Rozdział 2

100 6 4
                                    

Konie uciekły.

Po cholerę je tak daleko wiązaliśmy?

To było do przewidzenia, że w tak bliskim sąsiedztwie Isengardu Saruman coś zrobi.
Pomstując w myślach na swoją głupotę, próbuję zasnąć. Nie udaje mi się to jednak.

Może to przez ucieczkę koni, może przez las Fangorn.

Następnego ranka odnajdujemy trop i ruszamy do lasu. Jest w nim ciemno, mimo słońca. Czuję się trochę jak w Lorien - jakbym weszła do zupełnie innej, przedwiecznej krainy.

- Powietrze jest duszne - mruczy Gimli.

- To stary las. Pełen wspomnień. To oczywiste, że powietrze będzie tu takie a nie inne - wywracam oczami.

- Uciszcie się. Saruman jest tutaj - szepcze Aragorn.

- Saruman? Czy ty jesteś poważny? - prycham. Kiedy posyła mi pytające spojrzenie, kręcę tylko głową, co ma oznaczać: dowiesz się później.

Pomiędzy drzewami przemyka starzec w szarym płaszczu, z pod którego błyska biel.

Kiedy podchodzi do nas, zachłystuję się powietrzem.

Gandalf.

No cóż, spodziewałam się że wróci, ale nie, że tak szybko. Życie lubi zaskakiwać.
Jednak żaden z moich towarzyszy nie poznaje czarodzieja.

Oni są głupi czy głupsi? - zadaję sobie w myślach pytanie.

Jednak spokojnie słucham gierek Gandalfa. Jakby nie mógł normalnie się przywitać.
Kiedy w końcu się ujawnia, na widok min towarzyszy wybucham śmiechem.

- Mówiłem przecież, że to pomyślne spotkanie - śmieje się czarodziej.

Siadamy, a Aragorn opowiada czarodziejowi, co się z nami działo.

- Przynoszę wam nowiny z Lothlórien - mówi Gandalf. Potem przekazuje moim towarzyszom wierszowane przepowiednie.

- A tobie, Nen, kazała powtórzyć, że dziedzictwo cię wzywa. Twierdziła, że będziesz wiedzieć o co chodzi.

- Wiem. Aż za dobrze - blednę. Galadriela się nie myli. Nie ucieknę od tego - Będę musiała was opuścić na pewien czas.

Gandalf marszczy brwi, ale nic nie mówi. Nie jestem pewna, cyz coś wiem. Na pewno ma domysły.

- Sprowadzę wam konie. Nen, domyślam się, że ty masz już swojego konia.

- Tak. Myślałam, że już nigdy nie będę musiała go wzywać... - wzdycham, a potem gwiżdżę przeciągle.

Na horyzoncie pojawia się biały wierzchowiec. Elara, bo tak się zwie, zatrzymuje się przy mnie.

- Witaj przyjaciółko - mówię po elficku. Wskakuję na jej grzbiet - Do zobaczenia.

Potem ruszam w kierunku Lorien. Muszę coś załatwić.

Tak wyjątkowo w środę, na dobry początek długiego weekendu 💕

Allia II LOTRWhere stories live. Discover now