1...

74 12 19
                                    


I ten wieczór również spędziłam sama w domu.

Dla mnie była to okazja do odpoczynku od kroków, rozmów, dźwięku otwieranych szafek i innych odgłosów towarzyszących obecności ludzi. Prawdę mówiąc ciężko mi było narzekać na hałas. W moim domu zawsze panował spokój. Matka zostawała do późna w pracy, a ojciec długie godziny spędzał u mechanika z uporem maniaka dążąc do tego, aby ulepszyć nasz samochód na najbezpieczniejszą, najsolidniejszą, najszybszą furę w sąsiedztwie.

Nikt nie chciałby się zapewne ze mną sprzeczać, ale i tak już nim był.

Siedziałam na fotelu w salonie, na parterze i w świetle lampy czytałam kryminał, wyjątkowo nudny i pozbawiony akcji, mimo to zajmujący przynajmniej myśli. Próbowałam się odprężyć, bo tak właśnie podpowiadali, no, właściwie to wszyscy.

,,Octavio, jesteś spięta, rozerwij się'', albo ,,rozluźnij się i poświęć chwilę na odpoczynek''. Zdałam sobie sprawę, że źle się do tego zabrałam i nie odprężę się czytając pozbawioną ducha lekturę z pożółkłymi, prawie brązowymi kartkami. Najchętniej poszłabym pobiegać, albo chociaż usiadła przy książkach z ekonomii.

Wiem, to drugie brzmi strasznie, ale cyferki były moim konikiem i dzięki dobremu wynikowi z egzaminów miałam szansę dostać się na moją wymarzoną uczelnie. Teraz natomiast dłuższa nauka powodowała u mnie ból głowy jakby ktoś nieustannie próbował roztłuc mi czaszkę młotkiem.

Odłożyłam książkę na stolik i wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko. Ot tak, po prostu się w nią wpatrywałam, chociaż kilka centymetrów niżej miałam lśniący, czarny ekran 55 calowego telewizora. Moje oczy wybrały sobie na cel tą wstrętną okładkę. Ludzki organizm to jednak enigma i nie zawsze robi to co chce mózg, czyli dowódca.

Szybko zostałam wyrwana z mojego transu.

Wystraszyłam się nie na żarty kiedy z kuchni, czyli pomieszczenia obok, rozległ się dźwięk rozbijanego szkła i stukot ciężkich butów, jakby ktoś podskoczył.

Zerwałam się z miejsca najciszej jak mogłam i chwyciłam stojący na szafce wazon, w którym od dawna nie było żadnej rośliny i ukryłam się za fotelem gasząc wcześniej lampę. Na szczęście było na tyle jasno, że mogłam bez trudu zobaczyć czy ktoś wchodzi do pomieszczenia. Serce waliło mi jak oszalałe, klęłam w myślach i starałam się nie zrobić głupstwa. Tak jak przypuszczałam kroki skierowały się do salonu i włamywacz był parę metrów ode mnie. Słyszałam swój oddech z nadzieją, że nie jest na tyle głośny aby usłyszał go również tajemniczy przybysz.

Ukradkiem zdążyłam zobaczyć, że zmierza w stronę kominka, ale widział czy poruszał jakieś przedmioty na nim stojące. Chyba po prostu mnie szukał. Czekał na jakiś głos, a może bezszelestnie podchodził do fotela żeby następnie złapać mnie za szyję i podnieść metr nad ziemię?

To znacznie lepszy scenariusz na kryminał niż to przeklęte dziadostwo, które przed chwilą czytałam.

Ruszył się.

Zdradziły go jego ciężkie buty, na pewno nie żadne adidasy, ale raczej glany. Przeszedł obok fotela, a serce łomotało mi tak bardzo, że na pewno zagłuszyłoby startujący samolot i na całe szczęście nie zauważył mnie. Stanął przy szafie i złapał za gałkę, a wtedy ja, wykorzystując okazję, że stał do mnie tyłem, uderzyłam go w głowę wazonem. Aż sama zdziwiłam się, że było mnie stać na taki odważny czyn. Ale i kretyński, bo zawsze mogłam chybić lub nie uderzyć dostatecznie mocno.

Upadł na ziemię, w odłamki naczynia, a ja wykorzystując wszystkie swoje szare komórki zapaliłam światło i dobrałam się do szafek żeby znaleźć coś czym mogłabym związać mu ręce i nogi.

WłamywaczWhere stories live. Discover now