#43 ' Nobis donet in patria. '

329 50 84
                                    

W tym małym miasteczku nie istniały zbrodnie idealne. Nikt nie dowiedział się przez całą dobę o dwóch trupach w gabinecie Browna. W szkole było spokojnie i przyjemnie, w ja z grupą przeżywaliśmy wciąż bal.

– Może powinniśmy coś z tym zrobić? Pójść do lasu i ich po podglądać? – Zaproponowała Toledo, bawiąc się nerwowo swoimi długimi blond Włosami.

– Nie mamy już nic do stracenia. – Mruknąłem dość ponuro.

Jednak to wszystko było prawdą, a czas się kończył. Nasze sto dni dobiegało końca, a mu wciąż nie znaleźliśmy dowodów na dziewczynę, choć doskonale wiedzieliśmy, że to była ona.

Mogłem ją zabić, ale się zawahałem. Wciąż w głowie miałem swoje natrętne przemyślenia na temat tego, że wszystko było odgórnie zaplanowane. Lucyfer nie chciał jej śmierci, albo chciał. Mógłbym się teraz rzucić na nią rękoma i zadusić na śmierć. Czy król piekieł by to wtedy przewidział?

– Zawiesiłeś się. – Szturchnęła mnie ręką Avery. – Czyli wieczorem w lesie, tak?

Pokiwałem delikatnie głową na tak, by dali już mi spokój. Dosłownie cała moja energia ze mnie wyparowała i to w każdy możliwy sposób. Czułem się jak wydmuszka, która była zdolna do wszystkiego, co nie było chluba dość dobrym połączeniem. Ryzyko zawsze kończyło się śmiercią czyjąś lub własną. Warto więc było tak mi ryzykować?

Wziąłem plecak i powędrowałem do klasy, w której wszyscy nie wiedzieli o prawdzie. Ci ludzie byli tak słabi i obojętni, a przy tym tak zupełnie czyści, zważywszy na to, kim była nasza grupa. Oni byli zwykłymi grzesznikami, a my ucieleśnieniem zła i prawdziwą reprezentacją siedmiu grzechów.

– Dzisiaj chcesz odpalić ten rytuał? – Wzdrygnąłem się, usłyszałem głos Amitti w głowie, to nie wydawało się normalne.

– Kończy się czas, mamy moc i pamiątki po siedmiu dziewczynach, wszystko musi się udać. Amitti to już czas. – Zadecydował Ethan swoim pewnym głosem.

Cała ta ich rozmowa była przeze mnie monitorowana. Widziałem i słyszałem wszystko w swojej wyobraźni. Nie miałem zielonego pojęcia, czy miało to być coś w rodzaju przepowiedni, czy tylko nikczemna zagrywka ze strony tej dwójki, ale tak czy siak, mieliśmy tam dzisiaj pójść. Może to wszystko się łączyło?

– Pan Zeyn Benson do tablicy. Widzę, jak cudownie uważasz na moich lekcjach.

Jasny szlag.

*

    Po skończeniu lekcji, wyszedłem z budynku i przypomniałem sobie, że nie przyjechałem do szkoły autem. Czekała mnie więc dość długa, samotna wyprawa do domu, w którym nie było nawet już mojego ojca. Teraz to do mnie miały należeć te wszystkie obowiązki, jak płacenie podatków czy próba utrzymania się, ale i tak miałem pójść do więzienia i ja miałem nawet powód, w odwrotności do moich przyjaciół.

    Byłem niesamowicie ociężały i gdy chodziłem powolnie po chodniku, wciąż rozmyślałem jedynie o rzeczach ogólnikowych. Nie potrafiłem skupić się na jednym wydarzeniu, gdyż było ich zwyczajnie za dużo. Byłem teraz całkiem inny, gdyż te parę miesięcy temu nic nie stawiało mi problemu. Byłem aspołecznym dupkiem z ego Boga, który miał niepowtarzalną wiedzę i umiejętności. Teraz natomiast byłem jedynie zagubionym chłopcem, który nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie miałem rodziny, przyjaciele mieli skończyć tak samo, jak ja, a miłość? Ona wciąż była zagadką i czymś w rodzaju zakazu, ponieważ pomimo tego, że niejednokrotnie uprawiałem już seks, nigdy się nie całowałem.

Pandemonica OppidumWhere stories live. Discover now