#29 ' Kto w ogóle zginął? '

290 46 25
                                    

    Ojciec w ogóle nie zareagował na zbitą lampę. Miałem wrażenie, że nawet mu to jakkolwiek uciekło.

    Przez resztę wieczora męczyły mnie myśli. Nie wypowiedziałem nawet jednego słowa, a przez cały ten czas nie potrafiłem nawet pójść się przebrać, czy coś zjeść. To było co najmniej frustrujące.

    Rano, gdy się przebudziłem, poczułem swoje przejęcie całą sprawą. Wiedziałem, że teraz Amitti ma moc, by zrobić te wszystkie rzeczy, o których mówiła. Była wtedy za słaba, a teraz jest zbyt silna.

    Amitti Morningstar - córka Lucyfera króla piekieł.

    Brzmiało to co najmniej, jak z jakiegoś serialu albo książki, a nie tak, jakby miało to urzeczywistnienie w naszym małym mieście. Magia była czymś całkowicie abstrakcyjnym, a ja wciąż dziwnie się czułem, gdy ktoś mówił o niej w moim towarzystwie.

    Rano ubrałem się i poprawiłem swoje niezbyt ogarnięte włosy. Wyszedłem z domu, nie mijając po drodze ojca i pojechałem wprost do szkoły. Mogłem się pocieszać jedynie tym, iż był piątek, co oznaczało jutrzejsze oczyszczenie myśli.

    Zaparkowałem i ruszyłem w stronę szkoły, do której wpakowałem się tak cicho, jak mysz pod miotłą. Cieszyłem się, że już nikt nie pamiętał o tym incydencie z lodem. Szkoła na szczęście szybko zapomina, a ja nie mam zamiaru tego nigdy więcej powtarzać.

    – Zeyn! – Nagle usłyszałem ten piskliwy, charakterystyczny głosik Toledo skierowany w moją stronę. – Chodź. – Nie mówiąc za wiele, szarpnęła mnie za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia na podwórko.

    Nasza ławka. To tutaj się wszystko zaczęło.

    – Mamy oczyszczenie z ostatniego. – Powiedział natychmiastowo Luca, nie zważając na czas i szybkość.

    – Kto w ogóle zginął? – Zapytałem niezbyt zorientowany.

    – Mary Lure.

    Na moment zastygłem, nie wiedząc, co powiedzieć. Była to chyba najbardziej przewidywalna akcja od dawna. Wszystkiego dało się spodziewać, ale tego, że grupa Amitti zabije jedną ze swoich totalnie nie.

    – Mi się wydaje, że ona to zrobiła, bo wie, do czego Amitti dąży, a gdyby zabiła kolejną osobę, byłoby głośno. – Zaczęła swoje przemyślenia Brooke. – Mógł to być jakiś rytuał, czy ofiara, ale na pewno nie było to bezmyślne.

    Wiedziałem, że Brooke musiała mieć rację. Amitti i Ethan mieli od początku wszystko idealnie przemyślane i zdziwiłoby mnie to, gdyby tym razem tak nie było.

    – W ogóle zauważyliście, że nikt o tym nie mówi? – Wypalił nagle pusto Jacob, patrząc w trawę. – Nikt nie mówi o tym, że kolejna osoba umarła. Gdy to wszystko się zaczynało, to całe miasto wręcz wybuchało i każdy bał się wychodzić z domu, a szkoła wywieszała wszędzie ulotki, ozdabiała szafki i pokazywała, że zdaje sobie sprawę z realnego zagrożenia. – Spojrzał na nas, oblewając się delikatnym rumieńcem. – Teraz to wszystko wygląda tak, jakby szkoła zupełnie nie wiedziała o tym, iż Mary istnieje i nie żyje.

    – Przecież dopiero był z nią skandal, że próbowała ci loda zrobić na szkolnym korytarzu. – Palnął Sebastian, a ja jedynie kątem oka widziałem morderczy wzrok Avery na jego niezbyt przyjaznej osobie. – Ludzie tak magicznie nie znikają. Dyrekcja musi sobie zdawać sprawę z tego, że jej nie ma, ale uczniowie mogą żyć przekonaniem, że nie chciała przyjść do szkoły właśnie z tego powodu.

– Sądzisz, że szkoła chce to zatuszować? – Zapytałem nagle, marszcząc brwi ze zmieszania.

– Dopiero, co wszedłeś do szkoły, więc nie widziałeś jeszcze nauczycieli, a kto, jak to, ale ty od razu załapiesz, o co mi chodzi. – Ciągnął dalej chłopak z niezbyt zadowoloną miną. – Nie rozumiem jednak aby, czemu mieli to zrobić? W sensie uśmiechają się, ale widać, że coś niw gra.

Pandemonica OppidumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz