Rozdział XXII

424 56 18
                                    

Midoriya jeszcze nigdy tak szybko nie pokonał drogi ze szkoły do głównej bazy Staina. Nie przejmował się tym, że ktoś może go śledzić czy chociażby zwróci uwagę na jego dziwne zachowanie. Po prostu gnał przed siebie, mając przed oczami jedynie obraz rannego Bakugo w towarzystwie Shigarakiego i tego wielkiego potwora – Gigantomachi. Izuku uświadomił sobie, że to o nim musiał mówić Dabi, kiedy widzieli się po raz ostatni.

Będąc już w kryjówce, w ogóle nie przejmował się jakimikolwiek zabezpieczeniami czy zachowaniem ostrożności. Wpadł jak burza do głównego pomieszczenia i wydobył swój standardowy strój. Zrezygnował jedynie z maski. Dziś miał zamiar być Deku w pełnej krasie i nie zamierzał się ukrywać.

Zabrał jeszcze pełen komplet różnych ostrzy oraz swoją rękawicę i kilka gadżetów o właściwościach chemicznych, po czym udał się do najrzadziej odwiedzanego pomieszczenia. Właściwie to nigdy nie sądził, że przyjdzie dzień, kiedy będzie musiał skorzystać właśnie z tego. Nie było jednak czasu. Teraz każda sekunda była na wagę złota.

Wszedł do środka i nacisnął na włącznik światła. Żarówki zazgrzytały przez chwilę, po czym niewielki pokój został rozświetlony białym światłem. W pomieszczeniu znajdowało się kilka regałów obładowanych różnymi narzędziami, a na samym środku stał jeden przedmiot długi na prawie dwa metry i wysoki na niemal półtora. Aktualnie był ukryty pod białym prześcieradłem.

Midoriya bez wahania podszedł do niego i sprawnym ruchem zerwał z niego osłonę. Jego oczom ukazał się czarny, sportowy motor. Chłopak nie znał się na markach i tych podobnych sprawach, ale wiedział, że ta maszyna ma naprawdę moc sama w sobie, a jeszcze została zmodyfikowana przez Staina.

Już jego mentor rzadko jej używał, a co dopiero Midoriya. Dlatego właśnie ścigacz stał nieużywany od wielu miesięcy. Chłopak oczywiście został nauczony przez Staina, jak na nim jeździć, ale nie była to jego ulubiona czynność. O wiele bardziej wolał przemieszczać się po dachach budynków.

Dziś była jednak szczególna okazja.

Midoriya na szybko sprawdził stan ścigacza. Nie miał czasu na nic więcej. Później wystukał odpowiedni kod na klawiaturze, która wisiała naprzeciwko wejścia. Coś zazgrzytało i ściana przesunęła się, ukazując stromy podjazd w górę.

Izuku wrócił na motor, zakładając po drodze kask. Odpalił maszynę i z piskiem opon ruszył przed siebie.

Próbował wyrzucić ze swojego umysłu obraz zakrwawionego Kacchana i skupić się na jeździe. W końcu czekało go teraz do pokonania kilkadziesiąt kilometrów, a już i tak stracił bardzo dużo czasu. Każda następna minuta mogła być tą ostatnią. O ile jeszcze miał jakieś minuty.

Jeszcze nigdy w życiu aż tak się nie bał.

***

Midoriya przedzierał się przez pobojowisko. Wszędzie leżały gruzy, które kiedyś były czyimiś mieszkaniami, szkło oraz bliżej niekreślone kawałki jakiś przedmiotów. Nie ostało się nic w całości. Wszędzie też leżały trupy oraz mniej lub bardziej ranni przedstawiciele obu stron konfliktu. Deku nie zwracał jednak na nich uwagi. Co jakiś czas nawet odruchowo kogoś zabijał, nie zastanawiając się czy to złoczyńca czy bohater. Być może uśmiercił nawet jakiegoś ucznia. Nie przejmował się tym jednak. Musiał usunąć wszystko, co w tym momencie stawało mu na drodze do Kacchana.

To było niemal jak obsesja.

Nie wiedział, ile zajęło mu przedzieranie się przez pole bitwy, ale miał wrażenie, że całą wieczność. Tak bardzo się spieszył, a przecież mogło się okazać, że Bakugo już od dawna nie żyje. Podczas walki liczyły się sekundy, a tymczasem on potrzebował długich minut, żeby tu dotrzeć.

Will you be mine? || Villain DekuWhere stories live. Discover now