewami, podczas gdy pomarańczowe barwy zachodzącego słońca pokrywały tę scenę przytłumionym światłem. Samo słońce kołysało się nad horyzontem, a z każdą mijającą minutą zanurzało się coraz głębiej w błękit morza, zaś kolor nieba przechodził w delikatny, różowy kolor.

Harry w końcu rozluźnił uścisk na ramionach Louisa, chwytając go za rękę i prowadząc do zwalonego drzewa, gdzie obaj usiedli obok siebie, przypatrując się słońcu, powoli oddalającemu się od świata.

- Jest piękny, prawda? - zapytał, uśmiechając się szeroko w delikatnym świetle.

- Tak. Tak, jest - odszepnął Louis, a gdy Harry obrócił się, by na niego spojrzeć, Louis nie wpatrywał się w zachód, lecz właśnie w Harry’ego, który zarumienił się, gdy zrozumiał znaczenie tych słów.

I zanim zdążył on obrócić głowę w zakłopotaniu, Louis pochylił się, by ująć jego usta w delikatny pocałunek. Odsunął się niemal natychmiast, a wspomnienie ust młodszego chłopca sprawiło, że jego ciało zaczęło mrowić, lecz innym rodzajem mrowienia od tego, który czuł z powodu szkła. Zanim jednak miał szansę przeprosić go za swoje pospieszne działanie, Harry pochylał się ku niemu, chwytając w dłonie jego policzki tak, że nie mógł się odsunąć i złączając ich usta, tym razem pewniej, oraz przesuwając językiem wzdłuż wargi Louisa.

W tym momencie, Louis zapomniał o wszystkim, co się wokół niego działo, zatapiając się w uczuciu błogości, które zdawało się go wypełniać, gdy wraz z Harrym siedzieli na szczycie wzgórza, a ostatnie, ociągające się promienie słońca opuszczały dżunglę, powlekając ją w ciemności, która pozwalała im rozkoszować się swoją obecnością.

Kiedy Harry w końcu się odsunął, zachichotał, słysząc stłumiony jęk Louisa, i zasugerował, żeby wrócili do domu, zanim dżungla stanie się zbyt niebezpieczna. Pomimo tego, że znali się od zaledwie kilku tygodni, Louis nie wyobrażał sobie lepszego sposobu na spędzenie wieczoru, niż przytulanie się przy kominku, leżąc pod kocem dzielonym z chłopcem, w którym był całkowicie zakochany.

breathe gently | l.s. tłumaczenieWhere stories live. Discover now