|𝐏𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠|

198 11 9
                                    

Kiedy byłem mały moi rodzice się rozwiedli. Miałem osiem lat. Pamiętam, że ciągle się kłócili. Obydwoje mnie bardzo kochali i chcieli, żebym wychowywał się w pełnej rodzinie, dlatego pozostali ze sobą tak długo. Próbowali odbudować swoje relacje, ale nie wychodziło im to, aż w końcu stwierdzili, że jedynym słusznym rozwiązaniem będzie rozwód. Oczywiście było mi przykro z tego powodu, ale wiedziałem, że tak będzie najlepiej. Jak na swój wiek byłem bardzo wyrozumiały.
Rodzice chcieli się rozstać pokojowo, żadne z nich nie wniosło orzeczenia o winie. Sprawa ciągnęła się dwa lata, ja w tym czasie bardzo się zmieniłem.
Moja mama była pochłonięta pracą, szukaniem nowej, lepiej płatnej, oraz sprawą rozwodową, więc poświęcała mi mało czasu, ale rozumiałem to. Może inaczej, starałem się zrozumieć. Tymczasem ja zaszywałem się w moim pokoju i słuchałem muzyki, czytałem książki albo się uczyłem. Pomimo tego, że czułem się często samotny, powoli przyzwyczajałem się do tej samotności, a gdy miałem dziesięć lat sprawa rozwodowa dobiegła końca. Sąd postanowił, że będę mieszkać z matką, a u ojca będę w wakacje, ferie i co drugie święta Bożego Narodzenia.
Ojciec przeprowadził się do małego miasteczka nad morzem, siedem godzin jazdy samochodem od NinjagoCity, gdzie aktualnie mieszkałem z matką. Moja matka Misako po tym wszystkim się pogubiła. Chciała uporządkować swoje życie, więc dlatego wysłała mnie do szkoły z Internatem.
Ja również się pogubiłem, odizolowałem od świata. W tej szkole nie miałem przyjaciół, tylko kilkoro znajomych, z którymi czasem rozmawiałem. To była wyłącznie moja wina, że nie miałem przyjaciół, zafundowałem to sobie sam przez moje zachowanie, nie byłem zbyt towarzyskim chłopcem. Czasami byłem też dość wredny. Byłem tego świadomy, ale nie przeszkadzało mi to. Tak sobie wmawiałem.
Całkiem nieźle mi szło, jeśli chodziło o naukę, moja średnia wynosiła zazwyczaj od 4,90 do 5,10. Nie byłem tak zwanym kujonem, po prostu nauka łatwo mi przychodziła. Miałem dobrą pamięć oraz dużo wolnego czasu.
Często byłem znudzony, nie miałem już pomysłów jak spędzać wolny czas, chciałem zacząć robić coś innego oprócz czytania i nauki. Wtedy w wieku dwunastu lat dostałem swój pierwszy dotykowy telefon. Kiedy przeglądałem internet z nadzieją na znalezienie czegoś ciekawego, znalazłem wtedy pewien krótki urywek sceny walki z jakiegoś anime. Zaciekawiony wpisałem jego nazwę w wyszukiwarkę i zacząłem oglądać. Pamiętam, że tak mi się spodobało, że zacząłem oglądać ich więcej, aż w końcu się wkręciłem i zostałem fanem. Kiedy rówieśnicy się o tym dowiedzieli, śmiali się ze mnie. Według nich było to dziecinne i absurdalne. Bo wiecie, chińskie bajki. Pomimo tego, że często mi przez to dokuczano, nie przestałem ich oglądać. Lubiłem zanurzać się w fikcyjnym świecie pełnym magii, akcji i przygód. Czasami wyobrażałem sobie, że to ja jestem głównym bohaterem takiej historii, że walczę ze złem i wszyscy mnie uwielbiają. Była to wtedy taka moja ucieczka od rzeczywistości.

W wieku trzynastu lat ukończyłem szkołę podstawową z ponadprzeciętnym wynikiem i wróciłem wreszcie do domu. Dziwnie się z tym czułem, ale jednocześnie byłem szczęśliwy. Mój kontakt z matką przez całe ten czas był ograniczony jedynie do rozmów telefonicznych raz w miesiącu. Miałem nadzieję, że będzie chciała nadrobić stracony czas, kiedy wrócę.
Moja matka Misako znalazła dobrze płatną pracę w biurokracji, dostała stanowisko dyrektora finansowego w firmie produkującej elektronikę. Należało jej się to stanowisko, miała wysokie wykształcenie i doświadczenie w finansach, gdyż zajmowała się tym w poprzedniej pracy. Co oznaczało, że miała dla mnie jeszcze mniej czasu niż wcześniej.
Mając czternaście lat rozpocząłem naukę w gimnazjum w NinjagoCity. Tam poznałem moją pierwszą przyjaciółkę, Skylor. Jej ojciec był właścicielem sieci restauracji z kluskami. Skylor była popularną dziewczyną, ale była dobra i życzliwa, miała spore poczucie humoru i dystans do siebie oraz była trochę sarkastyczna momentami. Była ona średniego wzrostu, miała rude długie włosy z grzywką na bok. Wszyscy w klasie brali nas za parę, ale byliśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. Czułem, że ona jest inna, że mogę się z nią dogadać, że mnie rozumie, ale nie czułem do niej nic więcej niż przyjaźń. Właśnie w tym okresie, zrozumiałem, że tak właściwie, to nie podobały mi się dziewczyny.
Odkryłem to wtedy, kiedy w drugiej klasie gimnazjum zauroczyłem się w chłopaku o imieniu Morro. Był dość popularny. Miał czarne włosy, sięgające trochę za ramiona, a na środku ciemnozielone pasemko oraz zielone oczy. Trochę wyższy ode mnie, jeździł na deskorolce i z jakiegoś powodu, nie przepadał za mną. Próbowałem się do niego zbliżyć, dawałem mu nawet ściągać na testach, ale tylko się zawiodłem. Podczas pewnej rozmowy powiedział do mnie:
"-Czy mógłbyś do cholery przestać? Ciągle się tylko na mnie gapisz i podążasz za mną jak szczeniak, to żałosne i gejowe, po prostu spieprzaj"

Od tego momentu przestałem z nim rozmawiać. Nikomu nie powiedziałem o mojej odmienności, nawet Skylor. Nie chciałem jeszcze robić Coming Outu. Tak więc "kryjąc się szafie" przeżyłem resztę gimnazjum.

Wreszcie nadszedł dzień, kiedy stwierdziłem, że czas powiedzieć prawdę Skylor. Było to dwa dni przed moim wyjazdem do ojca. Ku mojemu zdziwieniu, ona uśmiechnęła się wtedy i powiedziała, że wiedziała. Zaakceptowała mnie. W tym momencie zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej jako przyjaciele. Byłem szczęśliwy, wiedziałem już, że mogę jej ufać. Cieszyłem się, że miałem taką przyjaciółkę.

Obydwoje poszliśmy do tego samego liceum, ja na profil humanistyczny, a Sky na biolchemiczny. Już w pierwszej klasie poznałem świetnych ludzi, a mianowicie Zane, blondyna o niebieskich oczach, który był trochę kujonem, ale potrafił się bawić. Następny był czarnowłosy umięśniony chłopak o imieniu Cole. Równy gość. Żarłok jak cholera potrafił wyjeść Ci całą lodówkę w minutę, ale pomimo tego był zabawny i przyjacielski. On był zawsze tym typem osoby, która zamawiała pizzę, bo moja introwertyczna dupa za bardzo się bała. Często w nich przesiadywaliśmy i gadaliśmy. Nasza paczka zawsze trzymała się razem. Zane, Cole, Skylor i ja. Przy nich mogłem być sobą. Wiedzieli oni o mojej orientacji, powiedziałem im pod koniec pierwszej klasy. Nie chciałem przed nimi tego ukrywać. Cole'owi na początku trudno było to zaakceptować, może inaczej, nie rozumiał tego zbytnio, ale w wakacje napisał do mnie, że wszystko zrozumiał, że przeprasza i wszystko jest okej, że mnie akceptuje.

Z tego smutnego, samotnego ośmiolatka nie zostało już nic. Nie było już małego, biednego, samotnego Lloyda.
Teraz, był siedemnastoletni Lloyd Montgomery Garmadon, intorwertyk, który miał paczkę bliskich przyjaciół, przy których mógł być sobą.

-Informacje od autorki-

Witam w tym oto greenflame. Proszę o nie hejtowanie, lecz o konstruktywną krytykę w razie czego. Pamiętaj o złotej zasadzie:
Nie lubisz, nie czytaj.
Jeśli nie lubisz czegoś, po prostu nie czytaj zamiast komentować (przykładowo) jaki ship opisany w książce jest beznadziejny. Widziałam po prostu, że dużo ludzi tak robi, więc wolałam umieścić tu taką informację.
Rozdziały będą publikowane nieregularnie, jak coś napiszę to wstawię. To chyba tyle z informacji, dziękuję za uwagę :)




𝐇𝐢𝐬𝐭𝐨𝐫𝐢𝐚 𝐏𝐞𝐰𝐧𝐞𝐠𝐨 𝐋𝐚𝐭𝐚 |𝐆𝐫𝐞𝐞𝐧𝐟𝐥𝐚𝐦𝐞|Where stories live. Discover now