- Za trudne pytanie, poproszę kolejne.- 

- MINGI CHODŹ TUTAJ!- jego głos odbił się echem od wszystkich ścian. Jung stał zmrożony, pierwszy raz widząc go w takim stanie. Teraz nie był taki pewny, czy Choi dożyje kolejnego poranka. To byłoby nie dość, że przykre, zważywszy na fakt stracenia przyzwoitego przyjaciela, to jeszcze Joong chodziłby umazany we krwi przez kolejny tydzień, zanim zaschnięta sama by nie odpadła. Woo rozumiał jego wzburzenie, ale wolałby sobie oszczędzić patrzenia na tę scenę. 

- Znalazłem wodę!- zawołał Song, schodząc do nich uszczęśliwiony. Trzymał w ramionach cały baniak słodkiej, orzeźwiającej wody. I to właśnie ona uratowała życie Sanowi oraz powstrzymała Honga od zbrodni w afekcie. 

- Jedyny człowiek, na jakiego można liczyć.- Kim opuścił w końcu ręce, którymi wcześniej wymachiwał na wszystkie strony, zapominając na chwilę o tym jak strasznie jedna z nich go piecze. Podszedł uradowany do bruneta i poklepał go z aprobatą po plecach.- Wiedz, że ciebie lubię najbardziej.

- A co się stało?-

- Nie wiem, nie mam do nich siły. San, jeśli tylko się do mnie odezwiesz, to przywiążę cię do pieprzonego drzewa i zostawię na deszczu. A jeśli on cię nie zabije, to zrobią to szczury. Coś powtórzyć?- tamten pokręcił głową energicznie, po czym szarowłosy odszedł wciąż nabuzowany, by powrócić do swojej lektury. Opiekowanie się tymi niewdzięcznymi wybrykami natury to była potwornie ciężka praca. 

- Wiele chciałbym się  dowiedzieć...- Mingi zerkał raz po raz to na Woo, to na blondyna, zastanawiając się co takiego zaszło, że aż tak rozjuszyło Joonga.

- Po prostu Sannie jest chamem.- rzucił Wooyoung, koncentrując teraz całą swoją uwagę na zapasie wody, jaki zdobyli. 

- Aha? Przepraszam, czy ty właśnie zrzuciłeś całą odpowiedzialność na mnie?-

- Tak, ponieważ byłeś niemiły.-

- Bo czepia się o wszystko!- 

- Bo jest stary.-

- Właściwie to nie... ma tyle lat co wy.- wtrącił Mingi.

- Mentalnie.- dokończył.- Nie martw się, przejdzie mu za kilka godzin.

     Przed snem, postanowili ostatni raz przetrząsnąć dwupoziomowy budynek, by mieć pewność, czy nic nie przeoczyli. Z zewnątrz wydawał się bardzo obiecujący, ale w środku prócz przewracających się po posadzce instrukcji obsługi maszyn, które już dawno rozebrano na złom, pożółkłych papierów z wyblakłym przekazem oraz pudeł z nieprzydatną zawartością, nic nie znaleźli. Jedyne co miało wręcz kluczowe znaczenie dla ich przeżycia, to woda, która w jednej sekundzie wymazała większość ich zmartwień. Póki mieli co pić, ich sytuacja była stabilna. Gdzieś zawsze dało się napotkać na coś do zjedzenia, czy miejsce na nocleg. Natomiast woda była cenniejsza niż najdroższe kruszce, stanowiła coś niesłychanie rzadkiego i zwykle szczęście decydowało o jej posiadaniu. Ten, kogo stać było na wypijanie choć szklanki dziennie, był bogaczem. Właśnie z odwodnienia umierało najwięcej ludzi. Ich ciała leżały zasypane warstwą ziemi, wybałuszone oczy, spierzchnięte sine wargi. Brak podstawowego zasobu pociągał za sobą więcej żyć niż morderstwa czy pogoda. To coś, z czym nie umieli walczyć, lecz jakimś cudem Hongjoongowi, Sanowi, Woo i Mingiemu zawsze dopisywała fortuna. Jeszcze ani razu nie byli w krytycznym momencie, żaden z nich nie zemdlał przez brak picia, ani nie zostali na chociażby dobę pozostawieni bez kropli. Prawdopodobnie dzięki odpowiedniemu gospodarowaniu tym dobrem. Szarowłosy jak niczego innego pilnował, aby któryś z ich zespołu bez jego wiedzy kurczył ich rezerwy. Każdy miał przypisaną dzienną dawkę, jaka według wyliczeń miała wystarczyć im do normalnego funkcjonowania. Minimalna ilość dająca siły, ale nie przesadna. Pragnienie to jeszcze nie powód by dać się ponieść instynktowi. Gdyby już rzeczywiście sytuacja stałaby się drastyczna, należy złamać wyznaczone ściśle zasady i wyznaczyć kolejną rację, którą stanowiły dwa duże łyki. Póki co, dziennie każdy mógł wypić mniej więcej pięćset mililitrów. Działo się tak, kiedy nie ciążyło nad nimi ryzyko skończenia z suchym gardłem w ciągu kilku dni. Zdarzało się, że Hong podejmował radykalne decyzje, w których nie pili tak długo jak tylko pozwalał organizm. To były najcięższe momenty, bo wielokrotnie z wycieńczenia ledwo wlekli nogę za nogą, często padając, dysząc ciężko i błagając o jakąkolwiek litość i dar od siły wyższej. Joong nie mógł się wtedy złamać, bo gdyby dał im to co mają, ci rzuciliby się jak wygłodniałe hieny na mięso, pozbawiając ich tym samym szansy na przeżycie. Jednak tak wydarzyło się zaledwie trzy razy w ciągu ich wyprawy i byli w stanie jakoś to przetrwać. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum