«--Mokra Przygoda--»

11 1 0
                                    

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Historia ta wydarzyła się pewnego dziwnego, pochmurnego wieczoru. Spacerowałam brzegiem Morza Północnego. Było dosyć ponuro, słońce skryło się bardzo wcześnie za piórami chmur. Ale mi to nie przeszkadzało. Świeża, chłodna bryza tańczyła dookoła mojej skóry, przepływała delikatnie przez słomiane włosy. Czułam się uspokojona i szczęśliwa. Pomimo, że byłam sama, nie czułam się samotna. Chyba każdy potrzebuje czasami pobyć sam ze sobą, by oczyścić spojrzenie, myśli i duszę. Nic nie zakłócało zaciszności tamtego miejsca.

W pewnej chwili, wszystko się zmieniło. Niebo przybrało postać antracytowego sufitu, pokrytego wielkimi, szarymi chmurami. Morze wzburzyło się i pofalowało. Wkrótce potem zimne, miękkie krople wody zaczęły spadać na ziemię. W mgnieniu oka stałam się mokra niczym wydra.

Najszybciej jak mogłam, pobiegłam skryć się pod drzewami rosnącymi w pobliżu.
Kryjówka ta wydawała mi się w miarę bezpieczna, dopóki pierwsza błyskawica nie rozcięła nieba. Wiedząc, że to głupio i niebezpiecznie stać pod drzewami podczas burzy, zaczęłam biec przez las. Lekki, delikatny wiaterek zmienił się w ryczącą, wyjącą wichurę, która mocno wstrząsała listkami i gałązkami. Bałam się, ale starałam opanować i słuchać  melodii nadziei grającej w mojej duszy. Nagle, w oddali huknął potężnie piorun. Krzyknęłam, gdy obok mnie upadł wysoki buk.

Poczekałam, aż serce przestanie mi walić jak galopujący mustang i wznowiłam ucieczkę, walcząc ze zmęczeniem i ciężarem samotności.

Gdy już prawie całkiem upadłam na duchu, dostrzegłam tajemnicze drewniane drzwi skryte pośród traw. Powiedziałam do siebie, że to musi być wejście do jakiegoś schronu! Odetchęłam głęboko kilka razy, wyciągnęłam sztylet z pochwy (na wszelki wypadek), otworzyłam drzwi i wskoczyłam do środka.

Rozejrzałam się uważnie dookoła i uświadomiłam sobie, że nie jestem sama. Oprócz mnie znajdował się tam jakiś człowiek, siedzący w cieniu drewnianej szafy. Twarz miał skrytą za kapturem.

Czując adrenalinę pulsującą w żyłach, przestraszona swoją szaloną odwagą, zapytałam:
-- Kim jesteś i co tutaj robisz? -- oczywiście, głos strasznie mi się trząsł.
-- Nie jestem nikim specjalnym, a robię to samo, co ty. - odpowiedział i zdjął kaptur, dzięki czemu mogłam zobaczyć kpiący uśmieszek na jego twarzy. Nie należała ona do dojrzałego mężczyzny, ale do chłopaka, starszego pewnie ode mnie o kilka lat. Jego oczy miały barwę bursztynów wysypanych na piasek przez morze i iskrzyły się po elfiemu. Zapytałam chłodno:
-- Jestem taka zabawna?
-- Nie, absolutnie, tylko jesteś cała mokra. Powinnaś się przebrać, bo będziesz chora. -- odparł z powagą (na moje ucho trochę przesadną).
-- Nie ma mowy! Nie ściągnę przy tobie ubrań, nawet nie znam twojego imienia. -- wymamrotałam, zaciskając szczękające zęby i telepiąc się z zimna i zażenowania.
-- Mogę zamknąć oczy. Zrobię to, obiecuję. -- powiedział i upadł przede mną na kolana, rzucając przy tym w moją stronę swoje (zapasowe) spodnie i koszulę.
Złapałam je i zapytałam:
-- To twoja prywatna rezydencja, Milordzie? Mieszkasz tu?
-- Coś w tym rodzaju, Panno z Mokrą Głową. To moje tajemne miejsce. Przychodzę tu wtedy, gdy potrzebuję pobyć sam ze sobą, pomyśleć i odpocząć. To stary schron po II wojnie światowej. Przebierz się, a ja przyniosę coś do jedzenia. Zaraz wracam, więc lepiej pośpiesz się.

Po zakończeniu swojej przemowy zniknął w sąsiednim pomieszczeniu, którego dotąd nie zauważyłam. Sprintem ściągnęłam przemoczony sweter
i bluzkę i założyłam koszulę chłopaka. Tak jak się spodziewałam, była na mnie za duża. Zmieniłam też spodnie i skarpetki. Wszystko było kompletnie przesiąknięte wodą!

Potem usiadłam na podłodze schronu w środku brytyjskiego lasu i zaczęłam płakać. Łzy spłynęły po moich policzkach jak słone strumyki i poczułam się bardzo samotnie. Ale po chwili wrócił mój towarzysz niedoli, niosąc bułeczki posmarowane Nutellą i butelki z lemoniadą. Naturalnie, przestałam płakać, wytarłam mokre oczy i zaczęłam jeść. Wszystko było takie pyszne! Nie przejmowałam się nawet zbytnio tym, że przystojny nieznajomy siedzi blisko mnie. Pewnie byłam zbyt głodna i zmęczona.

Gdy skończyliśmy naszą kolację, podziękowałam mu z wdzięcznością i zapytałam:
-- Jak masz na imię, Młodzieńcze z Bursztynowymi Oczami?
-- Na imię mi Henry, a tobie, Panienko?
-- Rosalie, ale możesz na mnie mówić Rosa.
-- Jestem zaszczycony, mogąc cię poznać, Madame. Mam nadzieję, że przetrwamy razem tę niebezpieczną przygodę.

Też miałam taką nadzieję. Niespodziewanie, zasnęłam. Gdy obudziłam się kilka godzin później, było już po burzy. Drzwi w suficie otworzyły się i do środka wskoczył Henry.
-- Plażę przykryła woda --  relazjonował -- spora część lasu została zatopiona, ale możemy bezpiecznie wyjść na zewnątrz.

Byłam w ogromnym szoku, gdy zobaczyłam ogrom zniszczeń dokonanych przez sztorm i powódź. Drzewa leżały pośród traw i kałuży wody. Co to był za bałagan! Henry także wyglądał na bardzo wstrząśniętego.
-- Spójrz, Rosa. Siły natury są tak nieprzewidywalne. Musimy mieć respekt wobec niej.

Potem wróciliśmy do swoich domów, rodzin. Od tamtego czasu staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. To była pierwsza przygoda, którą przeżyliśmy wspólnie. Bez wątpienia, bardzo mokra przygoda...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~
[

°  •]

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~

Mam nadzieję, że nie zepsułam tego opowiadania przekładem i że miło spędzicie czas przy obu wersjach.

Szczęśliwego Nowego Roku 2021, dobrego wieczoru!

~ Ola

*piosenka w mediach ~> "Wodymidaj" Kwiatu Jabłoni

The Wet AdventureWhere stories live. Discover now