Rozdział #17

3.7K 331 28
                                    

Kiedy zdałam sobie sprawę z tego co się właśnie dzieje, szybko odsunęłam się od Matta i walnęłam go w policzek. Zaskoczony cofnął się o krok do tyłu, a ja w tej samej chwili uciekłam z klasy. Szybko przemierzałam korytarze, by jak najszybciej znaleść się na świeżym powietrzu. Tego wszystkiego było za wiele. Najpierw mama, potem Dominik, który ma coś wspólnego ze śmiercią mojej rodzicielki, jestem pewna. Chwilkę później kłamiący mnie Matt i pocałunek, który nigdy nie powinien się wydarzyć. Wszystko szło w złym kierunku.

Szybko wybrałam numer Mirandy, bo wbrew pozorom ciągle się przyjaźniłyśmy.

- Hallo Miranda? Tak. Potrzebuję pomocy.

............

- Dobra, powiedz mi co się stało- mówi mi Miri.- No weź Kylie, wysłów się!

Znajdowałyśmy się właśnie w pokoju mojej koleżanki. Poprosiłam ją by też zerwała się z lekcji razem ze mną i przyjechała po mnie do szkoły (chodziła do innego liceum).

- Matt mnie pocałował.- wyduszam wreszcie z siebie.

Miri patrzy się na mnie, a potem się uśmiecha.

- No nareszcie kochana! Tak długo pożeraliście się wzrokiem, że myślałam, iż to nigdy nie nastąpi!

Ok. To było dziwne. Znałam gościa jeden miesiąc i już miał zostawać moim chłopakiem?

- Miranda, przepraszam, ale czy ty oszalałaś? - pytam.

- Dziewczyno, widać gołym okiem, że ci się podoba. I on też jest tobą zainteresowany, więc czemu nic nie robisz?

Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Po prostu nie chcę się na nim zawieść, tak jak na wszystkich. Nie wiem czy dałabym radę potem żyć.

............................

- Kylie!- słyszę nawoływanie mojego taty z dołu- Masz mi tu przyjść natychmiast, ale już!

Ojoj. Ktoś tu ma humorek.

Schodzę na dół i zastaję tam tatę oraz macochę, którzy aż kipią ze złości.

- Siadaj na krześle- każe mi ojciec pokazując krzesło w jadalni przy wielkim stole- Musimy poważnie porozmawiać.

Posłusznie zajmuję miejsce (o ironio kolejny raz w ciągu dnia!) i przyglądam się ze znudzeniem swoim paznokciom. Przydałby mi się manicure.

- Kylie, co się z tobą dzieje! Najpierw bijesz jakiegoś chłopaka z klasy, a teraz to !- Nie wiem o czym była mowa; w końcu dość dużo się zdarzyło podczas kilkudniowego wyjazdu ojca- Jak mogłaś to zrobić?!? Jak mogłaś uderzyć nauczyciela?!  Wiesz jaki wstyd przynosisz rodzinie?!? Nie tak cię wychowałem!

- Nie ty mnie wychowałeś! Przypominam, że ciebie nigdy przy mnie nie było, gdy cię potrzebowałam, WIĘC NIE PIEPRZ MI GŁUPOT!- wrzeszczę, bo mam już serdecznie dość milczenia z mojej strony.

Ojciec podchodzi do mnie i uderza mnie w twarz.

Biorę głęboki wdech i patrzę się na ojca jak sparaliżowana. Miał z tym skończyć. Miał skończyć z biciem, piciem i narkotykami. Jezu, jaka ja byłam głupia, że mu uwierzyłam. Nie wiem co powiedzieć, co zrobić. Właśnie dlatego tak szybko wyprowadził się Logan. Miał serdecznie dość tych humorków ojca.

- Marcus! Jezu, coś ty jej zrobił!- Szybko podbiegła do mnie moja macocha i próbowała wybadać sytuację sprawdzając i tamując krew lecącą z mojego prawego policzka. Ciężko będzie jutro to zakryć.

Odpycham ręke Lucindy i szybko wstaję od stołu. Ojciec nie patrzy na mnie, tylko bierze butelkę szkocjkiej i pije z gwinta do dna. Nie mam zamiaru tak stać i się gapić jak za chwilę będzie miał ten swój atak złości, dlatego mimo wołań Lucy zakładam buty i wybiegam z domu. Czuję słone łzy lecące po moich policzkach.

- Spokojnie Kylie. Masz jeszcze rok i troszkę i nikt nie będzie cię już tak traktował. Nikt. Uspokuj się- mówiłam do siebie.

Schowałam się w krzakach przy lesie. Nie chciałam by ktoś mnie zobaczył, dlatego omijałam szerokim łukiem skate park, a to oznaczało, że również most.

- Nie zabijesz się Kylie. Pokażesz mu tym, że jesteś słaba, a nie jesteś- Naprawdę próbowałam przekonać się do tego zdania, ale to było niemożliwe. Jestem osobą niepotrzebną. Jak zniknę, nikt nie zauważy. Tak byłoby lepiej, tak więc czemu tego nie zrobić? Czemu nie potrafię zakończyć życia, które powinnam już dawno zakończyć?

Wybucham gwałtownym szlochem i przytulam do siebie ramiona. Turlam się po ziemi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie mam już domu- to pewne. Tylko kto mnie przygarnie? Po chwili zdaję sobie sprawę, że nikt. To przytłacza mnie najbardziej. Nie mam nikogo.

Jeszcze bardziej zaczynam szlochać. Głowa zaczyna mnie już boleć, ale chcę czuć ból. Nie mam przy sobie żyletki, więc to musi mi wystarczyć. Podnoszę się na nogi, by potem znowu upaść tym razem na kolana.

- Mamo- jęczę- Zabierz mnie ze sobą do Nieba. Albo Piekła. Proszę- mówię ze łzami w oczach- Ja już nie wytrzymam. Nie dam rady dłużej żyć. Nie chcę.

Gdy nic się nie dzieje, chwytam się rękoma za włosy i ciągnę je na wszystkie strony.

- Mamo!- Wrzeszczę- Ja nie chcę, nie chcę, nie chcę- zaczynam się powtarzać.

Był to jeden z moich ataków paniki, które nie zdarzały się często. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Kolejny raz w swoim zasmarkanym życiu.

- Spokojnie- ktoś chwyta mnie i przytula do siebie- Oddychaj głęboko. Wdech i wydech.

Po chwili już nie miałam ataku paniki, jednak łzy ciągle lały się strumieniami po moich policzkach.

Mężczyzna (sądząc po głosie) zaczął mną bujać w przód i w tył. Wiem, że według reguł panujących we wrzechświecie (nie znasz gościa, to się nie odzywaj), powinnam uciec, lecz byłam tak zmęczona, że przez chwilę pozwoliłam się uspokajać. Moja ciekawość zwyciężyła i odwróciłam się w stronę mojego wybawiciela. To, co zobaczyłam, troszkę mi się nie spodobało.

- Matt! Co ty tu robisz?!?

.................................................................................................................................

Pierwszy rozdział, który mi się osobiście podoba. Jak wam? Podoba się?

Mamy siedem tysi, ludzie ! Nie wiem jak wy to robicie, że mam ochotę was wyściskać!

Troszkę szmutam, bo nikt nie napisał, co chcecie w następnych rozdziałach !!! No, ale trudno. I tak was koffam :)

Adri.

Tak trudno być sobą... ZAWIESZONE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz