Rozdział 3

85 12 5
                                    

Wszędzie dookoła było dziwnie ciemno. Nie czułem się jak we śnie, miałem wręcz wrażenie, że normalnie, świadomie stoję w pustce. Szybko przekonałem się o tym, że śnię gdy czarna masa dookoła mnie nagle ustąpiła przepięknemu krajobrazowi. Byłem w dżungli, dookoła mnie wszędzie były drzewa wysokie tak, jakby dotykały nieba. Na lianach pomiędzy nimi scigały się kolorowe żaby, a w koronach drzew słychać było ptaki. Z zachwytem patrzyłem na to wszystko ciesząc się, że chociaż przed śmiercią mam taki piękny sen.

-Witaj Suga.- głęboki głos rozległ się za mną.- W końcu się spotykamy.

Odwróciłem się najszybciej jak mogłem, żeby spojrzeć w stronę, z której dobiegał głos. Przyznam szczerze-byłem w szoku. Przede mną unosił się mężczyzna z dolną partią ciała w stanie gazowym. Lepiej nie mogłem go opisać- wiedziałem, że jest mężczyzną z dziwnym dymem zamiast nóg. Wisiał w powietrzu z założonymi rękami na piersi, ale jego twarz ciągle się zmieniała, a żadna twarz nie występowała więcej niż raz. Biały brodacz, kawowy z bokobrodami, rudowłosy z piegami, jego twarze zmieniały się szybciej niż humory Hinaty podczas meczy. Podsumowując: nie miałem pojęcia kim jest ten... człowiek?

-Uhm... No, tak, fajnie, ale... znamy się?- nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek widział człowieka, który w połowie jest dymem. Mężczyzna zaśmiał się tak jakbym powiedział dobry żart, albo potrafił czytać mi w myślach.

-Pamiętasz, jak w czasach liceum z uśmiechem oddałeś mi swoją bluzę i parasol gdy padało?- na początku nie wiedziałem o co mu chodziło, ale tuż po chwili wróciło wspomnienie.

„Wracałem do domu podczas burzy, chowając się pod parasolem, który co prawda nie dawał wiele, ale wciąż mogłem łudzić się, że w czymś mi to pomoże. Nagle usłyszałem cichy pisk. Mały szczeniak siedział w pudełku moknąc i rzucając się po całym maleńkim kartonie wyłożonym czerwonym kocem. Wiedziałem, że nie mogę go wziąć, mama wyraziła się jasno, kiedy ostatnim razem (jeszcze w podstawówce) przyniosłem małego czarnego szczeniaka. Jednak on wyglądał jakby tak bardzo, bardzo cierpiał. Może gdybym mógł mu jakoś pomóc...Z rozdartym sercem położyłem parasol tuż nad pieskiem i uklękłem obok żeby poprawić parasol tak, by na pewno nie przewrócił się na inną stronę. Nie wiem nawet dlaczego zacząłem do niego mówić, chyba mój słaby dzień i złamane serce zaczęło odbijać się na moim umyśle.

-Wiesz, wiem jak się czujesz. To znaczy, nie dosłownie oczywiście, mnie deszcz nie boli, ale...-tu przerwałem na chwilę i potarłem oczy, żeby na pewno żadna łza się tam nie pojawiła- cóż, od dawna jestem zakochany w moim przyjacielu. Rozumiesz to? To okropne. A najgorsze jest to, że nasza przyjaciółka już dzisiaj zaprosiła go na randkę. Już niedługo zakończenie szkoły, mieliśmy plany żeby zamieszkać razem, tylko ja i Daichi... Wtedy miałbym tyle czasu żeby go w sobie rozkochać, albo, albo cokolwiek!- walnąłem pięścią w ziemię i spojrzałem na drżącego pieska, którego mordka wyrażała współczucie. - Teraz już nie mam szans. Na nic. Mogę być tylko i aż jego przyjacielem.

Pies szczeknął przyjaźnie. Wyglądał jakby było mu zimno, więc wyciągnąłem bluzę drużyny z plecaka i owinąłem wokół psiaka. Uśmiechnąłem się łagodnie- zwierzęta to skarby, których czasami nie potrafimy dostrzec. Pogłaskałem go jeszcze przez chwilę, pożegnałem się i pobiegłem do domu kuląc się na wietrze. Gdy w końcu dotarłem do domu byłem cały przemoczony, ze złamanym sercem, ale i szczęśliwy, że udało mi się poprawić humor tego psiaka."

-To byłeś ty?- moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Dżin roześmiał się rubasznie i pokiwał twierdząco głową.

-Twoja troska o tego małego psiaka i bezinteresowna pomoc urzekły mnie na tyle, że teraz, gdy jesteś już umierający postanowiłem ujawnić się i zaproponować ci układ.

Szczerze? Struchlałem. Układy, umowy i inne takie z mocami nadprzyrodzonymi NIGDY nie kończyły się dobrze. Oglądałem filmy, dobra? Nie chciałem się zgodzić. Ale w sumie co mi pozostało, nie?

-Jako, że wtedy uratowałeś mi życie...

-Whoa, whoa, wstrzymaj konia!- podniosłem ręce do góry. Oczywiście, nie chciałem żeby dżin mi coś zrobił, albo zaproponował jakąś wygórowaną cenę, ale moja sprawiedliwa część wzięła górę.- Co masz na myśli? Ja tylko oddałem ci mój parasol i bluzę! Nie widzę w tym oznaki ratowania życia?

Dżin uśmiechnął się łagodnie z miną „ty mały głupiutki człowieczku".

-Twoja ignorancja będzie ci wybaczona, patrząc na to, że ta informacja jest niezwykle rzadka.- dżin wyjaśniał dalej.- Dżiny mojego gatunku, gdy są wolne rozpuszczają się pod wpływem wody. I zanim zadasz następne pytanie- ziemia jest niezwykle interesującym miejscem, jednak gdy deszcz zaskoczy mnie nagle gdy jestem w innej formie, nie mogę odmienić się z powrotem, ani nie mogę przeniknąć do innej warstwy świata, żeby schronić się przed tym paskudztwem- dżin się skrzywił. Chciałem zapytać się go o jakich warstwach mówi, jednak uznałem, że to temat na inną rozmowę.

-Aha... Więc... Naprawdę uratowałem ci życie.- z szokiem próbowałem zaakceptować fakt, że pomogłem istocie nadnaturalnej. Dżin skinął głową.

-I właśnie dlatego, drogi człowieku, chciałbym okazać ci moją wdzięczność.- skinąłem głową by kontynuował.- Jak już mówiłem twoje szczęście i życie, w zamian za zupełnie nieistotną rzecz.

Dżin zawiesił głos czekając na moje pytanie.

-Nie żeby coś Pani Dżinie, ale -zawahałem się- co znaczy moje szczęście i życie?

Postać uśmiechnęła się swoimi wieloma twarzami.

-To proste. Oferuję ci przeniesienie twojej jaźni do młodszego ciała. Masz okazję znów przeżyć swoje licealne życie tak, jakby to co dzieje się teraz nigdy się nie wydarzyło. Jedynym celem tej misji jest twoje szczęście- musisz pokochać twego przyjaciela ponownie, wcześniej i nie dopuścić by ta dziewczyna zabrała ci go wcześniej.- szok na mojej twarzy chyba był widoczny, dżin westchnął zirytowany.- Masz rozkochać w sobie swoją miłość! Masz go posiąść i zająć jego miejsce- twoje życie wtedy będzie uratowane, a twoje szczęście będzie toczyło się losem wszechświata.

Pokiwałem powoli głową. Większość zaskakujących wiadomości rozumiałem doskonale.

-Ale... co ty będziesz z tego miał? Czy przeniesienie mojej świadomości.... czy to nie jest męczące?

-Ależ oczywiście. To trudne i męczące jednak w ten sposób mogę ci się odwdzięczyć i spłacić dług. Jednak!- Dżin wzniósł palec w górę- Jeżeli ci się nie uda i znowu historia potoczy się tak samo! Po twej śmierci będziesz musiał pozostać moim sługą aż do końca Ziemi.

Przełknąłem głośno ślinę. Chciałem się zgodzić, bardzo chciałem się zgodzić. Jednak czy dam radę rozkochać w sobie Daichiego wiedząc jak szczęśliwy mógłby być z Michimiyą? Mam ryzykować prawie wieczność za zadanie niemalże niemożliwe? Dżin jakby znając moje wątpliwości uśmiechnął się w moją stronę.

-Spokojnie, decyzji nie musisz podejmować od razu. To kolejna moja łaska, więc wykorzystaj ją mądrze. Za dokładnie 24 godziny będę oczekiwał twojej odpowiedzi- na mojej szyi pojawił się naszyjnik z lampą niczym z Aladyna.- Jeżeli zdecydujesz się na nasz układ, potrzyj lampę trzy razy. Jeżeli będziesz wolał nie ryzykować, odrzuć lampę od siebie, tak by upadła po drugiej stronie pokoju, w którym akurat będziesz. Do zobaczenia, młodzieńcze.

Słowa dżina powoli stawały się mgliste, a obraz przed moimi oczami bladł z każdą chwilą.

Otworzyłem oczy. Musiałem szybko podjąć decyzję. 

Ślub || DaisugaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin