1

340 37 26
                                    

     Znów to samo. Po raz piąty tego popołudnia pobiegła do łazienki na wymianę sekretów z muszlą klozetową. Posłusznie zwróciła przepyszny obiad przyrządzony przez jej męża, tak, jak zrobiła to ze śniadaniem i kolacją dzień wcześniej. Była wykończona.

Na drżących nogach podniosła się z kafelek i przemyła twarz w umywalce. Zimna woda ostudziła rumieńce na jej twarzy. Gdy myła zęby, kątem oka zauważyła stojącego w drzwiach Nathaniela. Na jego silnym przedramieniu siedziała malutka Ellie, której asekuracyjnie przytrzymywał plecy. Jego duża dłoń prawie w całości osłaniała tułów dziecka, przez co wydawało się mniejsze, niż w rzeczywistości było.

Ciemnowłosa dziewczynka z zapałem badała ucho swojego taty i niezdarnie próbowała uchwycić je w swoje maleńkie rączki. W normalnych okolicznościach skala słodyczy tego widoku rozczuliłaby Lili do granic możliwości, tym razem jednak była w stanie jedynie lekko się uśmiechnąć.

— Może lekarz mógłby ci jakoś pomóc? — zaproponował mężczyzna, w ogóle nie zwracając uwagi na ataki przypuszczane na bok jego twarzy.

Spoglądał na swoją żonę z troską i spokojem, którym emanował już od wielu lat. Dokładnie od momentu pogodzenia się ze swoim drugim wcieleniem. Od tamtej chwili stał się jej życiowym filarem, człowiekiem, na którym zawsze mogła polegać, który, jak nikt inny, dawał jej poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Wiedziała, że przy nim nigdy nie spotka ich nic złego.

— Próbował — odpowiedziała, wyrywając się z zamyślenia. — Ziółka, które przypisał, nie działają.

Bez słowa podszedł bliżej i wolnym ramieniem przygarnął Lili do siebie. Ellie ucieszyła się i gaworząc coś po swojemu, pochyliła się niezdarnie, by tym razem dosięgnąć włosów swojej mamy.

— Chodź, położysz się — mruknął, wyprowadzając żonę delikatnym ruchem z łazienki.

Wrócili do salonu, gdzie Lili od razu rozłożyła się na kanapie. Nathaniel przyniósł jej z kuchni szklankę wody, z której co chwilę spijała mały łyczek. Bała się kolejnych mdłości.

Od dwóch tygodni wiedziała, że znów jest w ciąży. Według obliczeń jej i lekarza, które zgadzały się ze sobą, była przy końcu drugiego miesiąca. Głowiła się, dlaczego tym razem tak źle znosi swój stan i szukała podejrzeń nawet w tym, że nie minęło wcale wiele czasu od narodzin Ellie. Mała niedawno skończyła siedem miesięcy.

— Ciążę z Ellie przechodziłaś o wiele lepiej — stwierdził Nathaniel, przysiadłszy przy jej nogach.

Ellie zaczęła się wiercić i marudzić. Lili wiedziała, co to oznacza. Nadchodziła pora karmienia.

— Daj mi ją — wychrypiała i zaraz odchrząknęła.

Odstawiła szklankę na stolik i odebrała córeczkę z rąk męża. Położyła się na boku, ułożyła małą obok siebie i już po chwili dziecko uciszyło się przy maminej piersi.

Nathaniel zerkał na swoje kobiety z nieukrywaną czułością. Lili dostrzegła jednak w jego oczach cień zmartwienia.

— Mam wyrzuty sumienia — powiedział bez ogródek. — Mogliśmy trochę poczekać, przynajmniej aż Ellie odstawi się od piersi. Znaczy się... — Uśmiechnął się krzywo — Ja mogłem poczekać.

Lili od razu zrozumiała, co miał na myśli i również się uśmiechnęła. Był to słaby grymas, który ledwie rozpromieniał jej zmęczone oblicze. Jej zwykle urodziwa twarz tym razem miała ziemisty odcień, pod oczami czaiły się zaciemnienia, a spojrzenie utraciło swój blask. Wyglądała na wycieńczoną i tak też się czuła.

— Ja też brałam w tym udział, pamiętasz?

Jego uśmiech nabrał szelmowskiego wyrazu, ale tylko na chwilę. Położył swoją dużą i gorącą dłoń na udzie żony i zaczął je delikatnie pocierać.

— Wykończysz się, Lili — mruknął, jak zwykle szczerze uzewnętrzniając każdą targającą nim rozterkę. — Stresująca praca w sądzie, malutkie dziecko i wymagająca ciąża naraz? To za dużo, nawet dla ciebie.

Od razu pokręciła głową. Wcale nie uważała, by brała na siebie zbyt wiele.

— Przecież jesteś ze mną. Pomagasz mi.

— Pomagam ci przy Ellie, ale to i tak mało. Musisz odpocząć, Lili.

Była gotowa raz jeszcze zaprotestować, wyjaśnić mu, że jego pomoc w opiece nad ich córeczką była niezrównana, że przecież mógł chcieć poświęcać więcej czasu na pracę w warsztacie, a jednak wybrał zajmowanie się małą, okazał się wspaniałym i zaradnym ojcem i mężem. Zamiast tego jednak milczała, rozważając pomysł, który niespodziewanie wpadł jej do głowy.

— Może... — zawahała się. — Nie, to głupie.

Nathaniel pochylił głowę i wlepił w nią intensywne spojrzenie. Zawsze to robił, gdy próbował wyciągnąć ją zza ściany nieśmiałości. Nigdy nie potrafiła długo opierać się temu przedziwnemu wymuszeniu.

Westchnęła i niepewnie podjęła temat:

— Może... pojechałabym na weekend do mamy?

— Sama? — zapytał tylko.

Przytaknęła skinieniem i wpatrzyła się w jego jasne, orzechowe oczy. Sama nie wiedziała, czego się spodziewała, ale jego reakcja okazała się jak zwykle pełna zrozumienia.

— Powietrze Hope dobrze ci zrobi — zawyrokował. — Zajmę się Ellie.

Uniosła wyżej brwi.

— Naprawdę?

On uśmiechnął się, tym razem o wiele swobodniej, a Lili raz jeszcze uderzyło, jak przystojnego ma męża. Byli ze sobą od ośmiu lat i zdążyła przywyknąć do jego comiesięcznych nieobecności oraz onieśmielającej urody. Zazwyczaj to koleżanki ze studiów lub teraz już z pracy przypominały jej o tym ostatnim, wypytując, gdzie dorwała takiego przystojniaka. Bywały jednak momenty, takie jak ten, gdy Lili sama na nowo uzmysławiała sobie ową kwestię.

— Namówiłbym cię nawet na tydzień odpoczynku, ale obawiam się, że Ellie mogłaby nie wytrzymać rozłąki — powiedział, patrząc na nią z taką miłością, że poczuła ciepło w okolicach serca.

Nathaniel podniósł się, aby zaraz znów się pochylić. Najpierw ucałował czoło swojej żony, a potem córki. Właśnie wtedy spostrzegł, że mała zasnęła.

— Zaniosę ją do łóżeczka — szepnął i z najwyższą ostrożnością podniósł śpiącą Ellie.

Zanim odszedł, jeszcze raz pocałował Lili, tym razem w usta, po cichu wyznał jej miłość, a potem, tuląc do siebie maleństwo, ruszył na piętro.

Lili patrzyła za nim tak długo, aż zniknął na schodach. Chociaż czuła się paskudnie, w duchu rozpierało ją szczęście. Cieszyła się, że jej życie potoczyło się tak szczęśliwym torem. Miała najwspanialszego męża pod słońcem, piękną córeczkę, a wkrótce na świat miało przyjść ich drugie dziecko. Czy mogło być lepiej?

Cóż, mogło. Nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, ale od jakiegoś czasu dręczyło ją osobliwe uczucie... pustki. Czasem wyraźnie czuła, że czegoś jej brakuje, jakiejś dawno zagubionej części, emocji, sensacji? Nie wiedziała, jak to nazwać. Bała się, że ta przedziwna rozterka zniszczy panującą w jej życiu idyllę.

Ten drugi ✓Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon