𝐒𝐄𝐕𝐄𝐍

121 8 9
                                    

Luna w dalszym ciągu leżała nieruchoma, jednak jej ciało powoli wracało do normalnej temperatury. Klatka piersiowa dziewczyny równomiernie unosiła się w górę, aby już po chwili spokojnie opaść. Podczas, gdy organizm Krukonki wykonywał charakterystyczne dla niego prace, głowę blondynki zajęła jedna osoba, którą był nie kto inny, jak Neville Longbottom.

W przebłyskach, Lovegood widziała ich początkowe spotkanie na szkolnym korytarzu, które zaowocowało przyjaźń między nimi. Kolejno zobaczyła wspólne wpatrywanie się w chmury oraz pierwsze formalne wyjście tylko we dwójkę. Za każdym razem Luna wyraźnie mogła ujrzeć nieśmiały uśmiech Gryfona oraz drobne, przyjemne dla oka gesty. Następnie jej myśli skupiły się na ostatnim wydarzeniu w Zakazanym Lesie, kiedy to chłopak podarował właśnie jej, piękną bransoletkę z testralem, która obecnie spoczywała w kieszeni dolnego odzienia.

Krukonka zdążyła zauważyć, że brunet wprowadził w jej życie wiele pięknych wspomnień oraz przemyśleń, którymi dysponował. Dziewczyna zapamiętała nie tylko jego uśmiech, ale oczywiście i oczy, które wpatrywały się w nią z troską, a także artystyczne dłonie, często kreślące coś w czarnym brudnopisie, należącym do Longbottoma. Pamiętała o każdej, drobnej rysie jego twarzy. Ubóstwiała właśnie tego Gryfona, tak samo jak uwielbiała różne, magiczne stworzenia.

Nieznane dotąd ciepło całkowicie rozeszło się po sercu Luny, a delikatne, malinowe wargi uniosły się ku górze, co nie uszło uwadze chłopaka, który intensywnie wpatrywał się w ukochaną przedstawicielkę płci pięknej.

— Neville — wyszeptała dziewczyna, a brunet nie mógł się powstrzymać, więc również wykrzywił usta w szczerym uśmiechu. — W mojej kieszeni jest bransoletka — rzekła po chwili, a chłopak wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. — Wyjmij ją i jeśli możesz, nałóż na moją lewą rękę. . . — orzekła Krukonka. — Proszę — dodała, a Longbottom nie czekając, ani chwili dłużej, zbliżył się do niej.

Chłopak delikatnie wyjął wspomnianą wcześniej biżuterię i z ostrożnością wypisaną na twarzy, ale jeszcze bardziej widoczną w jego oczach, nałożył Lunie bransoletkę. Dziewczyna pomachała ręką, a spod jej powiek popłynęło kilka, drobnych łez.

— D-dlaczego płaczesz? — spytał zdezorientowany brunet. — Czy z-zrobiłem coś nie tak? — dopytywał, kiedy oczy Lovegood zaszkliły się jeszcze bardziej.

Wpatrywali się w siebie przez kilka minut, zapominając o otaczającym ich świecie. W tym momencie liczyli się tylko oni.

— Panna Luna! — rozległ się głos Zgredka, który doprowadził młodych czarodziejów do porządku. — Jak dobrze, że się panienka obudziła — uszy Skrzata powędrowały ku górze, a wargi nie zostały im dłużne i wzięły z nich przykład.

— Zgredku — szepnęła dziewczyna, a wspomniany miłośnik skarpet otoczył szyję blondynki swoimi drobnymi dłońmi.

Gryfon wpatrywał się w tą scenę w ciszy, usiłując zapisać w myślach ten uroczy widok.

— Zgredek się martwił — powiedział Skrzat, kiedy zdążył oderwać się od Krukonki. — Ale Zgredek wiedział, że panna Luna należy do silnych osób — dodał Skrzat, a dziewczyna obdarowała go swoim jednym z piękniejszych uśmiechów (oczywiście ten najpiękniejszy był zarezerwowany dla Longbottoma). — Niech panienka wybaczy, ale Zgredek musi już iść. Obowiązki wzywają! — po tych słowach rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając ich samych w pokoju.

— Luna, musisz wiedzieć, że ktoś cię zaatakował, jednak na razie nie jestem w stanie powiedzieć kto to był. . . — zaczął chłopak, jednak kiedy zobaczył uniesioną dłoń blondwłosej, natychmiast przerwał.

— Neville'u, nie chcę się dowiadywać kto mi to zrobił, mam ważniejsze sprawy na głowie, chociażby poszukiwania różnych, interesujących stworzeń — powiedziała dziewczyna, a kiedy zobaczyła zdekoncentrowanego Gryfona, od razu postanowiła kontynuować: — Zrobili, co zrobili, jednak nie jest to dla mnie ważne. Nawet jeśli dowiedziałabym się kto to był, to taka informacja nie zmieniłaby nic w moim życiu. Tym ludziom, będę musiała pokazać, że jestem jeszcze silniejsza, niż wcześniej — rzekła, poprawiając termofory, które dotychczas ogrzewały jej ciało.

— To będzie nie lada wyczyn, ponieważ już teraz jesteś bardzo silną, piękną i wesołą dziewczyną — odparł brunet, a szkarłatne plamy wdarły się na policzki Lovegood.

— Neville powinnam ci coś powiedzieć — Krukonka wypowiedziała te słowa całkiem stanowczo.

— Ja też muszę coś tobie przekazać — wtrącił chłopak, a Luna popatrzyła na niego zaciekawiona. — Jednak mogę poczekać, bo jak to się mówi, czarownice zawsze mają pierwszeństwo — kiedy dopowiedział te słowa blondynka zaśmiała się cicho, więc brunet również postanowił do niej dołączyć.

— To na trzy? — zapytała dziewczyna, a chłopak jakby niepewnie pokiwał głową.

— Na trzy — odpowiedział, aby umocnić w przekonaniu Krukonkę.

— Myślę, że darzę cię tym niesamowitym uczuciem. . . — wypowiedź Lovegood zaczynała się właśnie w ten sposób.

— Wydaję mi się, iż jesteś moim oczkiem w głowie. . . — w zdaniu Longbottoma dało się słyszeć spokój i troskę.

Przerwali, aby odszukać tęczówek, należących do drugiej osoby.

— Kocham cię — powiedzieli jednocześnie, intensywnie wpatrując się w swoje oczy, by następnie wybuchnąć śmiechem.

Mimo, że użyli tych dwóch słów, które wypowiadało codziennie wiele, ale to naprawdę wiele osób, to byli bardzo zadowoleni. Oczywiste dla nich było, że miłość można wyrazić również w gestach, jednak te dwa słowa były dla obojga kluczowym elementem. Ostatnim puzzlem, ciężkiej układanki, bo gdy ostatni element zostanie wepchnięty, można odczuć ulgę oraz błogość i właśnie takie emocje towarzyszyły tej dwójce.

— Miłość. . . — ponownie zaczęli mówić w tym samym czasie, jednak w tym przypadku nie było to planowane.

Neville skinął głową, dając tym znać Lunie, że może (a nawet, że powinna) kontynuować wypowiedź.

— Miłość jest jak cukier — rzekła Lovegood, wpatrując się w oczy chłopaka. — Czy to w cukierniczce, czy to w opakowaniu, cukier zawsze styka się ze sobą. Jego drobinki są wspomnieniem, a paczka w której się znajduje jest niczym wielkie pudło pełne najprzyjemniejszych chwil — dziewczyna zaczęła dokładnie oglądać, dobrze jej znaną twarz Gryfona. — Cukier jest słodki tak samo jak to. . .

— Uczucie — oboje uzupełnili wypowiedź blondynki.

Pod wpływem impulsu, stanęli naprzeciwko siebie, przypatrując się sobie nawzajem. Mimo niedoskonałości drugiej osoby (które dla nich były niewidoczne) uwielbia się. Pomimo dziwnych zwyczajów kochali się, bo to czyniło ich wyjątkowych. A wygląd? Był tylko dodatkiem, który sprawiał, że ta dwójka odczuwała jakby naprzeciwko siebie (każde z nich) miało ideał ideałów.

Podchodzili do siebie stopniowo. Krok po kroku. Oddech po oddechu. Łomot serca za łomotem serca. W końcu ich twarze spotkały się gdzieś w środku, tego krótkiego, ale jakże ważnego dla nich pochodu. Twarze znajdowały się bardzo, ale to bardzo blisko siebie. Z tej odległości mogli zobaczyć najmniejsze detale drugiej osoby.

Ich usta jakby niepewnie skierowały się ku sobie i w końcu złączyli je w nieśmiałym, ale jednak namiętnym, krótkim, lecz z drugiej strony długim, pełnym słodyczy oraz troski pocałunku.

Kiedy oderwali się od siebie, ponownie spojrzeli na swoje twarze. Można z nich było wyczytać zadowolenie, cierpliwość, czułość, ale przede wszystkim miłość. To uczucie, które jest niczym cukier.







authors note
a więc tak moi drodzy,
takim oto akcentem
postanowiłam zakończyć
tę książkę! mam nadzieję,
że przyjemnie wam się
czytało. mimo, że nie było
jakiejś większej akcji, to jestem
zadowolona z tych rozdziałów.
chciałabym podziękować każdemu,
kto zdecydował się przeczytać tą
krótką opowieść o moim ulubionym
shipie!! a tymczasem już zabrałam
się za pisanie kolejnych książek i
jedna o seamusie powinna pojawić
się już niebawem. dziękuję, że
jesteście,
julka ♡

✓ 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐈𝐒 𝐒𝐔𝐆𝐀𝐑 nunaWhere stories live. Discover now