7

93 2 1
                                    

Ból...szpital...lekarze...płacz...ból...światło...ból...ból...ból............

Moje powieki stawały się coraz lżejsze...powoli...powoli otwierałam oczy i dopadł mnie przerażający blask światła. W momencie je zamknęłam.

-Adison? - usłyszałam znajomy głos. Mama.

-Co się stało ? - ledwo wypowiedziałam te słowa. Nie miałam siły.

-Zemdlałaś..- westchneła- ...nowotwór ... rozrósł się...- i zaczęła płakać, zakryła twarz dłońmi. Chciałam wstać, pocieszyć ją, powiedzieć że wszystko okej że będzie dobrze...ale nie mogłam. Byłam za bardzo wstrząśnięta, mimo wszystko nie sądziłam że mój koniec nadejdzie tak szybko, miałam jeszcze nadzieję na kilka lat a okazało się że mogę nie dożyć tego miesiąca.

Po dwóch tygodniach wróciłam do domu, odwiedzali mnie tylko rozdzice, ale na OIOM'IE mogła to robić tylko rodzina. Blanc'owie napewno już wiedzą o mojej chorobie więc mogę być już pewna że straciłam z nimi jakikolwiek kontakt.To przykre że ludzie tacy są, niby co my możemy im zrobić ? Zarazić ? Nie. To nie możliwe, nie da się zarazić przez rozmowę czy chodźby dotyk.

Środa. Dziś wracam do domu. I zacznie się codzienna sielanka. Znów będę siedzieć w swoim pokoju i urzalać się jaka to jestem samotna. I tak będzie do końca mojego nędznego, beznadziejnego, krótkiego życia. Ale wytrzymam jeszcze te kilka miesięcy cierpień i w końcu kopne w tej cholerny kalendarz. Nawet nie umiem porządnie przeklnąć.

Rodzice przyjechali o 10, poszliśmy po wypis ze szpitala i ruszyliśmy ku wyjściu. Musiałam trzymać się taty ponieważ jeszcze nie jestem w pełni sprawna. Wsiadłam to samochodu. Ruszyliśmy.

Z trudem weszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam uspokajać swój oddech. Już jest dobrze...jest dobrze.

Cały dzień spędziłam w pokoju. Mama wparowała do mnie

-Jak się czujesz ? - w jej głosie usłyszałam troskę

- Nieźle. Ymm...mam pytanie

-Tak ?

-Czy Blanc'owie wiedzą ? O raku?

-Nie - szybko na nią spojrzałam. Spodziewałam się innej odpowiedzi. Mało tego byłam pewna że im powiedziałam

-Nie?

-Nie. Pytali się o ciebie a Aaron przychodził do szpitala ale stwierdziłam że sama im to powiesz kiedy będziesz gotowa

Przytuliłam ją. Jest najlepsza.

-Dziękuję

-Nie ma sprawy kochanie - uśmiechnęła się

-A teraz idź spać już późno. Dobranoc

Minął tydzień a ja nadal siedziałam w pokoju. Gdy przychodziła Sheila udawałam że śpię. Wiedziałam że będzie się pytać co mi dolega ale ja tego nie chciałam.

Poniedziałek. Rodziców nie ma w domu. Godzina 14. Dzwonek do drzwi. Nie zastanawiając się pobiegłam do drzwi i otworzyłam. Aaron. Chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem ale nie mogłam ponieważ był już w środku. Po co otwierałaś idiotko ?.

-Słucham.

-Czego ?

-Co ci dolega?

-Nic - spuściłam głowę i usiadłam na kanapie

-Zdrowi ludzie nie trafiają do szpitala na 2 tygodnie i nie mdleją bez powodu.

-Nie chce o tym gadać

-Przykro mi, nie poddam się

-Aaron proszę cię...

-Adison, daj spokój przecież każdy może być chory to nic dziwnego.

Nie odezwałam się.

-Wiesz że to z ciebie wyciągnę.

Nic.

-Dobrze, nie chcesz to nie mów, zapytam twoich rodziców. -

I zmierzał ku wyjściu

-Nie wiesz jak to jest...

Kroki ucichły. Zatrzymał się.

-Nie wiesz jak to jest zasypiać w nocy i mieć tą wątpliwość czy się jutro obudzisz. Nie wiesz ponieważ nie masz raka trzustki w czwartym stadium rozwoju.

Łzy zaczęły lać się po moich policzkach.

Poczułam że kanapa się ugina a silne dłonie oplatają moje ciało.

-Nie płacz, proszę. Wszystko będzie dobrze.

- Nie. Nic nie będzie dobrze. - wyplątałam się z uścisku i wstałam z kanapy.

-Jestem pewna że teraz już więcej się nie zobaczymy.

-Co? Dlaczego? - zmarszczył brwi i tak samo wstał

-Ponieważ każdy tak robi. Gdy dowiadują się o mojej chorobie odwracają się ode mnie. To dlatego nie mam przyjaciół, nie chodzę na imprezy ani do szkoły. Ponieważ jestem chora, to jest moja jedyna nieuleczalna wada, której niemogę się pozbyć chodźbym chciała, bo nie jestem normalna, nie mam normalnego życia rozumiesz ?

- Za kogo ty mnie uważasz ? Ja nie jestem wszyscy i na pewno cię niezostawie, czy TY rozumiesz ?? -

Zaskoczył mnie. Naprawdę. Ale co jeśli tylko tak mówi ?

-Uspokój się, siadaj. - odparł

Rozmawialiśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Jest cudownym przyjacielem. Jest inny.Wyjątkowy.

Minął kolejny tydzień a rodzeństwo Blanc odwiedzało mnie codziennie. Ci ludzie byli niesamowicie i zdecydowanie nie są wszyscy.

Notka:
Przepraszam że taki krótki ale nie miałam weny :/

Miłość to najsilniejsze lekarstwo / Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz