Armia: Posterunek cz.2

Zacznij od początku
                                    

Słońce wstało tego dnia tak samo jak każdego innego. Ogromna żółta kula wyszła powoli znad horyzontu i oświetliła świat. Jego promienie oświeciły również setki tysięcy ludzi stojących w kilku rzędach. Wszyscy byli uzbrojeni i przygotowani do walki. Część miała zwykle karabiny, czy pistolety. Ci stojący z samego przodu dzierżyli ostrza i pałki. Choć wydawało się to głupie, by atakować roboty czymś takim to oni zdawali się tym nie przejmować. Gdzie nie gdzie jeździły czołgi i inne pojazdy, A pół mili za nimi były przygotowane do startu myśliwce i helikoptery. Nagle pierwszy rząd rozstąpił się. Przed szereg wyjechały trzy wozy opancerzone, z których wysiadły cztery osoby. Jacob, Frank, prezydent i doktor Alluvach stanęli przed wszystkimi.
-Na pozycję- zabrzmiał donośnym głosem Jacob.
On i doktor Alluvach wysiedli razem do jednego z pojazdów. Frank i prezydent zajęli kolejne dwa, odpalili silniki i odjechaliw dwie przeciwległe strony. Po chwili zatrzymali się na środku lewej i prawej flanki. Jacob obserwujący to przez lornetkę odłożył ją i kiwnął głową do Alluvacha, a wówczas stało się coś niesamowitego. Jak z podziemi wyrosło nagle koło nich siedemdziesięciu ludzi. Był to specjalny oddział Alluvacha, który miał poprqdzic natarcie. Stanęli oni teraz ramię w ramię, jeden obok drugiego i wyciągnęli broń.
- Atak- choć słowo to zostało wypowiedziane zupełnie normalnie to zdawało się, że każdy to usłyszał. Wszyscy wyciągnęli i odbezpieczyli broń. Zaczął się marsz w stronę wydmy, za którą miało czekać ich przeznaczenie. Powoli zbliżyli się w ciasnym szyku i gdy pierwsi z nich dotarli na szczyt wydarzyło się wiele rzeczy w tym samym momencie. Ci stojący z przodu zaniemówili. Choć widzieli na zdjęciach to wszystko co Moloch stworzył to jednak zobaczenie tego na własne oczy było czymś innym. Ogromne żelazne miasto rozpościerało się przed nimi. Było wszędzie gdziekolwiek patrzyli. Wyglądało jak jeden wielki organizm, który cały czas się rozbudowywał. Jednak najgorsze było to co stało przed tym wszystkim. Tysiące maszyn wojennych gotowych na bitwę. Ci, którzy byli na przedzie poczuli dziwne wibracje pod stopami jakby całą ziemia trzęsła się pod wpływem tego co Moloch zrobił. W tym też momencie nad ich głowami przeleciały myśliwce, które rozpoczęły ostrzał w kierunku wroga.
Ale Jacob już tego nie dostrzegł, bo w tym momencie maszyny otworzyły ogień.
-Ruszać- wrzasnął, a jego pojazd zaczął zjeżdżać z wydmy. Za nim ruszyli wszyscy.
Setki tysięcy ludzi ruszyło w kierunku robotów, które nie przestawały strzelać. Powoli na przód wysunęli sie ludzie Alluvacha i oddziały do walki wręcz. Szybko pokonały dzielący je dystans i zaatakowały. Pierwsze blaszane głowy zaczęły spadać na ziemię. Strzelcy również nie ustępowali. Powoli maszyny zaczęły się cofać.
- Zamknąć ich- krzyknął Alluvach. Flanki natychmiast się rozszerzyły. Powoli zamykali robotom drogę przed siebie. Kolejne strzały kładły na ziemię maszyny, które próbując się przegrupować wypuściły wszystkie blokery na początek. Te stanęły twardo blokując wszelki atak, A wówczas Frank poczuł, że ich przewaga zaczyna się kurczyć. Zobaczył działa Gausa powoli wychodzące na przód i przygotowywały się do strzału. Chciał krzyknąć, żeby uważali, ale nie zdąrzył.
-Teraz - krzykneli razem Alluvach i Jacob, a ich ludzie wysunęli się do przodu. Weszli pod masywne blokery i wbili w nie swoje ostrza od drugiej niezabezpieczonej strony. Jedyną ochrona Molocha właśnie padła, ale wciąż trzeba było zatrzymać działa, które miały lada moment wystrzelić. Teraz jednak nie było to już żadnym problemem. Połączony atak tysięcy karabinów i kilku celnych ciosów położył je na ziemię. Ludzie zawyli ze szczęścia i ruszyli do ataku. Teraz gdy roboty nie miały już żadnej ochrony zniszczenie wszystkich było kwestią paru minut.
W końcu stanęli przed ogromnym żelaznym murem, który wznosił się przed nimi. Myśliwce zbliżyły się i otworzyły ogień. Nim jednak pierwszy pocisk trafił w bramę wyleciały zza niej pociski, które trafiły każdą z maszyn
- Nie- krzyknął Jacob patrząc jak spadają w dół. Ludzie, którzy stali pod nimi próbowali uciec, ale nie mieli szans. Ciężkie maszyny spadły na ich głowy i wybuchły.
W tym momencie rozległ się jednak przerażliwy pisk. Brama otwierała się i wychodziło z niej co najmniej piec razy więcej robotów niż dotąd zniszczyli. Na murach pojawili się snajperzy, a na lewą j prawa stronę zaczęły spadać dziwne żelazne kule.
- Do tyłu!- wrzasnął Jacob- wycofać się.
Ale to nie było takie proste. Ludzie byli w zbitym szeregu i nie mogli się cofać na zawołanie. Strzały trafiały niezwykle celnie. Zaczął się popłoch. Ci stojący z przodu chcieli uciekać nie patrząc na to co było za nimi. Taranowali innych byle by tylko uciec.
I wtedy stało się najgorsze. Żelazne kule, które na nie zrzucili podjechały do lewej i prawej strony i otworzyły się. Frank i prezydent z przerażeniem zobaczyli mechanizmy zapalające, ale nie mogli już nic zrobić. Bomby wybuchły.
Siłą uderzenia była tak wielka, że Franka odrzuciło do tyłu. Poczuł, że z głowy ścieka mu krew. Nic nie słyszał. Powoli, choć niepewnie wstał i rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to, że był jednym z nielicznych, którym się udało. Tysiące ciał leżało porozrzucanych w różnych miejscach. Mieli dziwnie powyginane koniczyny. Można by było pomyśleć, że zasnęli, gdyby nie to, że z każdego z ciał wylewał się potok krwi. Frank powoli zaczął iść w kierunku środka. Chciał przejść na drugą stronę. Upewnić się, że prezydent żyje. Podbiegł do niego jeden z żołnierzy i pomógł mu iść w kierunku rzędów ludzi, którzy jeszcze walczyli, ale w końcu musieli upaść. Pierwszy rząd rozdzelił się, a w szparę natychmiast wbiegły roboty. Przebiegły na drugą stronę i zaczęły krążyć zamykając wszystkich w pułapce.
- Otoczyli nas- powiedział słabo Frank- To koniec.

Neuroshima- Historie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz