Trzy powody

395 32 145
                                    


 Blask lampy kładł się na rękach zaciśniętych wokół nietkniętej filiżanki z herbatą. Wprawiał w drżenie cienie kosmyków włosów na policzkach i podbródku. Włosy, zwykle starannie uczesane, opadały żałośnie na twarz. Z twarzy wyzierał bezbrzeżny smutek. Głowa zwisała między barkami, jakby stanowiła odrębną część względem reszty ciała — zgarbionego, skurczonego, oczekującego na wyrok.

Kapitan przeklął pod nosem na siebie i na świat.

— Petro — Nagana w jego głosie, brzmiącym jak dochodzące z daleka echo, napawała go odrazą. — Ta rozmowa w ogóle nie powinna mieć miejsca.

Przytaknęła tą oderwaną od reszty ciała głową powoli, z wyraźnym bólem. Zza grzywki spoglądały na Levia zgaszone i napuchnięte od płaczu oczy.

Westchnął, przeczesał włosy palcami, po czym upił resztki herbaty ze swojego kubka. Skrzywił się. Zdążyła wystygnąć i smakowała jak gorzkie lekarstwo. Z głośnym brzękiem odłożył filiżankę na bok. Spojrzał na rozmówczynię z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Petro. Jest tysiąc powodów, dla których nie powinniśmy być razem. Wróć. Nie wolno nam. To poroniony pomysł. Im szybciej wybijesz go sobie z głowy, tym lepiej.

W jej oczach rozpalił się płomień. Brak zgodny na to, co mówił. Otworzyła usta, by zaprotestować, ale zaraz je zamknęła. Wyciągnięta dłoń kapitana nakazała jej milczeć. Petra zwinęła ręce w pięści i syknęła, z wściekłości, bezsilności, kto wie. Nie wyglądała już tak żałośnie jak przed chwilą, co spodobało się kapitanowi. Poniekąd miał nadzieję na kłótnię. Aby emocje, które przelewały się w dziewczynie, wybuchły, tu i teraz, bez świadków, w tę listopadową noc, gdy deszcz bębnił w okna, a po zamkowych korytarzach rozlegało się ciche chrapanie żołnierzy.

— I dobrze wiem, że sama świetnie zdajesz sobie z tego sprawę — kontynuował. — Pozwól, że wymienię najważniejsze.

Wyciągnął przed siebie z trzema wyprostowanymi palcami gotowymi do odliczania.

— Słucham — wydusiła przez zaciśnięte zęby.

— Po pierwsze różnica wieku między nami wynosi niemal trzynaście lat.

Wybuchła sztucznym śmiechem. Rozejrzała się po pokoju, jak gdyby szukała niewidzialnych świadków ich rozmowy, którzy potwierdziliby niedorzeczność słów kapitana.

Levi westchnął i opadł na oparcie krzesła.

— Szczerze mówiąc, dla mnie wciąż jesteś dzieciakiem. — W pełni zdawał sobie sprawę, że właśnie ją ranił, ale nie miał wyjścia. — Prędzej czy później poróżniłoby nas to, czego oczekujemy od drugiej strony. Nie chcę cię skrzywdzić.

Ostatnie zdanie niemal wyszeptał. Znów spojrzał na Petrę. Wyglądała, jakby zapadła się w sobie.

— Po drugie nie muszę chyba mówić, jak dowództwo i nasi towarzysze odebraliby związek między kapitanem a jego podwładną. Jako nadużycie z mojej strony, w najlepszym wypadku. W najgorszym nie miałabyś tu życia.

— Walić ich — syknęła wojowniczo.

— Musielibyśmy się kryć jak przestępcy — wyjaśnił, odsuwając filiżankę i wyciągając dłoń w jej stronę. — Wyobraź sobie, co by zrobili, gdyby nakryli nas w, powiedzmy, jednoznacznej sytuacji. Nawet nie, wystarczyłoby podejrzenie. Wylaliby cię z wojska na zbity pysk. A gdybyś została, przenieśliby cię do innego oddziału. Łączenie z papierami. Nie traktowaliby cię tam miło, bo przylgnęła do ciebie łatka ździry...

...A nie zniósłbym tego, dokończył w duchu.

Zapukał w blat stołu. Musiał dać Petrze chwilę na przetworzenie informacji. Drugi argument miał większą siłę przekonywania. Wstępując do służby wojskowej, Petra chyba nie do końca zdawała sobie sprawę, że godzi się z niepisaną regułą rezygnacji z potencjalnego małżeństwa czy jakiejkolwiek romantycznej relacji z towarzyszami broni. Miłość do dowódcy oddziału komplikowała sytuację jeszcze bardziej.

Trzy powody i inne tekstyWhere stories live. Discover now