28. „Miałem nadzieje na wspólny prysznic"

Start from the beginning
                                    

-Wstawaj. - szturchnęłam go w brzuch przez co jęknął.
-Nie śpie. - powiedział i przetarł dłońmi twarz. - Obudziły mnie twoje poranne jęki. - oznajmił i otworzył zaspane oczy.

-Jak bardzo źle wyglądam? - zapytałam wskazując na swoją twarz, na której zapewne znajdował się rozmazany makijaż.
-Nie jest jakoś źle, co oznacza, że można jeszcze spać. - powiedział i pociągnął mnie na swój nagi tors.
-Na dole pewnie roi się od nagich przystojniaków, idę podziwiać widoki. - szepnęłam i dla zabawy polizałam tors mężczyzny.
-Ja ci nie wystarczam? - zapytał i ręką zaczął sunąć wzdłuż mojego kręgosłupa.
-Ciebie nie zabije, ale ich mogę. - powiedziałam i wspięłam się na ciało chłopaka kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
-I tak nigdzie nie pójdziesz. - oznajmił i złapał mnie w talli, wstając do siadu.
-To chodź ze mną, głodna jestem. - założyłam dłonie na jego szyje i pocałowałam go w policzek.
-Tylko tyle? - zapytał a ja zaczęłam wstawać z łóżka. Jednak nie zrobiłam tego w pełni bo brunet przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Szybko przechylił się do tyłu razem ze mną i dłońmi zjechał na moje pośladki.

-Muszę się umyć. - powiedziałam odrywając się od niego i nareszcie wstając z łóżka.
-Ja też. - oznajmił i również zwlekł się z materacu.
-Świetnie, daj mi ciuchy. Ja idę pierwsza a ty drugi. - zarządziłam i zaczęłam prostować kości przez co wydobywał się z nich okropny dźwięk strzelania.
-Miałem nadzieje na wspólny prysznic. - zaśmiał się i zaczął grzebać w szafce z ubraniami, którą przed chwilą otworzył.
-Nie tym razem, Parker. - odpowiedziałam i odwróciłam się w jego stronę oczekując na idealny dobór ubrań.

**

-Damon! Jesteś tu!? - zaczęłam krzyczeć schodząc w dół po schodach.

Widok, który ujrzałam w całym salonie, można powiedzieć, że był najlepszym zaskoczeniem dla mnie w tym miesiącu. Na podłodze nie leżały ciała nastolatków, nigdzie nie zostały plamy po pijackich wymiotach, brudnych ubrań też nie było.

-Chyba go nie ma. - powiedział heretyk i przepchnął się przede mnie na schodach by wejść szybciej do kuchni.
-No co ty nie powiesz? - zapytałam się go i dorównałam mu kroku w podróży do kuchni.

-Chcesz A czy B, a może skusisz się na C? Nie czekaj C nie ma. - zaczął gadać sam do siebie Parker grzebiąc w domowej spiżarce.
-Daj byle jaką. - odpowiedziałam i usiadłam na wyspie kuchennej przyglądając się na poczynania heretyka.
-Zaczynam czuć się jak ofiara pedofila. - nagle powiedział i odwrócił się w moją stronę z dwoma szklankami krwi.
-I słusznie. - odpowiedziałam odbierając swoją porcję krwi.

Brunet z zaciekawioną miną oparł łokcie na blacie zaraz obok moich ud.

-Czyli jesteś pedofilką i mnie zgwałcisz? - zapytał i udał zamyśloną minę.
-Tak, tak mi się wydaje. - odpowiedziałam i założyłam niesforne kosmyki włosów za ucho.
-Podoba mi się ten pomysł. - wskazał na mnie palcem i wypił do dna szklankę krwi, a po nim ja.

-Mamy dzisiaj dużo do zrobienia, chodź. - zarządziłam zeskakując z blatu.
-A miałem nadzieje na spokojny dzień. - westchnął Parker i ruszył za mną.

**

-Przecież jesteśmy heretykami! - krzyknął Parker gdy już kolejną godzinę szukaliśmy idealnej broni.
-Pamiętaj, że mogę wyrwać Ci serce. - odpowiedziałam i schyliłam się by przyjrzeć się poręcznemu nożykowi.
-Nie zrobiłabyś tego. - oznajmił i również schylił się oglądając nożyk w moich dłoniach.
-Nie kuś, Parker. - uśmiechnęłam się i przelotnie na niego spojrzałam

-Witam, w czymś mogę pomóc? - nagle usłyszeliśmy męki głos ekspedienta sklepu dlatego odwróciłam się z uśmiechem.

Jakie było moje miłe zaskoczenie gdy owy ekspedient okazał się przystojnym brunetem z zielonymi oczami i mocnymi rysami twarzy.

-Tak, pewnie. - odpowiedziałam i wstałam z klęczek z uśmiechem. - Szukam czegoś małego ale poręcznego.

Nagle usłyszałam szybkie bicie serca dlatego spojrzałam na Parkera, który stał tuż obok mnie. Szybko złapałam go za rękę by nie narobił głupstw.

-Odejdź. - użyłam na pracowniku sklepu perswazji a ten po chwili wykonał moje polecenie.

Spojrzałam srogo na Kai'a, który niewinnie zaczął bawić się moimi pierścionkami na palcach, które trzymał.

-Nie potrzebujemy problemów. - oznajmiłam i delikatnie wyjęłam dłoń spod uścisku Kai'a.
-Spodobał Ci się. - oznajmił heretyk i sięgnął po dwa małe nożyki, które schował pod koszulkę.
-Uważaj bo wiem o słowo za dużo. - zagroziłam mu palcem i skierowałam się do wyjścia ze sklepu a za mną Parker.
-Zamieniam się w słuch. - powiedział i uśmiechnął się wrednie.

Stanęliśmy przed sklepem na przeciwko siebie tocząc bitwę na wzrok.

-Nie myśl, że ci powiem. - wymierzyłam palcem w jego stronę z groźną miną.
-Boisz się? - zapytał uśmiechając się zwycięsko.

A niech Cie Kai'u Parkerze.

Rozejrzałam się dookoła siebie patrząc na paru ludzi, którzy znajdowali się w sercu Mystic Falls. Było ich znacznie mniej niż zazwyczaj. Jednak co się dziwić, było zimno ale i słonecznie.

Nie chciałam spojrzeć w oczy Kai'a. Rzeczywiście się bałam, bałam się, że zobaczy w moich tęczówkach coś czego nie powinien.

-Ah, czyli się boisz. Tylko pytanie czego? - zaśmiał się Parker a ja tylko przelotnie spojrzałam w jego twarz.

Moją uwagę przykuło jednak coś innego. Srebrny, średni van wjeżdżający na plac Mystic Falls.

-Zadałem Ci pytanie. - powiedział Kai i pomachał mi dłonią przed twarzą.

Auto jechało z zawrotną szybkością. Zmarszczyłam brwi gdy drzwi nagle się otworzyły a z nich wyłoniła się sylwetka mężczyzny z kuszą. Usłyszałam lekki chrzęst a po chwili drewniany kołek został wystrzelony prosto w serce Malachai'a.

W wampirzym tempie odwróciłam mężczyznę na moje miejsce i wepchnęłam go w szklane drzwi. W mój kręgosłup wbił się gruby kołek i z bólu wpadłam prosto za Kai'em do sklepu z bronią myśliwską.

PERFECTWhere stories live. Discover now