26 || Dziwota uczuć wszelkiej maści

26 5 7
                                    

Czuła się jak w taniej książce, wydanej tylko przez znajomości autora z szefostwem wydawnictwa, której nikt poważny nie czytał, bo tak bardzo była głupa.

— Zostaniesz na noc, prawda? Już się ściemniło, a po nocy lepiej nie podróżować. — Podszedł do powodu i wyciągnął z w kierunku Leny swoją dłoń. — Coś się stało? — zmartwił się jej milczeniem.

— Nie… — mruknęła i spojrzała na rewers koperty. Nawet w wątłej poświacie świateł rezydencji potrafiła dostrzec napis: Hrabia Alois Trancy. — Po prostu Jacob wysłał mnie, żebym doręczyła komuś list, a nawet nie wiedziałam do kogo jadę.

Podała mu wspomnianą korespondencje, na co Alois wpierw wyraźnie się zdziwił, a następnie uśmiechnął trochę chytrze pod nosem, czego Lena nie zauważyła.

— Wejdźmy do środka. Przyjemniej będzie się rozmawiać — zaproponował, ujmując dłoń Leny.

Claude podał maślane ciasteczka wraz z białą herbatę z gruszką, której aromat momentalnie wypełnił pokój.

— Nie sądziłem, że twój brat pośle aż ciebie z tym listem — powiedział, chwytając filiżankę.

— A ja nie sądziłam, że trafię tutaj.

Obydwoje zaśmiali się cicho.

— Naprawdę cieszę się z twojej obecności — Lena poczuła, jak się delikatnie rumieni — ale nie musiałaś się fatygować.

— Jak teraz o tym myślę, to uważam, iż było warto — odparła, nim zdążyła się zastanowić.

Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydy — tak bardzo speszyły ją własne słowa. Odchrząknęła, choć nigdy wcześniej tego nie robiła, wyprostowała się niczym struna i wygładziła swoją sukienkę dłońmi.

Od urodzin Jacoba nie wiedziała, jak powinna traktować Aloisa. Ach, to wszystko co między nimi zaszło… Przez pierwsze dwie noce nie mogła spać spokojnie, jej głowę nachodziły namolne myśli, a przez kolejny tydzień gwałtownie rumieniła się na samo wspomnienie jego imienia.

— Przepraszam, ale potrzebuję się przewietrzyć — rzekła poważnym tonem, co aż zdziwiło Aloisa.

Ten, jakby domyślając się, co Lenie na leży na sercu, nie proponował swojego towarzystwa. Za to też go lubiła — potrafili milczeć czy wypowiadać zdawkowe słowa, ale mimo to znajdowali nić porozumienia.

Wyszła na zewnątrz, nie okrywszy wcześniej się niczym. Noc była nawet ciepła jak na angielską wiosnę. Wokół panowała przenikliwa cisza, przeszywająca jej duszę na wskroś. Szła przed siebie, podświadomie zmierzając w kierunku ławki, na której wspólnie siedzieli tamtego dnia.

Mimowolnie położyła dłoń na wysokości mostka, gdzie ukryty przez ciekawskimi oczami — tak jak mu obiecała — znajdował się wisiorek z ametystem. Prezent od Aloisa.

Zerwał się lekki wietrzyk. Lena objęła się własnymi ramionami, aby zimno nie przeszyło ją do samych kości. Niemniej chłód jej nie przeszkadzał.

— Panienko.

Prawie wyzionęła ducha, gdy usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i ujrzała Claude’a — tak samo jak tamtego wieczoru, gdy jej serce umierało z tęsknoty, mimo iż jeszcze murów rezydencji Trancy nie opuściła.

— Claude, mówiłam ci coś na temat straszenie mnie — odparła pewnie, ale bez złości w głosie.

— Najmocniej przepraszam. — Skłonił się. — Chciałem to tylko panience przekazać. — Podał jej małą kopertę.

— Dziękuję. Możesz już iść.

Zerknęła na kawałek papieru, a potem uniosła wzrok, lecz kamerdyner zniknął. Czasami ją przerażał — pojawiał się znikąd, znikał, nim człowiek zdołał to dostrzec oraz był za perfekcyjny (o ile coś takiego jest w ogóle możliwe).

Westchnęła i przycupnęła na ławeczce. Oczami wyobraźni widziała Aloisa siedzącego tuż obok, lecz ten po chwili zniknął. Lena spojrzała na kopertę. Zmarszczyła brwi, widząc, jak bardzo krzywo została sklejona. Na rewersie nie widniał podpis nadawcy, jednak dostrzegła znajomą pieczęć. Po chwili również doszło do niej, iż ów koperta została pospiesznie sklejona z papieru, który miała w domu.

Złamała pieczęć i w wątłym świetle jednej z latarenek zaczytała się w jego treść.

Witaj, Lenka

Zawsze uważała pismo Jacoba za niechlujne — tym razem nie było inaczej. Zacisnęła mocniej palce na liście. Ten ignorant ukradł jej kawałek drogiego papieru, który trzymała na wyjątkowe okazje, tylko po to, aby skleić z niego krzywą kopertę.

Wzięła głęboki wdech, starając się nie być złą na brata, za wzięcie bez pozwolenia papeterii za dosyć sporą sumkę, w dodatku prezentu od matki na dziesiąte urodziny.

Nie będę lał wody: jeśli hrabia Trancy...

Nawet w liście do mnie nie używa jego imienia — zauważyła i zaśmiała się z tego w duchu. Jej zdaniem Jacob chciał wyjść na bardziej poważnego, co w jej oczach niezbyt działało.

Nie będę lał wody: jeśli hrabia Trancy zaprosi Cię jeszcze na parę dni — zostań, jeśli masz ochotę. Napisz tylko do mnie niezwłocznie, bym wiedział, iż nic Ci nie jest.

Pozdrawia Twój brat,

Jacob Hops

Zdziwiła się, gdyż nie miała pojęcia, dlaczego Jacob po prostu jej tego nie powiedział. Mógł przecież to zrobić jak normalny człowiek, a nie słać jej list w liście — zrozumiała bowiem, że wiozła nie tylko list do Aloisa, ale również do samej.

Prychnęła pod nosem. Najwyraźniej Jacob chciał się jej jakoś pozbyć na kilka dni. W takich momentach na próbę zostawała poddana miłość Leny do swojego brata.

Spojrzała na list jeszcze raz. 

P.S. Wybór zostawiam Tobie. Wiem, że nie zrobisz nic wbrew sobie.

— Lena?

Odwróciła się w stronę, skąd usłyszała jego łagodny głos.

Oniemiała. Opuściła ręce wzdłuż tułowia, a list od brata wyślizgnął się z jej dłoni i z cichym szelestem opadł na ziemię.

Lena milczała, tylko mimowolnie uchyliła swoje wargi, nie wiedząc, co tak naprawdę się dzieje. Zdawało jej się, że jej serce przestało bić, jak gdyby właśnie miała umrzeć.

Ponownie zerwał się wietrzyk, który zaczął bawić się kosmykami włosów Leny.

~*~

Jacob ponownie nalał sobie whisky do szklanki. Ledwo przeczytał pierwszy akapit bardzo długiego listu od Laury i już doskonale wiedział, iż na trzeźwo nie da rady dobrnąć do końca.

Niby nie musiał doczytać go do końca, jednak gdzieś w głębi duszy czuł taką potrzebę. Ponownie podniósł wzrok znad tekstu. Jakby o tym nie myśleć, przydałoby się jakoś bardziej oficjalnie oświadczyć się Marice. W końcu nie powie jej rodzicom, jak to wyglądało naprawdę. Jeszcze by im zabronili się żenić, uznając go za zbyt nieokrzesanego. Ale zresztą sam pragnął to zrobić — kupić jej najpiękniejszy pierścionek, jaki można dostać w Londynie, uklęknąć przed nią, spojrzeć w jej cudne, ciemne oczy i zapytać Maricę o rękę.

W ten prosty sposób znalazł sobie zajęcie na najbliższy tydzień — znaleźć odpowiedni pierścionek. Lecz przed tym wypadałoby znać obwód palca Maricy. Ale przecież jakaś pokojówka rodziny Eddowes na pewno mu pomoże, czyż nie?

Z całego serca || Alois Trancy x Oc - Kuroshitsujiजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें