rozdział 13

1.1K 118 4
                                    

- Co jest z tobą? Nie czujesz się dobrze? Wyglądasz okropnie. - Belinda wreszcie zauważyła jej bladość i przestała wychwalać Louisa.

- Dopadł ją wirus - wyjaśniła Meg.

- Nic podobnego - warknęła Kate, ale widząc ich zatroskane twarze, wyjaśniła niezbyt zgodnie z prawdą: - Jestem jeszcze ciągle rozdrażniona po tej historii z Rayem. A jeżeli chodzi o chorobę... to po prostu nie mogę sobie na nią pozwolić. Podczas weekendu ma się odbyć przyjęcie z okazji srebrnego wesela Rity i Paula. Muszę być obecna...

- Oczywiście, że nie powinnaś w tej sytuacji chorować. Przecież Paul jest twoim chrzestnym!

- No właśnie. A poza tym tak nas wspaniale rozreklamował, gdy założyłyśmy firmę.

- Pamiętam. Przypuszczam, że będą tam również twoi rodzice.

- Będą. A także Anthony i Claire. Z początku mieli zamiar przywieźć ze sobą dzieci i zostać u mnie na noc, ale Simon w niedzielę ma zawody pływackie, więc muszą wracać prosto do siebie.

Odpowiadała spokojnie na pytania Belindy, lecz wewnątrz była pełna niepokoju. Louis wraca tu na stałe! Nie wyobrażała sobie, że będzie go czasem widywać... A jeśli on się ożeni...

Na tę myśl serce zaczęło bić jej mocniej. Ogarnęła ją rozpacz. A przecież nie powinno jej to tak mocno dotykać. Była w nim zakochana bardzo dawno temu. Teraz jest dla niej zupełnie obcy. Nie ma więc powodu, aby wpadała w taki nastrój. I czego w końcu się obawia?

Tego, że on się domyśli... iż może myśleć, że ona jest nadal taką samą idiotką jak wtedy, gdy narzucała mu się ze swoją nie chcianą miłością? Jeżeli tak, to sama musi znaleźć na to lekarstwo. Musi mu wyraźnie pokazać, jak bardzo się zmieniła i jak dalece jest dla niej obojętny.

Szkoda, że nie wyszła za mąż i nie ma gromadki dzieci. To by go przekonało, lecz niestety nie miała nawet żadnego stałego przyjaciela. Było wprawdzie paru mężczyzn, którzy ciągle chcieli się z nią umawiać, lecz zawsze im wyjaśniała, że nie gustuje w przypadkowych randkach. Nawet teraz kilku z nich ofiarowało jej swe towarzystwo podczas srebrnego wesela, ale ze względu na obecność rodziny stanowczo im odmówiła. Teraz uważała, że być może postąpiła zbyt pochopnie.

Oczywiście, nie było to pewne, ale ponieważ Gittingsowie znali bardzo dobrze Thomasa, więc jest bardzo prawdopodobne, że Louis pojawi się tam ze swoją blond pięknością, a tymczasem ona będzie sama...

Jestem stanowczo przewrażliwiona, powiedziała sobie, stwarzam problemy tam, gdzie ich nie ma. Mam dzisiaj ciężki dzień i powinnam koniecznie skupić się na sprawach, które mnie jeszcze czekają.

Rzeczywistość, niestety, była zupełnie inna, gdyż starając się zająć pracą, bez przerwy myślała o Louisie.

- Powinnaś się położyć. Jesteś bardzo mizerna - powiedziała jej Belinda, zbierając się do wyjścia.

- Bzdura. Czuję się dobrze... - zaczęła, ale widząc zdziwioną twarz przyjaciółki, dodała: - Może rzeczywiście jestem lekko zaziębiona.

- Gadanie - mruknęła Belinda. - Jeżeli cię gnębi ta historia z Lewisem, to myślę, że lepiej będzie obejść się bez niego. Jeżeli śmiał cię szantażować, żebyś się z nim przespała, to przypuszczam, że i tak, prędzej czy później, miałybyśmy z nim masę kłopotów. Jest zwykłym brutalem i chce zawsze zademonstrować swą siłę wobec tych, których uważa za słabszych.

- Brr... - wzdrygnęła się Kate. - Pewnie masz rację, ale ja uważam, że on po prostu nienawidzi kobiet. Wtedy, gdy do mnie telefonował, słyszałam to wyraźnie w jego głosie. Byłam naprawdę przestraszona...

- Mogę to sobie wyobrazić. Słuchaj, jeżeli jeszcze do ciebie kiedyś zadzwoni, odłóż słuchawkę. Natomiast jeżeli odezwie się do mnie, poradzę mu, żeby się zwrócił do jakiejś innej firmy.

Czuję się winna...

- Daj spokój. Nie masz sobie nic do zarzucenia. Zostajesz czy wychodzisz?

- Muszę jeszcze trochę popracować.

Była już prawie siódma, gdy w końcu zamknęła biuro.

Czuła straszny ból gardła, ale ciągle była zdecydowana nie poddać się chorobie. Potrzebuję tylko porządnie się wyspać, a będę zdrowa, myślała, jadąc do domu.

Domek Kate miał garaż z podjazdem. Zbliżając się zauważyła, że parkuje przed nim jakiś samochód. Pewnie to ktoś do sąsiadów, pomyślała.

Gdy wysiadła z wozu, usłyszała za sobą trzask zamykanych drzwi i głos Louisa:

- No, nareszcie! Już myślałem, że będziesz siedzieć w pracy do północy.

Odwróciła się zbyt zdziwiona, by ukryć zaskoczenie, i spostrzegła, że stoi tuż za nią. Chciała się odsunąć, ale nie była w stanie.

- Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziała, mając świeżo w pamięci jego poprzednią wizytę. - Ale...

- Przyszedłem cię przeprosić.

Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. ,.Przeprosić cię".

Bezwiednie dotknęła językiem bolącej wargi.

- Tak. Ale nie tylko - dodał dziwnym głosem, który sprawił, że poczuła na sobie gęsią skórkę. - Najpierw jednak... - Wyciągnął rękę, jakby miał zamiar jej dotknąć.

Natychmiast cofnęła się i zaczerwieniła, zdając sobie sprawę ze swej dziecinnej reakcji.

Stała w napięciu, czekając na jakiś ironiczny komentarz.

Wpatrywała się w niego, a palce jej drżały, gdy próbowała otworzyć drzwi i uciec.

- Przypuszczam, że na to zasłużyłem. - Głos miał znów szorstki i oschły. - Naprawdę przepraszam. Nigdy nie powinienem... - urwał i szybko dodał:

- Może wejdziemy i porozmawiamy?

______________
Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki ;)

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz