1. Teorie

138 9 3
                                    

Lupin usiadł nieśmiało w najbardziej odległym od niej punkcie przedziału i napięty jak struna zajął się lekturą, a przynajmniej tak to mogło wyglądać. Crescent średnio się chciało w ten fakt wierzyć, chociażby ze względu na to, że był wystarczająco zestresowany, by zapominać przewracać kartki, a co dopiero czytać i rozumieć słowa na nich zapisane. 

Czuła, że ta droga nie minie szybko. 

Książka dość prędko ją zmęczyła, czego się spodziewała, ale mimo to nie odłożyła jej, tylko dalej szła w zaparte tak długo, jak litery rzeczywiście je przypominały. Dopiero gdy dobrnęła do jej połowy, postanowiła dać oczom odpocząć. Zakładka wylądowała między stronami a wzrok skierowała w stronę okna. Pogoda była paskudna; niesamowicie wiało a deszcz agresywnie uderzał w szyby. Crescent skrzywiła się nieznacznie, gdy kilka liści zatrzymało się na szybie, jedynie dodatkowo zaciemniając przedział.

Mimo to uśmiechnęła się nieznacznie, gdy kątem oka wychwyciła nieśmiałe spojrzenia Gryfona kierowane w jej stronę. Kolejne. Regularnie zerkał nad nią znad lektury, jakby przekonany o tym, że jeśli tylko spróbuje zawiesić na niej wzrok dłużej niż na sekundę, od razu zostanie w trybie ekspresowym zaproszony do zmiany przedziału, ale nie było bardziej mylnego przekonania. Gdy tylko Lupin decydował się jednak podjąć próbę przeczytania tekstu, sama Halshout skalowała go wzrokiem możliwe dokładnie.

Chociaż brzmiało to dla niej samej przerażająco żałośnie, uznała Remusa Lupina za niesamowicie fascynującą postać. Skrzywiła się nieznacznie na tą myśl, bo zwiastowała ona jedynie kłopoty.

Mimo to nie potrafiła ugryźć się w język i z jakiegoś powodu, stwierdziła, że idealnym pomysłem będzie zagadanie do Gryfona, zaczepiając się o najdrobniejszy, najgłupszy szczegół, by podtrzymać konwersację chociaż przez chwilę. 

A w tym nigdy nie była dobra. 

— Interesująca pozycja. 

— Słucham? Siedzę prosto.

Chłopak oderwał się od książki i lekko zdezorientowany spojrzał na nią. Kontynuowała jednak bez mrugnięcia. 

— Książka. Fascynujący tytuł. Miałeś z nim styczność wcześniej?

— Ach, tak, książka — odetchnął, zapamiętując stronę i prezentując przedmiot brunetce. — Stary klasyk, wygrzebany z biblioteczki taty. Wracam do niego po raz kolejny z czystego sentymentu. To była ulubiona powieść mamy. 

— Nic dziwnego — Crescent uśmiechnęła się niepewnie, skalując każdy element ozdobnej, nieco zużytej okładki. — Nie dość, że to wyjątkowo piękne wydanie Pola zdeptanych róż, to do tego treść jest wyjątkowa. 

— W dedykacji Camilla Jedenith pisze: Dla wszystkich tych, którzy z lęku przed samym sobą i tym, co samo «bycie sobą» znaczy, by nie musieli dalej błądzić w ciemnościach, poszukując szczęścia w swoich zagubionych życiach. 

Zapanowała chwila ciszy, podczas której Lupin dokładnie przypatrywał się okładce. Crescent odwróciła wzrok, wlepiając go w półkę na bagaże przed sobą. Dopiero po minucie milczenia, gdy powietrze w przedziale zdawało się stanąć a nawet mucha nie miałaby odwagi popsuć swoim bzyczeniem nastroju, dziewczyna dalej podjęła rozmowę. 

— Tata zawsze mi mówił, że to książka dla zagubionych, którzy nie potrafią znaleźć pełni szczęścia, chociaż mają je przed nosem. Dla takich, którym ciągle czegoś brak, ale w zasadzie nie mają pojęcia dlaczego i...

— Dla tych, którzy wciąż uważają swój los za niejasny, bezcelowy — dokończył za nią. Uniesiony kącik ust spowodował u Crescent chwilę roztargnienia. — Mama robiła notatki na marginesach. Jakby miała nadzieję, że pomogą innym się odnaleźć. 

Zimne dłonie | Remus Lupin ffWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu