ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟙.

5 2 2
                                    

Karol schowany w krzakach ze swoim łukiem próbował zabić dzika, który z powodu zarazy stał się demonem i tworzył zagrożenie dla mieszkańców Doliny Słońca. Wymierzył cel i skupił bardziej wzrok, aby nie chybił, bo inaczej Demon wpadnie w furię i źle się to skończy.

— Zdychaj — szepnął i wypuścił strzale, lecz nie trafił w cel, tylko w drzewo. Dzik przeraźliwie ryknął i zaczął się buntować.

— Szlag!

Gwałtownie się podniósł i podbiegł do swojego jelenia, wskoczył na jego grzbiet i popędził w stronę obserwatorium znajdującego się nieopodal wioski. Słyszał, jak Demon za nim podąża szybkim tempem, który po drodze gubił długie, obślizgłe robale wydobywające się z jego ciała i pyska; gdy dzik dotknął ziemi czy trawy, ta od razu gniła uwalniając odór zgnilizny. Jeleń przyspieszył, przeskoczył nad niskim murkiem i zatrzymał się pod wysokim obserwatorium. Karol zsiadł z jego grzbietu i wdrapał się na sam szczyt wieży, gdzie znajdował się starzec-obserwator z wioski, który na około miał siedemdziesiąt lat.

— I jak? — spytał chłopak kucając obok obserwatora razem z nim wpatrując się w jeden punkt, gdzie drzewa były powalane przez nadal pędzącego demona w zaroślach.

— Nie za dobrze: Ten Demon za chwilę narobi bałaganu i nas wszystkich zabije — odparł starzec z nutką niepokoju w głosie.

Nagle murek przez który Karol przeskoczył z jeleniem, zaczął gnić, a w szczelinach między kamieniami wiły się te ohydne robale, po czym zapadła cisza. Karol zmarszczył brwi i poczuł gęsią skórkę.

Nagle murek został zdewastowany, a po kilku sekundach rozległ się potężny ryk; dzik zdążył się już całkiem przemienić i spływała z niego parująca krew. Demon ruszył szybko w stronę wioski od razu nacierając na obserwatorium. Sparaliżowany jeleń Karola stał w miejscu i nie mógł się ruszyć.

— Uciekaj, Lunga! — wrzasnął Karol wypuszczając strzałę tuż pod nogi zwierzęcia, które w ostatnim momencie odskoczyło na bok.

Punkt obserwacyjny został staranowany i powoli się przewracał, dlatego Karol z przytomnym umysłem chwycił starca pod pachy i skoczył razem z nim w korony drzew. Minęło kilka chwil, nim oboje zeszli na ziemię; Karol założył nową linkę na łuk, po czym zagwizdał zwołując przyjaciela do siebie. Jeleń podbiegł do chłopaka, który wskoczył na jego grzbiet, po czym oboje zaczęli biec przez strome urwisko: Lunga skakała zwinnie i szybko po kamieniach podążając za oddalonym o kilkanaście metrów przed nimi demona.

Wbiegli do lasu. Lunga przyspieszyła i wyprzedziła demona, przez co teraz oni prowadzili. Chłopak się odwrócił do tyłu i spojrzał na rozjuszonego dzika.

— O bóstwo, którego imienia nie znam; wracaj tam, skąd przybyłeś demonie! To nie jest twój świat! — krzyczał, lecz Demon nie słuchał go: Biegł dalej przed siebie.

Szatyn dotarł do końca lasu i wybiegł na polanę znajdującą się przed wioską, na której były trzy dziewczyny w wieku czternastu lat, ścinające pędy roślin magicznego pochodzenia. Wtedy zauważyły księcia i demona, który go gonił. Bestia odwróciła się w stronę dziewczyn pajęczym ruchem i zaczęła biec w ich stronę.

— To potwór! — oświadczyła jedna z nich i zaczęły uciekać w stronę wioski. Nagle niespodziewanie jedna z dziewczyn się przewróciła spowalniając tym ich ucieczkę; Larysa, najstarsza z nich, wyciągnęła swój miecz i nakierowała go w stronę demona.

Karol wyciągnął strzałę z kołczanu, nałożył na cięciwę i wystrzelił prosto w oko demona, który wydał z siebie ryk bólu, co go zmusiło do zatrzymania się. Niestety, książę rozjuszył go jeszcze bardziej: Dzik wydłużył swoje ,,macki" z obślizgłych robali i próbował na oślep złapać uciekającego Karola. W pewnej chwili, gdy chłopak miał wyciągnąć kolejną strzałę, demon dosięgnął jego ręki i owinął się wokół niej, parząc skórę. Karol syknął z bólu i szarpnął kończyną, co poskutkowało oderwaniem macki, która po kilku sekundach zgniła i odpadła; książę już naprawdę zdenerwowany, wystrzelił drugą strzałę w drugie oko bestii.

Ku jego zadowoleniu, kreatura przestała się wściekle miotać: Robale wyparowały, a wielkie cielsko upadło z hukiem na ziemię. Chłopak odetchnął z ulgą. Po chwili usłyszał triumfalne okrzyki mieszkańców wioski, którzy zaczęli się zbiegać z pochodniami i strzelbami na polanę do w pół-martwego dzika. Lunga podeszła do zbiorowiska ludzi ze swoim jeźdźcem, który wycieńczony spadł z jego grzbietu; jedna z gonionych wcześniej dziewczyn podeszła do niego i ta widząc ranę na jego ręce, przeraziła się.

— Nie dotykaj! Ta rana to klątwa — ostrzegł dziewczynę i zaczął zasypywać ranę błotem, w celu uśmierzenia bólu.

— Książę, co ten Demon ci zrobił? — krzyczał jeden ze strażników.

Podczas tego zamieszania, ktoś wezwał wyrocznię: Była to mocno pomarszczona staruszka z dwoma tatuażami na rękach i policzkach, obwieszona w naszyjniki różnego rodzaju. Strażnik postawił kobietę na ziemię i odsunął się kilka kroków do tyłu. Zapadła cisza, gdy babinka złożyła ręce jak do modlitwy i ukłoniła się nisko przed ledwo żywym demonem.

— O boża istoto z lasu, której imienia nie znamy: Zostałeś opętany przez złe dusze i chciałeś nas zniszczyć, choć wiemy, że nie zrobiłbyś tego. Wybacz za nasz grzech oślepienia ciebie i odejdź w pokoju.

Przez chwilę panowała cisza, lecz o dziwo dzik przemówił:

— Wy... Ludzkie istoty... Pożałujecie za niszczenie naszych lasów... Zapłacicie surowo za moje cierpienia — po tych ostatnich słowach zamilkł, a jego ciało zaczęło parować. Skóra zniknęła, potem mięśnie, aż został sam szkielet, po którym spływała ciemno-czerwona krew, która ulotniła z siebie zapach zgnilizny. Wielu ludzi zatkało nosy rękawami i odsunęli się do tyłu.

Karolowi na długo zapadły te słowa w pamięć :

„Zapłacicie surowo za moje cierpienia". 

𝓓𝓸𝓵𝓲𝓷𝓪 𝓦𝓲𝓪𝓽𝓻𝓾 𝓲 𝓢ł𝓸𝓷́𝓬𝓪 - 𝓓𝔁𝓓Där berättelser lever. Upptäck nu