I [ za bycie sobą: diluven ]

662 53 30
                                    

Venti poczuł nieco mocniejszy uścisk w pasie świadczący o rosnącej już irytacji jego partnera. Chciał go jakoś udobruchać, jednak w obecnym stanie wiele nie przychodziło mu na myśl...

Spróbował podnieść głowę, aby spojrzeć w oczy wyższego mężczyzny, ale chybotanie windy skutecznie mu to utrudniło. Wydał więc z siebie tylko niezadowolony pomruk i przytulił twarz do ramienia towarzysza. Tak przyjemnie pachniał...

— Gorzej się czujesz? — dobiegł go spokojny głos. Nie wydawał mu się zirytowany, toteż po namyśle Venti zdecydował się spojrzeć na twarz jego właściciela.

Diluc nie patrzył w jego stronę. Wzrok miał utkwiony w niewielkim ekranie, który informował na którym piętrze byli, a jego mina świadczyła o irytacji wywołanej zmęczeniem (czyli jednak)... Mniejszy rozluźnił uścisk na jego ramieniu (zdając sobie sprawę, że zaciskał palce na jego koszuli dość mocno) i przytulił do drugiego nieco mocniej policzek.

— Nie, jest w porządku — zapewnił, starając się opanować głos by nie brzmiał jak pijacki bełkot.

Nie było w porządku. Czuł się źle, ale z każdą chwilą miał coraz większe wrażenie, że nie jest to wina pochłoniętego dzisiaj alkoholu...

Winda w końcu stanęła, a robotyczny głos oznajmił, że znaleźli się na dwunastym piętrze. Zaraz potem drzwi się otworzyły, a para ruszyła oświetlonym korytarzem w stronę mieszkania.

— Zostaniesz na noc? — zagadnął Venti chcąc za wszelką cenę przerwać barierę chłodnego milczenia. — Bo mam obawy, że specjalnie dzisiaj odmawiałeś picia...

— Żeby odstawić cię do domu i uciec? No tak, brzmi jak nienajgorszy pomysł — cholernik. Ciemnowłosy nigdy nie był pewny czy ten żartuje, czy mówi na poważnie, bowiem głos jego nieszczególnie się zmieniał... Czyżby chciał go wystraszyć? A może faktycznie był zły?

Ah, od nadmiaru myśli zaczynało mu się kręcić w głowie!

— Nie zrobisz mi tego — odpowiedział, starając się przybrać pewny siebie ton, na co odpowiedziało mu prychnięcie. Od razu po nim postanowił zmienić taktykę: pewność siebie zniknęła, a na jej miejsce wstąpiła skrucha. — Prawda...?

— Venti — głos starszego wywołał w nim lekki dreszcz niepokoju i skutecznie zamknął mu usta.

Czyli jednak Ragnvindr był zły...

Właściwie czemu się dziwić?

Tego wieczoru poszli razem na kolację do restauracji co było pomysłem czerwonowłosego. Już w momencie zaproszenia powinna mu wtedy błysnąć ostrzegawcza lampka - przecież nieczęsto mógł liczyć na taki gest ze strony starszego!
Początek właściwie był całkiem w porządku. Zjedli przystawkę, wybrali apetycznie brzmiące dania i zajęli się rozmową... Diluc tego dnia wydawał się wyjątkowo uśmiechnięty i mniej spięty.

Do czasu.

Alkohol oferowany w karcie wydał się Ventiemu na tyle atrakcyjny, że nie mógł sobie odmówić zamówienia jednej butelki. I może, gdyby na tej jednej się skończyło - wieczór jeszcze by się odratowało.

Niestety w radosnym amoku zaczęło umykać mu, że dominuje rozmowę, a twarz mężczyzny na przeciwko niego traci powoli ten radosny blask.

Ah, ile by dał, aby zacząć ten dzień od nowa...

Kolejne niezadowolone mruknięcie opuściło jego usta, jednak tym razem zostało zupełnie zignorowane, bo wyższy kłopotał się, aby jedną ręką otworzyć drzwi.
Zamek w końcu odpuścił, a ich oczy powitał ciemny korytarz.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 05, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

kocham cię!Where stories live. Discover now