Rozdział 2. - Tak to mniej więcej było.

340 37 7
                                    

Pierwszy dzień szkoły, czego chcieć więcej! Więcej wakacji rzecz jasna. Chyba każdy nastolatek w budynku pragnął stamtąd jak najszybciej uciec, tym bardziej, że pogoda dopisywała bardziej niż w ostatnich tygodniach wakacji. Tak było chyba zawsze, deszczowe dni sierpnia zamieniały się w słoneczny wrzesień, który powodował miliony niezadowolonych twarzy.  

Cała klasa przywitała się po długiej, bo trwającej aż dwa miesiące rozłące! Aż dwa miesiące, wyobrażacie to sobie? Nauczyciele nie zmienili się prawie wcale, nadal byli tak samo upierdliwi, a jeszcze inni nudniejsi niż w zeszłym roku.

Do nastoletnich uszu już od pierwszego dnia dochodziły informacje na temat egzaminów końcowych.  Wszystko kręciło się wokół tych chorych testów, które miały za zadanie sprawdzić ogólną wiedzę uczniów z danego przedmiotu. Egzamin dorosłości, jak go niektórzy nazywali, był niczym innym jak kolejnym debilnym wymysłem ministerstwa oświaty. Dzieciaki tylko się przez to stresowały, zarywały noce, by przypadkiem czegoś nie zapomnieć na egzaminie. Po co? Oczywiście po to, by dostać się na jakieś dobre studia, był to test, który mógł zniweczyć plany na dobrą przyszłość. Trzeba było myśleć według klucza, a własny rozum najlepiej pozostawić w domu zamknięty pod kluczem.

Klasa, do której uczęszczał Luke, rozsiadła się po całej sali. Każdy zajął to samo miejsce, które zajmował przez cały pierwszy rok. Nikt nie musiał się o nic martwić, bo inni nawet nie myśleli, by go podsiadać. Niepisane prawo.

Jeszcze wtedy wszystko wydawało się być dobrze, Luke nadal rozmawiał z kolegami, śmiał się, żartował, przede wszystkim nie zamartwiał się.

Minęło kilka tygodni, podczas których chłopak zmienił się sam tego nie zauważając, a jego rówieśnicy zaczęli się oddalać od nastolatka z niewiadomych przyczyn. Tak naprawdę nigdy się nie dowiedział, dlaczego ludzie przestali z nim rozmawiać. Nigdy w to nie wnikał, bo to co się w nim narodziło, nie pozwalało na taki ruch z jego strony.

Często przesiadywał na betonowych schodach, na których szczycie znajdowało się wejście do biblioteki. Czy to nie tam chodzą ludzie, by na chwilę zniknąć, by znaleźć się w innym świecie, niejednokrotnie lepszym od tego realnego? Tak; i on tez pewnego dnia zaczął spędzać tam coraz to więcej czasu, często rozmawiał z bibliotekarką, ponieważ była znajomą jego mamy. Czuł, że oddala się od wszystkich, ale nic nie mówił, miał nadzieję, że to przejściowe, jakiś kryzys; miał nadzieję, że od tak zniknie, ale nie zniknęło i to było najgorsze.

Do kolegów z klasy podchodził z coraz większą niechęcią, wstydził się, obawiał się, ale czego? A tego, że go odrzucą, że przestaną z nim rozmawiać i pewnego dnia przestali. Może to właśnie jego odcięcie się od całej reszty było tego powodem, a może tak miało być.

Pewnego dnia przestał w siebie wierzyć, miał wrażenie, że z niczym sobie nie poradzi, co w przeszłości nigdy się nie zdarzało. Nie zastanawiał się, czy da radę rozwiązać zadanie z matematyki zanim otworzył podręcznik, po prostu je robił i wychodziło mu to całkiem nieźle. Później po prostu zaczął twierdzić, że nie da rady, że wszystko jest za trudne, że on jest na to za głupi.

Naprawdę nie wiem co się dzieje, czuję się coraz gorzej, ludzie odchodzą. Najpierw odeszła mama, a potem wszystko posypało się jak domek z kart. Jedno zdarzenie powodowało drugie. A ja po prostu się boję. Nie chcę się zmieniać, nie chcę być sam. Chcę mieć przyjaciół, nie chcę się wstydzić. Czy wszystko może wrócić do normy, proszę?

Od dziecka był nieco wstydliwy, a raczej od kiedy zaczął dorastać i rozumieć niektóre rzeczy. Jako pięciolatek potrafił pójść z byle z kim, byle gdzie, byleby przygoda. Kiedy widział aparat od razu szczerzył się w ogromnym uśmiechu pokazując ubytki w uzębieniu. Był częścią pięknego świata, jaki widzą dzieci. Był tego częścią i nigdy o tym nie zapomni.

Teraz stawał się powoli outsiderem, częścią tego gorszego świata, gdzie nie ma się znajomych, a wypowiedzenie choćby  najkrótszego zadania na forum klasy stawało się niemożliwością. Głos więzł w gardle nie pozwalając na nic. W myślach układał przeróżne odpowiedzi, ale nigdy ich nie wypowiadał, bo za bardzo się bał.

Jak z takiego pogodnego dziecka, później nastolatka mógł stać się tym, kim się stał? Smutnym, bladym człowiekiem, który rzadko chciał wychodzić z domu. Często nie spał, mało jadł, innym razem zjadał o wiele za dużo. Kiedy zaszła tak diametralna zmiana i dlaczego nikt tego nie zauważył? Jego rodzice, właśnie. Mama odwiedzała go najczęściej jak się dało i tylko wtedy, kiedy ojciec chłopaka był w pracy, by nie wszczynać niepotrzebnych kłótni. Przynosiła mu wszystko czego potrzebował, robiła zakupy, dzwoniła i pytała, czy wszystko w porządku. Kłamał, kiedy odpowiadał na jej pytania, kłamał za każdym pieprzonym razem tylko po to, by nie martwić kobiety, która oddałaby za niego życie. Nie zastanawiałaby się nawet przez sekundę, tylko wskoczyłaby w ogień, żeby uratować swojego małego synka. Tak, zawsze pozostawał dla niej jej ukochanym synkiem, niezależnie od tego ile chłopak miał lat. Takie są matki, dziecko w ich oczach zawsze jest nastolatkiem potrzebującym nieustannej pomocy w jego życiowych rozterkach. Matki zawsze pragną się opiekować, utulać do snu, przykrywać kocem swoje dziecko, kiedy grypa zawładnie jego ciałem; robić rosół, bo rosół jest dobry na wszystko.

Właśnie dlatego nawet jego mama, która była dobrą kobietą niewiele na początku zauważała. I nie mogła pogodzić się z faktem, że jej syn został w domu, a ona mieszkała na drugim końcu miasta. Chciała go zabrać, ale zdecydował i może tak było lepiej. Wiedziała, że był skryty, wstydliwy i wiedziała też, że mieszkanie z obcym mężczyzną nie pomoże mu w przezwyciężeniu tego wszystkiego, co w nim siedziało. Postanowiła dać temu wszystkiemu czas, ale nigdy nie podejrzewała, że będzie tak źle. Wprawdzie nigdy nawet nie dowiedziała się, co tak naprawdę przeżywał, powiedział niewiele, tyle by wystarczyło. Nigdy jednak nie rozczulał się nad sobą, nigdy nie mówił o nieprzespanych i przepłakanych nocach, nigdy nie powiedział o bólu, który sobie zadawał, by złagodzić ból psychiczny. Nigdy nie powiedział jej także, jak często myślał o śmierci, nigdy nie powiedział, że raz nawet chciał spróbować, ale w porę się rozmyślił. Dlaczego? Dlatego, że kobiecie pękłoby serce, a tego nie chciał. Nie chciał, by przez niego płakała, zasługiwała na to, co najlepsze. Nie zasługiwała na tak słabego syna, jak twierdził, więc udawał silnego. Ale ile można było udawać? Kłamstwo ma krótkie nogi i w pewnym momencie zaczął się we wszystkim gubić. Jego gra polegająca na zrób wszystko, by inni się nie dowiedzieli, trwała w najlepsze. Nikt niczego nie podejrzewał, nikt niczego nie zauważył poza faktem, że chłopak trochę się wyciszył, odsunął się od ludzi w klasie, a później zaczął opuszczać szkołę tak długo, jak tylko się dało. Co było kolejnym zmartwieniem jego matki. To był tylko jeszcze jeden element tej smutnej układanki, przez co czuł się podle.

Luke niegdyś szczęśliwy, teraz beznadziejnie smutny Hemmings patrzył na to wszystko jak przez mgłę. Nie umiał opanować swoich demonów i dlatego tak źle się działo w jego życiu.

___

Cześć ;) Ten rozdział mi się nie podoba, no cóż, ale początki, czyż nie bywają najtrudniejsze? No, ale nie będę się usprawiedliwiać, bo to nie ma sensu.

Powiem tylko tyle, że to taki ogólnikowy rozdział, reszta będzie skupiona bardziej na pojedynczych sytuacjach, przynajmniej mam taki zamiar.

Jak już pisałam pod poprzednim rozdziałem, nie będę dodawać kolenych części nie wiadomo jak często, bo chcę dać sobie trochę więcej czasu na tę historię ;) Dziękuję każdemu, kto to czyta x

Lots of love xx

Fobia // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz