3

80 2 0
                                    

Mama obudziła mnie o 9, mieliśmy iść do nowych sąsiadów a ona nie chciała zawracać im głowy po południu bo mieli dużo pracy przy urządzeniu domu. Ponieważ był czerwiec i było wyjątkowo gorąco ubrałam krótkie jeansowe spodenki i luźną modną bluzkę. Rozpuśiłam moje ciemno-brązowe włosy i powędrowałam do kuchni. Z szafki wyciągnęłam cztery pudełka tabletek, zarzyłam je kolejno popijając wodą, musiałam je brać rano i wieczorem. Gdy wyciągałam mleko z lodówki by zrobić sobie śniadanie tata wszedł do kuchni.

-Cześć kochanie, jak się czujesz ? - zapytał

-Dobrze tato - uśmiechnęłam się i go przytuliłam

-Słyszałem od mamy że wybieracie się dziś do nowych sąsiadów - usiadł przy stole i zaczął smarować kromki

-Tak, ty nie idziesz ? - zdziwiłam się, myślałam że tata z nami pójdzie, bardzo lubił poznawać nowych ludzi, zawsze był otwarty i odważny, ja wręcz przeciwnie.

-Niestety nie, dziś w firmie mamy ważne zebranie i jako prezes muszę tam być - skrzywił się tak samo jak ja.

-Ale na pewno ich jeszcze poznam - dodał tym razem się uśmiechając

-Tak - lekko się uśmiechnęłam i zabrałam się za moje płatki.

Godzinę później mama wkroczyła do salonu z jakimś pudełkiem

-Co to ? - powoli wstałam z kanapy czując lekki ból w okolicy żołądka, cholerny rak.

-Ciasto dla państwa Blanc- biła od niej radość, wszystkie przyjaciółki mamy były wielkimi plotkarami, z resztą tak jak i ona, wiedziała o niektórych więcej niż oni sami, z tąd pewnie wie już wszystko na temat rzekomych państwa Blanc

-Francuzi ? - jeszcze bardziej zaczęłam się denerwować, a co jeśli słabo znają angielski ?

-Mają francuskie korzenie, nie martw się znają angielski - zaśmiała się jakby czytała mi w myślach. Ulżyło mi.

Nadeszła ta godzina, 11. Byłam okropnie zdenerwowana, właśnie szłyśmy w stronę domu państwa Blanc. Zapukaliśmy do ślicznego żółtego domku, usłyszałam kroki i po chwili zza drzwi ukazała się krucha bardzo ładna szatynka miała około 15 lat.

-Dzień dobry - uśmiechnęła się

-Dzień dobry kochana, czy jest może twoja mama ? - moja rozdzicielka i ja odwzajemniłyśmy jej uśmiech, wyglądała na miłą osobę więc trochę mi ulżyło.

-Tak, proszę wejść, już ją wołam - uśmiechnięta zniknęła za ścianą a ja i mama weszłyśmy do środka. Było ślicznie i bardzo przytulnie, zdziwiłam się jak w tak krótkim czasie można było tak wspaniale urządzić wnętrze.

-Witam panie - zza ściany w której znikła nastolatka wyłoniła się piękna kobieta po 40.

-Dzień dobry , przyszłyśmy do państwa przywitać się, proszę oto ciasto, mam nadzieję że posmakuje - moja mama była zachwycona a ja stałam obok niej lekko zmieszana.

-Ojej, dziękuję bardzo, to nasze ulubione ciasto - uradowała się gdy zajrzała do pudełka.

-A tak w ogóle to jestem Katherine a to moja córka Sheila - wskazała na dziewczynę

-Ja jestem Anne a to moja jedynaczka Adison - przywitałam się z nią i Sheilą

-Zapraszam do salonu na kawę i ciasteczka

Weszliśmy w głąb domu gdzie znajdował się salon połączony z kuchnią. Kobieta położyła pudełko na blat i zaprosiła nas na kanapę. Wyciągnęła ciasto i zaczęła je kroić kładąc na talerzyki, które wyciągnęła jej córka.

Pani Blanc i Sheila okazały się wspaniałymi osobami, ja i dziewczyna zaprzyjaźniłyśmy się tak samo jak nasze mamy, na szczęście moja rodzicielka nie wspomniała o mojej chorobie, byłam jej bardzo wdzięczna.

Spędziłyśmy tam całe 4 godziny, ponieważ pani Blanc upierała się że skończyli już rozpakowywanie więc zostałyśmy dłużej.

Gdy wstałyśmy z kanapy i pożegnałyśmy się z Panią Blanc i Sheilą, drzwi się otwarły i usłyszałam męski głos

-WRÓCIŁEM !

-Aaron, chodź do salonu przedstawię ci nasze sąsiadki ! - powiedziała Pani Blanc, z jej opowiadań wynikało że ma jeszcze syna, to pewnie on.

Nagle do salonu wkroczył najprzystojniejszy facet jakiego w życiu widziałam, ta rodzina piękno ma chyba w genach....

Notka: witajcie :) mamy 3 rozdział, starałam się go rozpisać i to moje dzielo, podoba się ? 

Miłość to najsilniejsze lekarstwo / Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz