29. „Na to tylko czekam"

Start from the beginning
                                    

-Kai, zapomnij. - szepnęłam i wyszarpała dłoń z jego uścisku.
-Ale ja nie chcę. - powiedział i dwoma palcami uniósł mój podbródek bym na niego spojrzała.

-Nie chcę zapominać uczucia bycia dla kogoś ważnym. - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy. Zacisnęłam powieki by nie uszła z nich żadna łza oraz przygryzłam wargę bym nie wydobyła z siebie żadnego jęku.

-Przestań... - mój głos drżał. Nie mogłam pozwolić sobie na uczucia, nie teraz.
-Madeline Sallow, jesteś dla mnie najważniejszą osobą, spośród wszystkich, których kiedykolwiek spotkałem. - powiedział i ujął moją twarz w dłonie by w końcu pocałować mnie w usta. Szybko ułożyłam swoje dłonie na jego policzkach i pogłębiłam pocałunek.

Z moich oczu wydostały się duże łzy, które wpadły prosto na palce Parkera. Kai uśmiechnął się przez pocałunek i delikatnie otarł moją skórę z pozostawionych śladów łez.

Ten pocałunek był zupełnie inny niż wszystkie. Ten był przepełniony uczuciami, czułam je, czułam jak przechodzą przez moje ciało znajdując ujście w opuszkach palców, przewodząc dziwny prąd na skórę bruneta. To zawsze było to, jednak dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.

Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zaczynało brakować nam powietrza. Spojrzałam w jego oczy, które przepełnione były nie znanym mi dotąd uczuciem. Oderwałam dłonie z twarzy Parkera i uśmiechnęłam się na widok lekkich, ciemnych śladów, które pozostawiłam na skórze heretyka.

Uśmiechałam się, tak jak mężczyzna na przeciwko mnie. Nie potrzeba było nam rozmowy, po prostu patrzyliśmy sobie w oczy z wielkim bananem na twarzy. Szczęśliwi jak nigdy dotąd, w końcu odnajdując swoją drogę.

-Poczułem to. - wyszeptał niebieskooki zdejmując dłonie z moich policzków.
-Ja też, Kai, ja też. - powiedziałam i z tylnej kieszeni spodni wyjęłam klucze do samochodu.

-Musimy wracać, jutro będzie ważny dzień. - wyszeptałam patrząc z uśmiechem w piękne, błękitne oczy Parkera.
-Ja prowadzę. - oznajmił i wyrwał mi z rąk kluczyki.
-Tak, jasne. - wymamrotałam pod nosem i przeszłam na drugą stronę auta by po chwili do niego wsiąść.

Krępowała mnie sytuacja, która stała się przed chwilą. Czułam jakby Malachai ujrzał mnie zupełnie nagą, chociaż i tak już mnie taką widział. Ale to była zupełnie inna nagość, taka duszy.

Spojrzałam przelotnie na Parkera, który nadal uśmiechał się jak głupi do sera.

Przez całą drogę do rezydencji Mikaelsonów żadne z nas nie zdołało przezwyciężyć strachu i odezwać się choćby słowem. Panowała niezręczna, grobowa cisza.

**

No one pov

-Jutro wracamy do miasta. - oznajmił Klaus wchodząc do małej chaty.
-Myślałam, że będziemy tu siedzieć aż Madi pokona waszą ciotkę. - powiedziała Hayley i spojrzała pytająco na dwóch braci.
-I tak nas znalazła. - odpowiedział jej hybryda i usiadł na małym stołku drapiąc się po brodzie.

-Zaatakowała dzisiaj Madi i tego heretyka gdy byli w centrum. - powiedział w końcu i spojrzał na reakcje pozostałych.

Twarz Elijah wyrażała zdumienie i gniew, Hayley natomiast otworzyła lekko usta marszcząc brwi. Cała trójka martwiła się o zdrowie panny Sallow, w końcu miała ich uratować.

-Nic jej nie jest? W końcu Hope jest z nią połączona. - zapytała w końcu brunetka i położyła dłonie na brzuchu obawiając się o samopoczucie jej jeszcze nienarodzonego dziecka.
-Wszystko w porządku. - odpowiedział jej hybryda.

Wcale nie było w porządku, Dahlia razem ze swoimi sługusami coraz bardziej nacierali na ostateczną walkę. Nikt nie mógł być bezpieczny, nawet nieśmiertelni.

-To na pewno tutaj? - nagle wszyscy usłyszeli głos jakiegoś mężczyzny.
-Tak, mi się wydaję. - kolejny głos mężczyzny rozniósł się po lesie.

Klaus zaniepokojony głosami wyleciał z chaty wpadając prosto na gości, którzy postanowili ich odwiedzić.

-Ciebie też miło widzieć, Klaus. - wymamrotał Stefan zrzucając z siebie ciało brata.
-Rany! Zawsze tak się unosisz? - zapytał Damon wstając z ziemii i otrzepując swoje ciało. Po chwili tą samą czynność zrobił Stefan i cała trójka patrzyła na siebie conajmniej jakby byli w sekcie.
-Co wy tutaj robicie? - zapytał hybryda i założył ręce na piersi.
-Przyszliśmy pomóc. - odezwał się Stefan i wskazał palcem na siebie i swojego brata.
-Jesteśmy pierwotnymi nie potrzebujemy pomocy. - oznajmił Klaus i przewrócił oczami.
-Nie widziałem ani jednego wilka przez długi czas, ciekawe czemu? - zapytał Damon drapiąc się po głowie.
-Nie wiedzieliśmy o tym. - warknął Klaus patrząc ostro na czarnowłosego.
-Damon, miał na myśli pomoc w terenie. - szybko powiedział Stefan wystawiając przed siebie ręce chcąc uspokoić dwójkę mężczyzn.
-Dobra. - zgodził się Klaus i spojrzał na Stefana - Niegdyś swojego przyjaciela.

PERFECTWhere stories live. Discover now