22 - Braterstwo -

Začít od začátku
                                    

– Wszystko gra? – zapytał.

– Tak, tylko wciąż mam przed oczami Tomása i ten jego krzywy uśmiech. Nie myślałam, że tak szybko go zobaczę.  – Zwróciła się twarzą w stronę opiekuna. – Ale tego zwierzopodobnego mężczyzny to nie kojarzę. Dobrze się znaliście?

Tarian przełknął ślinę, nim odpowiedział. Przez myśl przeszło mu wspomnienie spojrzenia, jakim uraczył go tego poranka Mortimer, i nagle jajecznica przestała być taka dobra.

– Nawet bardzo. Złożyliśmy przysięgę braterstwa krwi.

Ebrill wróciła na swoje poprzednie miejsce.

– "Braterstwo krwi"? – powtórzyła to wyrażenie, które nie było jej obce, mimo to udawała, że słyszy o czymś takim po raz pierwszy w całym swoim istnieniu. – Co to takiego?

Drych zastanawiał się przez chwilę, czy w ogóle będzie to dla wampirzycy ciekawy temat, ale skoro o to zapytała, chyba była choć trochę zainteresowana.

– To nie dotyczyło tylko mnie i Mortimera, którego widziałaś w gabinecie Pólusa, ale także Eirę. – Błędnie odczytał jej nagłe wyprostowanie się, bo wyjaśnił: – To ten, którego widzieliśmy w towarzystwie Medi przed wejściem do przytułka. – Nie to było dla dzieciny zaskakujące, ale wolała to zachować dla siebie. Tak jak wiele innych rzeczy. Nie dostrzegając nic, Tarian kontynuował: – Trafiliśmy tam właściwie jeden po drugim. Eira był przede mną o jakiś miesiąc, może dwa, kilka dni po mnie pojawił się Mortimer.

Wampirzyca zmieniła pozycję na krześle, siadając po turecku i nie spadając przy tym z mebla. Tarian odebrał to jako sygnał do kontynuacji, dlatego uporał się do końca z jajecznicą, wypił kawę i odsunął naczynia na bok, by mieć pełny widok na dziecinę. Jej uważne spojrzenie sprawiło, że przeszedł go lekki dreszcz, ale tego nie analizował – ciało nadal nie do końca przyzwyczaiło się do tych karmazynowych oczu – bowiem wiedział, że ona nie zrobi mu krzywdy. 

– Od początku budził strach u innych dzieci i starszych wychowanków. Sama chyba rozumiesz, z czego to wynika. – Ebrill skinęła głową. Pewnie sama by się bała, spotykając nagle rówieśnika będącego po części żubrem; to zdawało się przecież wbrew naturze. – Tomás Pólus próbował wytłumaczyć całemu mojemu rocznikowi, że Mortimer niczego nam nie zrobi, że jest taki jak my, ale przecież było widać, że kłamie. Na pierwszy rzut oka nie było bowiem w Mortim niczego, co mogłoby uczynić go jednym z nas.

– Mimo to zawiązałeś z nim braterstwo – zauważyła Ebrill.

Drych przytaknął.

– I zrobiłem to z pełną świadomością czynu, którego się dopuszczam. – Przez jego usta przebiegł krótki, prawie nie dający się złapać, uśmiech. – Zobaczenie kogoś takiego nie było dla mnie niczym niezwykłym, bowiem wuj, który mnie wychowywał, nim trafiłem do przytułku, bo ten musiał wyjechać na wiele lat za granicę, zdołał zapoznać mnie z przedstawicielami każdego rodzaju istot, jaki chodził po Ziemi czy to nocą, czy to w ciągu dnia.

– To musiał być ciekawy etap w twojej edukacji.

Opiekun spojrzał na dziecinę, ta mogła dostrzec w jego spojrzeniu jakiś przytłumiony błysk.

– Wierz mi, był. Nauczył mnie przede wszystkim tolerancji dla każdego, kogo w swoim życiu spotykam, i nieoceniania pod żadnym względem. Dlatego umiałem wykazać się empatią w stosunku do Mortimera, to nie była jego wina, iż urodził się taką hybrydą, nie miałem też żadnego prawa, by oceniać jego rodziców. To, co mogłem zrobić, to pokazać mu, że może znaleźć dla siebie towarzysza. – Zakręcił trochę kubkiem, który nagle pochwycił, i spojrzał na dziecinę. – Mogę prosić jeszcze trochę kawy?

Dziecina i opiekunKde žijí příběhy. Začni objevovat