13. Ona... Mnie uderzyła.

117 7 3
                                    

Będzie mi mega miło, jak zostawisz tą gwiazencje
Dziekuję❤️
==========================

— Czy ciebie i tego zjeba coś łączy? – wydusił z siebie, patrząc intensywnie w moje oczy. Złapał mnie za nadgarstek, mocno go ściskając.

Ja stałam osłupiona, skąd to pytanie? I co go to obchodzi?

— Dobra, raz-puść moją rękę, bo zaczyna boleć. – chłopak szybko zabrał dłoń, w miejscu gdzie wcześniej była został czerwony ślad, super. — Dwa-co cię to obchodzi, co? – starałam się zachować spokój i nie pokazywać uczuć.

— Po prostu on nie jest dla ciebie odpowiedni. – wymruczał prawie niesłyszalnie, a do tego nie patrzył w moje oczy.

— Ah tak? Chyba to ja decyduje, kto jest dla mnie odpowiedni, czyż nie? – prychnęłam już całkiem rozkojarzona.

— Nie.Spotykaj.Się.Z.Nim. – wysyczał przez zaciśnięte zęby i odszedł. Specjalnie jeszcze mnie trącając ramieniem.

Phi, nie będzie mi farfocel jeden, mówił co mam robić, czy z kim się spotykać.

Pokonałam parking szkolny i poszłam na przystanek.

Na skraju wytrzymałości wsiadłam do autobusu, oparłam głowę o szybę i starałam się uspokoić. Z dnia na dzień coraz bardziej zaskakuje mnie jego zachowanie. Mam wrażenie, że traktuje mnie jak swoją własność, a od tego przecież uciekłam. W zamku cały czas ktoś mnie kontrolował, co wcale nie jest takie cudowne, o ile ingerowanie w czyjeś życie może takie być.

***

Szklane drzwi się rozsunęły, dzięki czemu weszłam do szpitala. Do moich nozdrzy wdarł się zapach specyfików, których używają lekarze. Przemierzyłam drogę od wejścia do recepcji i stanęłam za wysokim chłopakiem. Nim się spostrzegłam, brunet odszedł(jego włosy były bardzo znajome, ale w sumie, to co drugi chłopak jakiego znam, ma taki kolor).

— Witam panią. – posłałam sarkastyczny uśmiech kobiecie z recepcji.

— Dzień dobry. – odpowiedziała niechętnie.

Tak, też się nie cieszę na twój widok.

Czujecie sarkazm?

— W czym mogę pomóc? – zapytała, gdy dłuższy czas się jej przyglądałam.

Blondyna, tleniona, dużo szpachli na twarzy i... Rozpięte dwa guziczki kitla, chyba po to by młodzi lekarze i chłopacy w moim wieku, mieli na co popatrzeć. Jej cycki są prawie tak duże jak moja głowa.

— A tak, ja do Isabelli. – nie podaje jej nazwiska już od jakiś dwóch tygodni. Za każdym razem jak podchodzę jej reakcja jest taka sama ,,niechętne spojrzenie i gest ręki na windę".

— Zaraz będzie miała rehabilitacje, dlatego będziesz musiała poczekać w jej sali. – wytłumaczyła na jednym tchu, ani razu na mnie nie patrząc .

Mruknęłam ciche ,,dziękuję" przeplatane z ,,do widzenia". Wsiadłam do windy i wcisnęłam przycisk piętra, na którym jest Bella. Jechałam jakąś minutkę, po czym charakterystyczne ,,ding" oznajmiło, iż dotarłam do celu. Przechodziłam obok pomieszczeń, w których leżą schorowane dzieci. Od ścian odbija się ich płacz, albo odgłosy duszącego kaszlu. Mijałam kilka zmęczonych już matek, wyglądały na wycieńczone ciągłym siedzeniem w takim miejscu. Zrobiło mi się smutno, gdy ujrzałam dziewczynkę idącą z kroplówką. Była blada, pozbawiona jakiegokolwiek szczęścia.

(no) PrincessTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang