- W żadnym wypadku. Przeprowadzam w tym momencie analizę.-

- Mojego ciała?- zmarszczył czoło, po czym zaśmiał się elegancko, z tą swoją przeidealizowaną, sztywną manierą. 

- Ach, może i byś tego chciał, ale niestety.- burknął, odchylając delikatnie brodę, by znów całą swoją uwagę skupić na suficie, 

- Ktoś pod naszą nieobecność włamał się do Głównej Siedziby. Zależało mu by mnie dopaść, ale nie miał pojęcia, że opuściliśmy miasto. Młody chłopak, w podobnym do ciebie wieku.- Seonghwa zdecydował się powiedzieć o tym jak najszybciej Joongowi, prawdopodobnie spodziewając się jakiejś rady, albo przynajmniej opinii, jaka pozwoliłaby mu skonstruować własną. Ciężko przechodziło mu to przez myśl, ale Yeosang miewał rację, zwłaszcza co do tego, że nie umiał skoncentrować się na tym, co zwykło dotąd być jego obowiązkiem. Sprawa rzekomego włamywacza przeleciała w jego świadomości jako dość neutralna wiadomość, której nie poświęcił ani trochę czasu. W jego umyśle nie utkwił żaden lęk przed planowanym zamachem, ani nawet przez sekundę nie wziął tego jako realne zagrożenie. Wcielenie własnej osoby jakie znał, bez chwili zwłoki zleciłoby egzekucję, po czym wróciło do ciężkiej pracy. Tymczasem on nie miał ochoty rozważać ani jednego ani drugiego. 

- Wymierzono mu już karę?- Hongjoong również był przekonany, że tamten od dawna nie żyje, a ciche pogłoski o tym co zrobił, to jedyne co po nim pozostało. Tym bardziej wpadł w konsternację, kiedy Hwa zaprzeczył.

- Mam o tym zadecydować.-

- Nie udawaj, że widzisz jakąkolwiek inną opcję. Byłbyś zdolny go ułaskawić?- nie potrzebował odpowiedzi. Niższy pragnął jedynie udowodnić drugiemu, że w żadnej sytuacji nie zmusza się do takiej refleksji, a w tym wypadku tym bardziej nie miałby wątpliwości co zrobić. Nie miał jedynie pojęcia, dlaczego mężczyzna tak z tym zwlekał. 

- Yeosang zaproponował mi spotkanie go zanim wydarzy co się wydarzy.-

- Zanim ktoś poderżnie mu gardło na drewnianym, nieekskluzywnym krześle, ze spróchniałego drewna, w ciemnej celi, w której co noc temperatura spada o kilka kresek poniżej zera. W betonowej, zimnej klatce, gdzie siedzi pewnie konając z głodu.- Hong wrócił do wygodniejszej, leżącej pozycji, gdy Seonghwa wciąż pozostawał w bez ruchu. Brunet nie pojmował zamysłu Joonga. Jego słowa miały wzbudzić w nim litość, poczucie winy, ponaglić go, czy zganić? A jeśli tak, to czemu on był tym winnym, skoro to jego chciano zamordować?

- Zasłużył. Yeosang mógł zginąć przez jego pomyłkę.-

- Nie dostrzegasz prawdziwego problemu, a to nie ja jestem odpowiednią osobą by umoralniać. Jak wiemy, oboje jesteśmy upośledzeni pod tym względem, natomiast ja nie muszę sprawiać żadnego wrażenia. Ja nie muszę grać jakiejś wymyślnej postaci, którą nie jestem, by zyskać poparcie innych, których bunt mógłby zniszczyć wszystko.-

- Czyżby? A nie uważasz, że jesteśmy w bardzo podobnej pozycji?-

- Spisz i przedstaw mi argumenty, wtedy będziemy mogli prowadzić dyskusję na takie tematy. Póki mnie nie znasz, będzie ci ciężko, ale docenię starania.- wypowiedź Kima była przesiąknięta sarkazmem, który tak bardzo uwielbiał i który doprowadzał Parka do szaleństwa. Zanim tamten jednak wstał i wyszedł z sali, zatrzymał go jeszcze na sekundę.- Czy istnieje choć ułamek szansy, bym mógł się z nim zobaczyć nim zginie?

----------------------------------------------------------

         Następnego poranka wrócili do czegoś, czego nie nazwaliby rutyną, ale czym zwykli się zajmować kiedy nie istniał żaden inny cel dnia. San skłamałby, twierdząc że to go nie frustrowało. Z dnia na dzień, a po powrocie szczególnie, postrzegał całą Fedorę jako więzienie. Miał tu wszystko, jedzenie, nocleg oraz picie, którego poza murami nie dało się od tak zdobyć. Mimo wszystko, przebywając ostatnie dwa dni na zewnątrz, poczuł że naprawdę odżył, a niepewność jest jego niezdrowym uzależnieniem, dającym motywację, jakiej brakowało tutaj. Wooyoung wydawał się nie podzielać jego pesymizmu związanego ze spacerem po mieście, a napotykając na ścieżce tego samego, uroczego kociaka jakiego niegdyś poznał, nie mógł powstrzymać się od czułego powitania. Cieszyły go takie błahostki, nawet jeśli każdy wokół pragnął czegoś wielkiego i nieosiągalnego. Możliwe, że San powoli przesiąkał takimi marzeniami przez Hongjoonga. On zawsze szedł w jakimś kierunku, nawet jeśli droga jaką obrał miała okazać się ślepą uliczką, był uparty w zdobywaniu osiągnięć, które miały w przyszłości dać mu coś, co nie miało kształtu, smaku, ani zapachu. Chyba im wciąż chodziło o ideę, albo sam proces prób i walki. Niektórym dawało to poczucie istnienia. Bezczynność nie była dla nich odpoczynkiem, a istną torturą. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz