Rozdzial Pierwszy

51 6 5
                                    

Był rok 2010. W tedy miałem piętnaście lat. W telewizji leciał program "Tydzień kryminalny" czy jakoś tak... Nie pamiętam dokładnie nazwy, ale od godziny siedemnastej do godziny dwudziestej pokazywali zabójstwa z przed lat przez cały tydzień.

Ja jakoś w tedy nie miałem co robić. Z kumplami się pokłóciłem, dziewczyny nie miałem, lekcje odrobiłem i siadałem przed telewizorem. Pamiętam, że ten program bardzo mnie wkręcił po pierwszym odcinku.

Przez następne dwa dni wracając że szkoły odrabiałem szybko lekcje i oglądałem ten program kryminalny. Tak mnie zaczął coraz bardziej interesować, że coraz bardziej zastanawiałem się jakie są odczucia ofiar podczas, gdy ktoś je zabija, gwałci itp. Następnie zacząłem się interesować tym, jak się czują ci mordercy. Jaką wielką przyjemność musi odczuwać ktoś z tak brutalnego czynu.

Po ostatnim odcinku wyszedłem na podwórko gdzie było pełno dzieciaków, ale nie dogadywałem się z nimi... To były dzieci tyopowej patologii... Nawet nie chciało mi się próbować z nimi rozmawiać. Poszedłem tam gdzie lubiłem zawsze chodzić. Czyli pod płot na górę piachu, który chyba miał być do sypania dróg... Nie wiem nie ważne. Siadałem tam i obserwowałem co się dzieje. Tak też było i tym razem.

Po pewnym czasie przypomniały mi się odgrywane sceny z tego programu... Jakoś odruchowo wziąłem patyk i zacząłem go wbijać w piach, na którym siedziałem mając w głowie obraz, że wbijam nóż w jakąś osobę.

Nie wiem ile to trwało może minute, może dwie. Czułem się po tym jakoś zrelaksowany. W ten czas nie słyszałem nic oprócz dźwięku wbijania noża w ciało, który utworzył mój mózg.

Stwierdziłem, że było to mega dziwne, ale i dziwnie przyjemne wyciszenie.

Następnego dnia w szkole, największy oprych postanowił uprzykrzyć dzień tym razem mi. Spodziewałem się, że kiedyś to nastąpi, ale jakoś o tym nie myślałem. Nie wyrządził mi strasznej krzywdy. Jedynie tyle, że musiałem ściągnąć koszulkę, którą oblał mi wodą. Ni y nic wielkiego, ale byłem ostro zdenerwowany. Jemu nic nie zrobiłem, bo po prostu się bałem.

Po powrocie do domu, dalej chodziłem zdenerwowany całą sytuacją i nid potrafiłem się uspokoić. W pewnym momencie pomyślałem, że zrobię tak jak wczoraj. Poszedłem na piach, wziąłem patyk w rękę i zacząłem go wbijać. Z całych sił próbowałem sobie wyobrazić, że zabijam tego oprycha szkolnego, ale jakoś mi to nie wychodziło.
W pewnym momencie przyszedł pies z podwórka obok, który zawsze ganiał za nogawką. Nigdy nikogo nie ugryzł, chyba że trochę poszarpał spodnie.

Tym swoim szczekaniem na mnie zaczął mnie coraz bardziej denerwować. W końcu nie wytrzymałem wziąłem go za obroże, zaciągnąłem między komórki i go udusiłem trzymałem go za szyję z całej siły. Sprawiło mi to dużą przyjemność. Tylko jeszcze nie wiedziałem dlaczego... Czy dlatego, że go zabiłem czy dlatego, że pozbyłem się szkodnika, który każdemu dokuczał...

Nikomu o tym nie powiedziałem, bo wiedziałem że zrobiło by się o to wielkie halo. Z jednej strony rozumiem bo zginął czyiś pies, ale cóż. Jak dla mnie musiało tak być.

Dwa tygodnie po tym wydarzeniu pojechałem na wycieczkę szkolną w góry.
Pojechał na nią też ten szkolny oprych.

Dokuczal dosłownie każdemu, ale nikt na niego nie naskarżył bo każdy bał się jego reakcji.
No i w końcu przyszedł czas na mnie.

Wszedł do mojego pokoju, akurat gdy byłem z kolegami, którzy też się go bardzo bali. . Wyłam na mnie jakiś barwnik, dwa razy mnie mocno uderzył w brzuch, podarł mi notatki na temat wycieczki, które kazała napisać nam nasza wychowawczyni, napluł w twarz i poszedł.
W tedy nie wytrzymałem. Puściły mi nerwy i wszystkie hamulce. Poczekałem, aż mieliśmy iść na Giewont. Tuż przed samym końcem szlaku poszedłem do niego na tył szeregu, powiedziałem mu, że jest kurwom i zepchnalem go przepaść.

Gdy widziałem jak spada i rozbija sobie głowę o skały ulżyło mi. Poczułem się jak bym wszedł w błogo stan. W tedy przez zeznania świadków sąd orzekł, że to było zabójstwo w afekcie i zostałem skazany na 5 lat. Z czego trzy w więzieniu, a dwa w szpitalu psychiatrycznym. Mieli nadzieję, że wyleczą mnie z tego... Dale szczęście nauczyłem się udawać i oszukałem lekarzy.
Siedząc tam miałem wiele czasu na przemyślenia. Stwierdziłem, że zabijanie daje mi mega przyjemność i satysfakcję. Musiałem tylko wyjść z psychiatryka i mogłem zacząć robić to co lubię.

Po wyjściu na wolność, dałem sobie jeszcze trochę czasu. Żeby ta zła sława ciut że mnie zeszła.

W końcu nadszedł ten dzień. Po powrocie z pracy przebrałem się w dres, wsadziłem w kieszeń rękawiczki i poszedłem na starą plaże. Tam wieczorami zbierały się grupki osób, żeby się spokojnie napić, posiedzieć ze znajomymi.

Schowałem się w zaroślach około 50 metrów od kilku dziewczyn, które tam siedziały. Jedna z nich oddaliła się za potrzebą. Przykucnęła tyłem do mnie. Rozejrzałem się czy reszta mnie nie widzi i szybko podszedłem do niej. Złapałem ją za usta, tak mocno żeby nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Drugą ręka uderzyłem ja bardzo mocno kilka razy w krtań. Wpadłem wtedy w jakiś trans. Przestałem ją uderzać i wbiłem jej w gardło nóż. Krew się lała jak ze świni. Zrobiło mi się trochę niedobrze, ale szybko przeszło. Wyciągnąłem ten nóż, ona się już prawie nie ruszała, dźwignąłem spory kamień i dwa razy zrzuciłem jej na głowę. Miałem pewność, że teraz to już nie żyje. Rozciąłem jej jeszcze klatkę piersiową i uciekłem z miejsca zdarzenia do domu. Nóż wyczyściłem i schowałem go w skrytce pod schodami. Ciuchy z siebie zdjąłem i wrzuciłem do pieca, którym ogrzewalem mieszkanie. Czułem się wtedy świetnie. Wziąłem gorącą kompiel i poszedłem spać.

Zabijałem bo lubiłemWhere stories live. Discover now