7. Czelność

29 2 0
                                    

— Tatku, czy Felicity będzie u nas na święta?

Earl widocznie się zmieszał.

— Dlaczego pytasz, Cynciu?

Crescent wzruszyła ramionami i ponownie włożyła dłonie do miski, w której marynowała mięso. Sama nie wiedziała. Po prostu wydawała się pasować. 

— Wiesz, zastanawiałem się nad tym, ale nie chciałem cię tym tak nagle przytłaczać. Dla ciebie ta kobieta wciąż jest obca.

Pojemnik wylądował w lodówce a maniok czekał tylko na wstawienie do gotowania. Budujące się w pomieszczeniu napiecie zaczynało przeszkadzać.

— Coś między wami jest?

— Aktualnie kilka ścian i trochę tynku.

— Tato!

— A od kiedy tak cię to interesuje?

Earl przypominał w tym momencie nastolatka, który speszył się okrutnie, gdy wścibska matka zapytała o nową koleżankę. Obrócił się szybko i skulił, mamrocząc pod nosem, aby córka nie pytała o to więcej. 

Takie zachowanie było dla mężczyzny co najmniej nietypowe, ale Crescent nie zmartwiła się zbytnio. Skoro kryzys wieku średniego dopadał każdego, nie miał powodu omijać jej ojca. NA każdego przychodzi czas.

Myśl o tym, że pan Halshout znalazł kogoś bliskiego była kojąca i dręcząca jednocześnie. Rzucało się w oczy, że było mu to potrzebne. W ochronie rodziny wyjechał ze Stanów Zjednoczonych zaraz po skończeniu szkoły. Dla bezpieczeństwa córki po stracie żony wyjechał z Brazylii, chociaż życie tam zaczynało się im właśnie układać. Życie w Anglii także łączyło się z koniecznością utrzymania wzmożonej ostrożności. Goniło go nieustające ryzyko.

Ten człowiek tak właściwie całe życie rezygnował z czegoś, dokonując wszelkich starań, by jego bliskim nie stała się krzywda, chociaż zasługiwał na naprawdę wiele dobra. 

— Myślę, że powinieneś ją zaprosić. 

Na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie. 

— Naprawdę? To nie za wcześnie?

— Zrobisz tak, jak uważasz. Ja myślę, że wyjdzie ci to na dobre — Crescent wzruszyła ramionami. W rzeczy samej, kwestia ta była jej dosyć obojętna, ale szczęście taty zawsze było argumentem za. 

Oboje zamilkli, oddając się dalszym przygotowaniom świątecznym w rytm Davida Bowie. 

Crescent z roku na rok próbowała zadbać o to, aby nuta Ameryki Południowej w okresie świątecznym unosiła się w powietrzu. Marynowane mięso pachniało co roku na cały dom, co tylko przywoływało okoliczne bezpańskie koty i psy. Earl nadal miał bliznę, odkąd kilka lat wcześniej został ugryziony, chociaż zapierał się, że to nóż spadł mu na nogę podczas obierania warzyw na sałatkę ziemniaczaną. 

— Chciałbym, kochanie, ale to dosyć niebezpieczne. 

Crescent przewróciła oczami. 

— Potrzebujesz ludzi do rozmowy, tato. Jesteś narażony atakiem tak czy inaczej, w święta i dni powszednie. Sam ciągle powtarzasz, że tutaj jesteśmy bezpieczni. A może Oni też świętują?

— Bezpieczeństwo zawsze jest względne i nie podlega to żadnym dyskusjom. 

Earl poprawił okulary, co zostało uznane za koniec rozmowy. 

Ciężko było się z nim nie zgodzić.

Crescent zdecydowała się odpuścić. Tu nie chodziło do końca o nią. Nie o mamę, nie o samą Felicity. Tylko o Earla, który poświęcając samego siebie, tracił tożsamość.

Zimne dłonie | Remus Lupin ffWhere stories live. Discover now