Rozdział 19

1.1K 139 20
                                    


Paola

Gdy rano się budzę, czuję pulsowanie w skroniach, a pod powiekami mam wrażenie żwiru. Przecieram obolałe oczy i dłuższą chwilę zajmuje mi docucenie się.

Niestety jak tylko to następuje dopadają mnie wczorajsze wydarzenia i druzgocząca świadomość, że coś tak wyjątkowego i wyczekiwanego, co w ułamku sekundy wywróciło mój świat do góry nogami, nadając mu zupełnie innego znaczenia, nagle zostało mi bezpowrotnie odebrane. A wraz z nim cały sens mojego istnienia...

Moim ciałem natychmiast wstrząsa dojmująca agonia, a płacz stanowi zalewie nędzne i nikłe jej uzewnętrznienie. Żadna wylana na zewnątrz łza ani krzyk żałości, nie są wstanie oddać prawdziwej trwogi jaka wstrząsa moim wnętrzem. Nie ważne jak bardzo byłyby gwałtowne czy też głośne, to wszystko nie jest w stanie odzwierciedlić mojej niedoli, jaką jest utrata pierwszego, upragnionego dziecka i tego co związku z tym rzeczywiście czuję...

Nic, po prostu nic nie może się równać ze świadomością, że nigdy nie będzie mi dane przytulić ani ucałować maleństwa, w którym, choć jeszcze się nie urodziło, ja pokładałam tak wiele miłości, nadziei i radości. Miłości, która mnie rozpiera i jest przeznaczona dla mojego dzieciątka, choć już nigdy nie dostanie szansy na uwolnienie, bo przeznaczanie ku mojej udręce postanowiło nie dać mi możliwości obdarzenia nią mojej kruszynki.

Kruszynki, dla której wybierałam bym z przejęciem ubranka, razem z Oskarem licytowałabym się wybierając dla niej imię, kupowała łóżeczko, zabawki, a wszystko po to by ostatecznie zasiąść w jej pokoiku, z jej mały, ciepłym ciałkiem uczepionym mojej piersi i szczęśliwym mężem u boku, by w pełni oddawać się istocie macierzyństwa która niesie za sobą tak wiele uczuć i odpowiedzialności...

Jednak nie będzie mi dane przeżyć, któregokolwiek z tych doświadczeń, bo mojemu maleństwu odebrano szanse na życie, nim na dobre je otrzymało... związku z czym te tkliwe i piękne wyobrażenia, pozostaną jedynie właśnie tylko tym... mrzonką, która zamiast radości będzie nieść za sobą ogrom cierpienia, żalu i wściekłości na niesprawiedliwość ludzkiego bytu.

Powiedzcie mi, bo ja za cholerę nie rozumiem, jak los może fundować kobiecie tak wielkie bestialstwo, którym jest niespełnione macierzyństwo?! Jak może odbierać jej ukochane dziecko? Co niby taka kobieta ma zrobić ze swoimi, nagromadzonymi emocjami, które tak bardzo pragnie przelać na swoją kruszynkę, w chwili, kiedy przeznaczanie pokazuje jej środkowy palec i bez ogródek mówi pierdol się, radź sobie sama?! Jak coś tak brutalnego może być w ogóle dopuszczalne? Przecież to chyba największe okrucieństwo znane ludzkości?!

Gehenna jaka stanowi obecnie moją teraźniejszość, sprawia, że kulę się na pustym łóżku, w odruchowym geście obronnym, który w żaden sposób nie może nic zaradzić na rozdzierający mnie od środka przeraźliwy ból.

Do tego myśl o tym, że będę sobie to wszystko uświadamiać i przeżywać każdorazowo od nowa z każdym kolejnym przebudzeniem... i w ten o to sposób zaczynać każdy cholerny dzień do końca mojego marnego życia, sprawia, że to wszystko nabiera jeszcze gorszego wymiaru, a ja szlocham jeszcze głośniej i jeszcze bardziej żałośnie.

Nagle drzwi do sypialni się otwierają, a ja jak przez mgłę słyszę ciężkie kroki zmierzające w moją stronę. Jednak w żaden sposób na to nie reaguję, w pełni oddając się beznadziei jaka targa moim serce i całym moim jestestwem. Sekundę później materac zapada się pod ciężarem Oskara, a on stanowczo ujmuje moją brodę i unosi moją twarz ku swojej.

-Proszę koniczynko nie płacz. – przemawia do mnie łagodnie, a jego ton wyraża tak wiele emocji, podczas gdy ja dławię się kolejnymi falami szlochu – Proszę kochanie- powtarza a ja nie jestem wstanie nad sobą zapanować, czując, że się duszę pod naporem cierpienia jakie nie daje mi wytchnienia.

Nieomylne Przeznaczenie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz