VI.

5 1 0
                                    

Viki obudził głośny dźwięk klaksonu. Próbowała zignorować hałas, ale już kilka sekund później rozbrzmiał po raz drugi. Tego już nie była w stanie zlekceważyć. Dziewczyna podniosła się lekko do góry i niespodziewanie uderzyła głową o górne łóżko.

— Ała — jęknęła, masując dłonią bolące czoło.

Rozejrzała się po pokoju. Naprzeciwko niej leżała, dalej smacznie śpiąca Elaisa. Wyglądało na to, że Viki wstała jako pierwsza.

Schylając lekko głowę, by tym razem uniknąć uderzenia, usiadła na łóżku. Przeciągnęła się, ziewając przy tym. W końcu, po dłuższej chwili, cała ociężała, stanęła na równe nogi i skierowała się do łazienki. Kiedy jednak chciała już przekręcić zamek, rozległo się pukanie.

Z nieukrywaną niechęcią skierowała się w kierunku, z którego dochodził hałas.

Przed drzwiami zastała jedną z koleżanek Danielle — Belle.

Isabella Corrido była jedną z tych osób na obozie, które sprawiały, że Viktoria czuła się gorzej z samą sobą. Nigdy nie miała większego problemu z tym jak wyglądu. Do czasu, gdy zobaczyła Belle z jej latynoską urodą, oliwkową cerą i czarnymi jak atrament włosami. Wcześniej nie sądziła, że ktoś może faktycznie uosabiać całym sobą pojęcie ideału. Jednak oto stał przed nią żywy dowód.

Dziewczyna uśmiechnęła się. Miała pełne czerwone usta. Viki nie mogła przestać myśleć o tym, czy brunetka miała na sobie jakiś makijaż. Musiała, nie widziała innej możliwości.

— Wszystko w porządku? — zapytała.

— T-tak, przepraszam, zamyśliłam się...

— Jest Danielle? — Nie dała jej nawet dokończyć. Ewidentnie nie miała ochoty na udawaną grzeczność.

— Jeszcze śpi. Coś przekazać?

— Nie — odpowiedziała gwałtownie. — To... znaczy, to w sumie nic ważnego. Powiedz jej tylko... że byłam.

— Jasne — odpowiedziała, ale dziewczyna już zdążyła zniknąć jej z oczu, tak jakby wcale jej tutaj nie było.

Stojąc w drzwiach, dostrzegła z daleka biegnącego truchtem Petera. Miał na sobie strój sportowy i słuchawki. On również ją zauważył i pomachał do niej. Odmachała mu, opierając się o framugę.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dobrze. Pogoda była piękna. Słońce świeciło. Niebo było czyste. Jak dotąd pobyt tutaj przysparzał jej jedynie bólu głowy, teraz jednak czuła, że coś faktycznie może ulec zmianie. Nie wiedziała co, ani kiedy. Po prostu to czuła...

W jednym momencie z domku dobiegł przeraźliwy hałas. Trzy pozostałe śpiące osoby jak za sprawą jakiegoś mechanizmu podniosły się z pozycji leżących. Elaisa przy okazji uderzyła z hukiem o łóżko Danielle i upadła klnąc przy tym w poduszkę.

Szybko okazało się, że dźwięk dochodził z telefonu Danielle, która postanowiła, że nastawi budzik, żeby na pewno nie zaspać.

— Kurwa Danielle, jest ósma rano. Czy ty nie masz sumienia?! — warknęła poirytowana Elaise. Gdyby nie ten kontrolujący świr, czekałoby ją jeszcze spokojne dwie godziny snu. Śniadanie przecież kończyło się o dziesiątej, idealnie weszłaby tuż przed końcem. W ogóle nie widziała sensu w tym, by iść tak wcześnie coś zjeść. Przecież w takim tempie to niedługo znowu zgłodnieje. Co wtedy zrobi?

— Przynajmniej dzięki mnie będziesz mieć świeże śniadanie. — Podczas gdy Elaise wolała opaść z powrotem na poduszki, Danielle już zdrapywała się na dół, gotowa do działania.

The Curse Of The Lake WallowaWhere stories live. Discover now